Polska premiera "Diabłów z Loudun" - Pendereckiego
KRZYSZTOF PENDERECKI skomponował "DIABŁY Z LOUDUN" na prośbę i zamówienie znanego kompozytora, dyrektora Opery w Hamburgu, Rolfa Liebermanna. W Hamburgu odbyło się też 20 czerwca 1969 roku prawykonanie światowe, które zapoczątkowało międzynarodową karierę tej opery. Zanim "Diabły" trafiły na warszawską scenę, grane były - oprócz Hamburga - w Stuttgarcie, Monachium, Wiedniu, Santa Fe, Wuppertalu, Marsylii, Grazu, Londynie.
Z zamiarem skomponowania opery kompozytor nosił się od dawna. Dopiero jednak podczas wakacji letnich w 1965 roku, po dokładnym poznaniu wydarzeń jakie w trzydziestych latach XVII wieku miały miejsce w maleńkiej francuskiej mieścinie Loudun, zamiar dojrzał do realizacji. Krzysztof Penderecki uznał, że historia życia, duchowej przemiany pod wpływem cierpienia, męczeństwa i śmierci proboszcza ludeńskiej parafii, księdza Urbana Grandier, stanowić może wspaniały materiał do napisania operowego libretta.
Nie przypadkiem powstanie "Diabłów z Loudun" poprzedzone zostało stworzeniem "Pasji wg św. Łukasza" i poświęconego ofiarom Oświęcimia oratorium "Dies Irae"..
DOTYCHCZASOWE realizacje "Diabłów z Loudun" uwypuklały - czy potrzebnie? - naturalną "widowiskowość" dramaturgii. Kazimierz Dejmek reżyser warszawskiego spektaklu, zrezygnował z owych pokus. Odrzucił dosłowność dekoracji, zrezygnował z eksponowania scen, które zdają się prosić o reżyserski naturalizm, wielopłaszczyznowość dramaturgii sprowadził do jedności czasu i miejsca akcji. Na skutek owych zabiegów "Diabły", nie tracąc nic z wartości narracji, stały się moralitetem, alegorią.
Cała akcja opery dzieje się po prostu w jednej dekoracji, w której skromne detale grają rolę symboli, pozwalających wyobraźni widza przenosić się z miejsca na miejsce i uczestniczyć w wydarzeniach odległych w czasie. Scenograficzną zabudowę sceny uzupełniają światła, które w "Diabłach" pełnią funkcję ogromnie ważną i decydującą o powodzeniu takiej właśnie koncepcji inscenizacyjnej. Ich gra pozwala pogrążyć w ciemnościach pewne fragmenty sceny, wydobywać inne, ukazywać miejsce, w którym dzieje się coś ważnego.
I nic to, że widz nie ogląda realistycznie i pracowicie zaprojektowanej celi matki Joanny, że Golgota księdza Grandier odbywa się w scenerii zgoła abstrakcyjnej - sugestywność reżyserskiego obrazu jest tak silna, że zmusza imaginację widza do jednoznacznego odczytania treści dramatu.
Nie do wyobrażenia byłby zresztą inscenizacyjny i reżyserski sukces Kazimierza Dejmka, gdyby nie wspaniały projekt dekoracji Andrzeja Majewskiego. Kolorytem, kształtem, charakterem utrafił chyba ten artysta w sedno intencji Dejmka i - chyba - kompozytora.
Brak miejsca nie pozwala dokładnie opisać wykonawczej strony warszawskiej premiery "Diabłów". Ograniczę się zatem do stwierdzenia, że wszyscy bez wyjątku soliści zasługują na najwyższe słowa uznania. Szczególne brawa należą się interpretatorom pierwszoplanowych postaci Joanny i Grandiera - Krystynie Jamroz (znakomita kreacja aktorska!) i Andrzejowi Hiolskiemu. Bohaterami przedstawienia były dwa zespoły Teatru Wielkiego: chór i orkiestra. Chór przygotował wspaniałe Henryk Wojnarowski, orkiestrę zaś Mieczysław Nowakowski, który również bardzo dokładnie i z wielkim zaangażowaniem prowadził cały spektakl.