Artykuły

Moja Dulska nie potrzebuje lustra

- Krzysiek nigdy nie ukrywał, że czerpie z naszych prywatnych relacji. Często jesteśmy obsadzani ze względu na nasze osobowości, sytuacje życiowe. Czasem to uwiera. Kiedy spojrzeć na moje postaci z jego spektakli, można w nich zobaczyć tę samą kobietę - mówi MAGDALENA CIELECKA, aktorka Nowego Teatru w Warszawie.

Dorota Wyżyńska: "Ach, przyszedł na mnie czas" - westchnęłaś ponoć, kiedy Marcin Wrona zaproponował ci rolę Dulskiej w spektaklu Teatru Telewizji, który zobaczymy w najbliższy poniedziałek.

Magdalena Cielecka: Bo pierwsza reakcja to był szok. Jak to, już Dulska? Oczywiście mówię to ironicznie, bo musiałabym nie znać Marcina, żeby tę propozycję odczytać jako wytknięcie mi wieku. Zgodziłam się od razu. Ale kiedy opowiadałam znajomym, że będę Dulską, patrzyli z niedowierzaniem, aż sama zaczęłam wątpić, czy się nadaję i co na to wszystko powie moja profesor z krakowskiej PWST Anna Polony, która grała Dulską w filmie "Z biegiem lat, zbiegiem dni" Andrzeja Wajdy. Mierząc się z tradycją grania "Moralności pani Dulskiej", można się tym nieco pobawić. Zwykle Dulska to wrzeszcząca baba, która wszystkich rozstawia po kątach. Moja bohaterka stosuje inną taktykę, nie mniej skuteczną, ale bardziej wyrachowaną, robi wszystko w białych rękawiczkach - dosłownie i w przenośni. Wyobraziłam sobie kobietę, zimną emocjonalnie, która nie uzewnętrznia uczuć, nic o niej nie wiemy, ona niczego po sobie nie pokazuje, w związku z tym nie można jej nic zarzucić.

Jest taka scena, kiedy Dulska spogląda w lustro. Wydaje się, że już za chwilę uda nam się zobaczyć na jej twarzy emocje. Tymczasem widzimy plamkę na lustrze, którą Dulska natychmiast ściera, używając współczesnego spryskiwacza do szyb.

- Ona nie potrafi zobaczyć się w tym lustrze. Nie potrzebuje tego. Jest też druga scena przed lustrem, kiedy wydaje się, że ona za chwilę pęknie, że zobaczymy ją w płaczu, ale to trwa ułamek sekundy. Szybko się zbiera, pilnuje, żeby świetnie wyglądać. Nakłada maskę. Żeby nikt nie zobaczył jej słabości. Ona sobie nie może pozwolić na słabość.

Wspomniałam o spryskiwaczu do szyb, ale rekwizytów niepasujących do scenografii z epoki pojawia się potem coraz więcej. Przypomniał mi się "Magnetyzm serc", spektakl Grzegorza Jarzyny, w którym nie tak dawno grałaś Klarę.

- Ktoś zapytał mnie, czy moja Dulska to kontynuacja roli Klaiy. Może. Ta zbuntowana Klara ze "Ślubów panieńskich" Fredry stała się właśnie taką nieznośną, rządzącą wszystkimi Dulską. Skojarzenie z "Magnetyzmem serca" dla mnie też było silne. Tyle że tam podróż przez epoki była bardziej linearna, tutaj w nieoczekiwanych momentach pojawiają się rekwizyty, które sugerują, że coś jest nie tak, coś się nie zgadza. To pozory, nasz domek dla lalek. To jest dekoracja. Wszystko jest nieprawdziwe, wystarczy pchnąć i się rozsypie.

Odnajdujesz czasem Dulską w sobie?

- Czasem! (śmiech) Współczesne Dulskie to kobiety uwięzione we własnym wyobrażeniu o sobie poprzez oczekiwania, które wobec nich mają rodzina, środowisko, sąsiedzi. Muszą być perfekcyjne we wszystkich swoich rolach: matek, żon, zadbanych kobiet, przebojowych, spełniających się w pracy. Dzisiaj wiele osób chce dostosować swoje życie do obrazków z kolorowych magazynów. Apartament na zamkniętym osiedlu, na który zaciągnęliśmy ogromny kredyt, dzieci w najlepszych szkołach, wakacje w ciepłych krajach. A jednocześnie pojawia się lęk, żeby z tego poziomu nie zejść. Żeby nie stracić tego statusu, który mamy. Żeby nie stracić tych pozorów perfekcyjnego życia. Z kolei taki Zbyszko z "Dulskiej" jest przykładem złotej młodzieży, rozpieszczonej, mającej porządne kieszonkowe, ale kompletnie niesamodzielnej. Szybko orientuje się, że życie bez mamusi będzie trudniejsze i pełne wyzwań, których nie będzie potrafił podjąć. I rezygnuje ze swojego buntu. Mnie to też dotyczy. Jako aktorka z racji swojego zawodu czasem muszę stanąć na świeczniku. Mimowolnie wchodzę w ten świat pozorów, smali talków i kurtuazyjnych uśmiechów. I czasami czuję się jak w programie "Big Brother"...

Słyszałam, jak paparazzi na twój widok krzyczeli: "Wrzątek, wrzątek".

- O matko, nie wiedziałam. Sama widzisz, to może być denerwujące. Bo są różne momenty w życiu i nie w każdym chcielibyśmy być fotografowani.

Mam wrażenie, że udało ci się przed tym ochronić, że się przeciw temu buntujesz.

- Raczej się buntuję, dobrowolnie w tym nie uczestniczę. Kontestuję narzucane trendy, sposoby spędzania wolnego czasu, przyjęcia celebryckie, fotografowanie się na wakacjach do kolorowych magazynów. Niektórzy artyści wpuszczają media do domu. Trudno mi sobie to wyobrazić, to moja enklawa, mój świat. A i tak bardzo trudno go ochronić.

Pamiętam, jak kilka lat temu opowiadałaś przed premierą "4.48.Psychosis" według Sarah Kane, że co wieczór wracasz do domu z poobijanymi, pokaleczonymi kolanami. Że ten wymagający emocji i pełnego oddania teatr wiele cię kosztuje. Ale inaczej nie potrafisz. Trochę zwolniłaś?

- Tak, ale znów się to rozpędza. Wróciły na afisz stare spektakle z Rozmaitości - "Anioły w Ameryce", "Uroczystość". Gram w "Dziennikach" w IMCE, w "Kobiecie z zapałkami" w Narodowym.

I zaczęły się próby w Nowym Teatrze. Krzysztof Warlikowski przygotowuje spektakl inspirowany m.in. głośnym filmem "Kabaret" Boba Fossepa. A ty będziesz Sally Bowless, którą w filmie grała Liza Minnelli.

- W scenariuszu pojawiło się kilka ważnych odniesień literackich i filmowych. Ja gram w części inspirowanej "Kabaretem", ale to trochę jak z "Dulską" - to nie będzie teatralny odpowiednik filmu. Nie będę grać Sally Bowless, tylko współczesną wersję tamtej bohaterki. Ciekawe jest dla mnie, że po raz kolejny dostałam rolę aktorki. I po raz kolejny mogę powiedzieć o cenie, którą się płaci za bycie aktorką.

Bo się płaci?

- Oczywiście. To piękny zawód, jakże ekscytujący, w jakim wrzeniu się żyje (śmiech). A jednocześnie tak bardzo dużo nam się zabiera, potrafi być bolesny. Krzysztof Warlikowski chciałby zrobić spektakl, w którym pokaże swój zespół: oto aktorzy, których znacie z wielu ról i czytacie o nich plotki w internecie. Ludzie, którzy się przyjaźnią, przebywają godzinami ze sobą. To spektakl o nas, o tym, w jakim momencie jesteśmy - jako ludzie, jako aktorzy. Krzysiek nigdy nie ukrywał, że czerpie z naszych prywatnych relacji. Często jesteśmy obsadzani ze względu na nasze osobowości, sytuacje życiowe. Czasem to uwiera. Kiedy spojrzeć na moje postaci z jego spektakli, można w nich zobaczyć tę samą kobietę.

Premiera pod koniec maja w Hali Warsztatowej przy Madalińskiego.

- Jestem nią zachwycona. Ma niesamowity klimat. Te okna, te mury, ta surowość. To bardzo pasuje do tego projektu. Dzisiejsze wyobrażenie kabaretu bliższe jest klubom, te często zajmują postindustrialne przestrzenie - piwnice, lofty, garaże. Wszystko się zgadza.

Tytuł spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego brzmi "Kabaret warszawski". Ten przymiotnik "warszawski" jest tu ważny?

- Ważny,jasne. My jesteśmy teatrem... miejskim. Wiele lat dryfowaliśmy po różnych przestrzeniach, teraz mamy miejsce. Wreszcie możemy powiedzieć: "Jesteśmy stąd". To będzie spektakl o tym mieście, dla mieszkańców i gości tego miasta. O problemach ludzi, którzy żyją tu i teraz. Nie w Berlinie lat 30., nie w Nowym Jorku.

A jeszcze nie tak dawno czułaś się emocjonalnie związana z Krakowem. Kiedy na plan "Egoistów" przyszłaś z obciętymi włosami, reżyser filmu Mariusz Treliński powiedział, że wraz z włosami obcięłaś Kraków. Rzeczywiście obcięłaś?

- Przy okazji kręcenia "Dulskiej", która jest bardzo krakowska, pomyślałam, że może ten ogon, ten warkocz kołtuński pociągnie w stronę Krakowa, ale nie. To jest dobrze zagojona pępowina. Mam do Krakowa sentyment, dobrze czuję się tam jako turystka, ale nie mogłabym w Krakowie zamieszkać. Za ciasno (śmiech). A jednocześnie marzyłabym, aby zagrać kiedyś gościnnie rolę w jednym z krakowskich teatrów. Wyobraziłam sobie, że może kiedyś na emeryturze będę sobie chodzić z laseczką do Starego Teatru i grać tam małą rólkę. To byłby piękny powrót, piękna klamra.

A twoje miejsca w Warszawie? Zmieniają się?

- Tak, bo miasto się zmienia. Jedna kawiarnia, za chwilę obok następna, ulicę dalej dobra księgarnia, w pobliżu - skwerek. Kiedyś centrum towarzysko-knajpowym były okolice placu Trzech Krzyży, ale zmartwiało zupełnie, bo wprowadzili się tam paparazzi. Ale już inaczej jest na Chłodnej, na Poznańskiej, na Hożej, na Powiślu. Ja lubię Mokotów.

A co z pokrwawionymi i poobijanymi kolanami?

- Nie wiem, co będzie, kiedy dotrzemy do zaawansowanych prób przy "Kabarecie". Może pozdzieram je na nowo? Sally Bowless to desperatka, która kocha ryzyko, niespecjalnie szanuje siebie, nie prowadzi higienicznego trybu życia. Mam już małą wprawę w ochranianiu siebie, potrafię złapać dystans i w odpowiednim momencie powiedzieć: "Stop". Ominąć, przynajmniej na próbach, te najtrudniejsze rejony, żeby siebie nie poranić. Ale kiedy ta teatralna podróż jest tak ciekawa, pełna niewiadomych i niebezpieczeństw, to macha się ręką: "No dobra, jeśli trzeba, poobijam sobie jeszcze raz te kolana".

MAGDALENA CIELECKA

Jedna z najciekawszych polskich aktorek teatralnych i filmowych, absolwentka PWST w Krakowie. Zaraz po studiach trafiła do krakowskiego Starego Teatru, gdzie zagrała m.in. Iwonę, księżniczkę Burgunda w spektaklu Grzegorza Jarzyny. Od 2001 r. aktorka Teatru Rozmaitości w Warszawie, a od pięciu lat - Nowego Teatru. W piątek w Imce możemy zobaczyć ją w Gombrowiczowskich "Dziennikach" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Od niedzieli do środy w "Uroczystości" w reżyserii Grzegorza Jarzyny (spektakl TR Warszawa grany gościnnie w ATM Studio). W poniedziałek 25 marca w Teatrze TV (Program 1) premiera spektaklu telewizyjnego "Moralność pani Dulskiej" w reżyserii Marcina Wrony. Wystąpią m.in. Robert Więckiewicz, Dominika Kluźniak, Agata Buzek, Maria Maj, Klara Bielawka, Jakub Gierszał i Magdalena Cielecka jako Dulska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji