Artykuły

Anzorge oswaja komedię

"Śluby panieńskie" w reż. Tomasza Grochoczyńskiego w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Rafał Kowalski w Gazecie Wyborczej - Płock.

Płocka wersja "Ślubów panieńskich" - czyli Fredrowska opowieść o tym, że na miłość nie ma rady i warto o nią walczyć - to dwa zaskoczenia i tyle samo potwierdzeń.

Pierwsze z zaskoczeń objawia się, zanim którekolwiek z aktorów zdąży się odezwać: chodzi o malowniczą scenografię Małgorzaty Walusiak. Ogromna makieta dworku w zieleni różnych roślin plus żywa papuga - klimat jak w ogrodzie botanicznym pod dachem - dowodzą, że wąż w kieszeni dyrektora Marka Mokrowieckiego potrafi czasem przysnąć. Dyrektor nieraz w rozmowie z "Gazetą" powtarzał, że przy coraz mniejszym budżecie teatru nie będzie oszczędzał na aktorach, lecz scenografii. W tym przypadku sypnął groszem i może mieć satysfakcję, że nie stracił pieniędzy.

Zaskoczenie drugie to odwaga reżysera Tomasza Grochoczyńskiego. Według najnowszych badań Biblioteki Narodowej ponad 60 proc. Polaków w 2012 r. nie przeczytało ani jednej książki. On w tych okolicznościach nakazał aktorom mówić językiem sprzed blisko 200 lat. Jeśli po płockich "Ślubach..." choć kilka osób zajrzy do słownika, by sprawdzić, co znaczy "suplikować" albo "sromota", będzie to spory sukces reżysera.

Co do potwierdzeń, są nimi kreacje Krzysztofa Bienia i Katarzyny Anzorge. Bień niesłusznie został pominięty w tegorocznych nominacjach do nagrody Srebrna Maska, przyznawanej przez Płockie Towarzystwo Przyjaciół Teatru. Na nominację zasłużył udanymi występami w spektaklach "Trzech mężczyzn w różnym wieku" i "Być jak Kazimierz Deyna". Zabawną rolą Radosta udowodnił, że nadal trzyma wysoką formę. Anzorge z kolei jako Klara świetnie, w jednej chwili, z zarumienionej panienki zmienia się w pewną swego kobietę i na odwrót. Jest wiarygodna, kiedy z uśmiechniętym wyrachowaniem przekonuje, że "do zwalczenia nietrudny mężczyzna": lepiej nie ufać mu w pełni, nie wdawać z nim w niekończące się kłótnie, zamiast tego przytakiwać mu, a i tak robić swoje. Jeśli ktoś umie być wyrazisty w komedii (taka też Anzorge jest w aktualnie granym spektaklu "Weekend z kochankiem") - aktorzy powtarzają, że to najtrudniejszy gatunek sceniczny - znaczy, że potrafi naprawdę wiele.

Autoironiczny Sebastian Ryś jako Albin i pomysłowy Przemysław Wyszyński w roli Gustawa są naprawdę nieźli. Lecz jeśli do Katarzyny Anzorge dodamy ekspresyjną rolę Martyny Kowalik we "Wścieku", mamy dowód, że aktualnie płockim teatrem zawładnęły jednak młode kobiety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji