Artykuły

Remiks Komuny

Komuna//Warszawa zakłada Instytut Sztuk Performatywnych. Grupa, która ćwierć wieku temu zaczynała jako anarchistyczna wspólnota działań, przekształca się w instytucję kultury - pisze Agnieszka Berlińska w Przekroju.

W zapowiedzi podano, że w spektaklu użyta będzie ludzka krew. Potem, że wydarzenie przeznaczone jest dla widzów dorosłych. W końcu - że może wywoływać silne stany emocjonalne. Iść? Nie iść? Na szczęście z ponad setki widzów, którzy przyszli zobaczyć akcję Łukasza Chotkowskiego w teatrze Komuna// Warszawa [na zdjęciu], żaden nie zasłabł. To jedna z aktorek zemdlała podczas pobierania krwi. Zajęły się nią dwie obecne na scenie pielęgniarki. Reszta aktorów cierpliwie czekała na swoją kolej. Krew ściekała do sterylnych woreczków. Patrzeć? Nie patrzeć? Podłoga i ściany wyłożone folią. Jak mogli napisać, że po pokazie zapraszają na spotkanie z twórcami przy kieliszku wina? Lepsza byłaby tabliczka czekolady. Jednak spotkanie się nie odbyło. Reżyser musiał dojść do siebie po tym, jak pod koniec spektaklu wyciął żyletką słowo TERAZ na swoim brzuchu. Zostawił widzów w rozkroku pomiędzy "Hardcorowe, ale dobre!" i "To jakaś żenada". Ktoś zapytał "Po co to?".

Wstyd? Strach? Podniecenie?

Performance był częścią cyklu "re// mix", który od trzech lata odbywa się w Komunie//Warszawa. Uznani twórcy młodego i średniego pokolenia w krótkich formach scenicznych odnoszą się do twórczości swoich mistrzów. Od Laurie Anderson w przeróbce Wojtka Ziemilskiego po noblistę Daria Fo, w którego wcielił się Paweł Demirski. "Teraz" Łukasza Chotkowskiego nawiązywało do eksperymentów Mariny Abramović, słynnej performerki i artystki body artu. Remiksy wychodzą różnie, ale mają jedną cechę wspólną - wytrącają widza z roli biernego obserwatora. Stawiają w sytuacjach nie do końca komfortowych. Fakt, że akcje są jednorazowe, wyzwala w twórcach brawurę i odwagę podejmowania większego ryzyka, niż zazwyczaj mato miejsce w tradycyjnym teatrze, gdzie krew na scenie, podobnie jak wódka, są sztuczne. Artyści w Komunie czują się bezpieczni, co daje niespotykane gdzie indziej efekty.

Jednak przede wszystkim ryzykują widzowie. Ci, którzy nic są gotowi na "silne stany emocjonalne", powinni zostać w domu. Bo co musi czuć osoba, którą artysta wyciąga przed szereg widowni, zasłania oczy przepaską, przytula do siebie i prowadzi w bardzo intymnym tańcu? Wstyd? Strach? Podniecenie? Co czuje widz, przed którym w odległości na wyciągnięcie ręki nagi tancerz dokonuje intymnych wyznań? Przy Lubelskiej można trafić na spektakl, który mocno przekracza granice tradycyjnych teatralnych doświadczeń.

Dlaczego tu jesteś?

Komuna nigdy nie była teatrem przyjemnych przedstawień. Początkowo w ogóle nie była teatrem. Kiedy w '89 roku grupa kolegów z podwarszawskiego miasteczka zakładała Komunę Otwock, chodziło im o aktywizację lokalnej społeczności. Pisali rewolucyjne manifesty, rozrzucali ulotki z anarchistycznymi hasłami, obrzucali budynki słoikami z farbą i ustawiali w centrum konstrukcje ze śmieci. O istnieniu Komuny mieszkańcy dowiedzieli się pewnej nocy, kiedy kilku członków grupy przeszło przez miasto, waląc w garnki i krzycząc "Obudźcie się mieszczanie, nastały nowe czasy...". Denerwowali miejscowych urzędników, policję i księdza. Samo słowo "komuna" było wystarczająco skompromitowane. A rewolucja? Manifest? Uliczne happeningi, z których potem zrodził się teatr, były chwytem mającym zwrócić uwagę przechodniów na to, co członkowie Komuny mieli do przekazania. "Świat jest zły - mówili. - Musimy dążyć do jego poprawy". Dwadzieścia lat później oficjalnie przyznali, że naiwnością było wierzyć w podobną utopię. Zanim jednak to nastąpiło, przez dwie dekady funkcjonowali jako dyżurni anarchiści, offowy teatr od czarnej antykapitalistycznej roboty. Pacyfizm, tolerancja, ekologia, antykonsumpcjonizm. - Komuna była rzecznikiem kontrkulturowych wartości. Alternatywna młodzież otwocka ją uwielbiała i chętnie angażowała się w jej działania. Na początku lat 90. grupa brała udział we wszystkich warszawskich akcjach protestacyjnych w obronie praw człowieka i zwierząt. - Były dość spektakularne, graliśmy na metalowych beczkach, przebrani w gipsowe maski, więc telewizja chętnie je kręciła i puszczała w wiadomościach. Kilka razy materiał o naszym happeningu był w dzienniku wiadomością numer jeden - opowiada Grzegorz Laszuk, współzałożyciel Komuny. Charakter propagandowy miały też pierwsze spektakle - proste, krótkie hasła wykrzykiwane przez megafon, do tego rytmiczna muzyka i stroboskop: "Dlaczego tu jesteś?, Co kieruje twoim życiem?, Czy jesteś szczęśliwy?".

Punk is dead

Pytania w spektaklach ewoluowały w tym samym tempie, w jakim dorastali członkowie grupy. Kiedy ją zakładali, większość z nich miała po kilkanaście lat. Dorosłość zweryfikowała część postaw i poglądów. Zgrupy odeszli ci, których bardziej niż teatr interesowała działalność społeczno-polityczna. W nowe milenium Komuna wkraczała z pytaniem "Dlaczego nie będzie rewolucji?". Aż w końcu, trzy lata temu, ogłosiła zakończenie działalności jako Komuna Otwock, Jej miejsce zajęła Komuna// Warszawa. Co wiązało się także z przeniesieniem siedziby teatru do budynku przy ulicy Lubelskiej w Warszawie,

- Albo zostajecie w punku i do końca swoich dni działacie gdzieś na offie, albo się profesjonalizujecie i robicie krok do przodu - przyjacielska rada jaką usłyszeli członkowie Komuny// Warszawa, trafiała w punkt. Grupa doszła do miejsca, w którym droga się rozwidla. W ciągu tych trzech lat wyprodukowała kilkadziesiąt koncertów, wystaw i przedstawień, w tym 22 re-miksy Stała się sceną laboratoryjną dla projektów z pogranicza teatru, tańca, muzyki i sztuk wizualnych, - Formuła małej organizacji, która wciąż coś musi udowadniać i prosić się o docenienie, zaczęła nam trochę doskwierać - mówi Alina Gałązka. - Z niewielkiej grupy aktywistów staliśmy się nieformalną instytucją artystyczną. Chcielibyśmy ten fakt usankcjonować, ogłaszając powstanie Instytutu Sztuk Performatywnych. Stworzymy miejsce, którego Warszawie brakuje - dodaje Grzegorz Laszuk. Uda się?

Smok ożywiony

Miejsca, które w przeszłości tworzyła Komuna, stawały się ważnymi ośrodkami kultury. Na początku lat 90. otwockiego Smoka, zupełnie martwy dom kultury, rozkręciła w klub, który przeszedł do legendy warszawskiego under-groundu. Oprócz happeningów, wystaw, promocji książek, DKF-u i spotkań z mieszkańcami Komuna zorganizowała tam ponad setkę koncertów. Dzięki współpracy z Piotrem "Pietią" Wierzbickim ściągnęła do Smoka wszystkie naj ważniejsze zespoły niezależne, które wówczas przyjeżdżały do Polski. Nie zawsze grały w stolicy, ale zawsze grały w Smoku, Podobno w najlepszych czasach klubu miesięcznie odbywało się w nim więcej imprez niż w Warszawie przez pół roku. Kiedy Smok miał zostać zlikwidowany, do prezydenta miasta poszła delegacja z Komuny. - Facet mówił, że nie będzie utrzymywać klubu dla jakichś tam zespołów. A my na to: "No, jak pan tam chce, ale niech pan pomyśli, że gazety będą o tym pisać. A te jakieś tam zespoły były stąd, stąd, stąd...". Zaczęliśmy wymieniać nazwy i państwa, a on się robił coraz mniejszy i opadał z wrażenia na fotel. I zaraz się zapowietrzył, że dlaczego on o tym nie wiedział! - opowiadał później Maciej Setniewski, współzałożyciel pierwszej Komuny. Otwocki Smok działa do dzisiaj.

Klęska w Ponurzycy

Drugim takim miejscem, w które wkroczyła Komuna, była Ponurzyca, wieś za Otwockiem. Grupa wydzierżawiła od gminy budynek po zlikwidowanej szkole. Zainspirowana doświadczeniami kontrkulturowych teatrów-komun, w stylu amerykańskiego Bread and Puppet Petera Schumanna czy Gardzienic Włodzimierza Staniewskiego, Komuna chciała w Ponurzycy stworzyć placówkę, która byłaby połączeniem domu pracy twórczej, gospodarstwa ekologicznego, schroniska młodzieżowego i ośrodka warsztatowego dla okolicznych szkół. To miał być test, czy uda im się żyć zgodnie z własnymi zasadami i stworzyć miejsce samowystarczalne. - Okazało się, że wszystko jesteśmy w stanie zrobić - wyremontować szkołę, utrzymywać ją z akcji komunowych, zarządzać, sprzątać - tylko nie możemy się tam zakorzenić. Wydawało nam się, że ludzie nas kupią takimi, jakimi jesteśmy, bez boga. I to była głupota - mówiła potem Alina. Grupa, czego wcześniej zupełnie nie brano pod uwagę, przewidując możliwe scenariusze, nie została zaakceptowana przez wiejską społeczność. Wyklęci z ambony przez miejscowego księdza, opuszczali Ponurzycę z poczuciem klęski i ulgi jednocześnie.

Instytut, instytucja, remiks?

Na warszawskiej Pradze udało się Komunie stworzyć kolejne żywe miejsce. Można to mierzyć uznaniem krytyków - część z nich wskazała na "re// mix" jako najciekawszy i najbardziej nowatorski projekt w minionym sezonie teatralnym - albo uznaniem publiczności bo na "krwawy" remiks Chotkowskiego przyszło prawie dwa razy więcej osób, niż było miejsc na widowni. Po tylu latach testowania się w roli producentów i organizatorów niezależnych projektów kulturalnych Komuna czuje się gotowa do poprowadzenia dużej artystycznej instytucji. Widzi w tym szansę na zbudowanie miejsca, które skupiałoby artystów rozproszonych dotychczas pomiędzy różnymi środowiskami i instytucjami. Wzorem do naśladowania w przyszłości jest dla nich berliński HAU - Hebbel am Uffer - jeden z najbardziej innowacyjnych teatrów w Europie. Ma charakter sceny impresaryjnej, bez stałego zespołu na etatach, za to z gęstą siecią kontaktów i współpracowników - partnerów, koprodu centów, festiwali i twórców z całego świata, O Instytucie Sztuk Performatywnych myślą jak o poligonie doświadczalnym do testowania alternatywnych form zarządzania instytucją kultury. - Kultura to jedyny sektor, który nie doczekał się reformy. Powołujemy Instytut i jak już go powołamy, będziemy go prowadzić. To nasza metoda faktów dokonanych. Co by o niej mówić, na pewno jest skuteczna - śmieje się Alina. Może się okazać, że Instytut będzie najlepszym re-miksem Komuny.

**

Wypowiedzi członków dawnej Komuny Otwock pochodzą z książki: Agnieszki Berlińskiej, Tomasza Raty ..Komuna Otwock. Przewodnik Krytyki Politycznej", Warszawa 2009.

Program wieczoru tow towarzyszącego powstaniu Instytutu Sztuk Performatycznych

23 marca od godziny 20, ul. Lubelska 30/32, Warszawa, wstęp wolny

Chór Artystów (wideoopera) z udziałem artystów biorących udział w cyklu RE//MIX, m.in. Marcinem Cecko, Łukaszem Chotkowskim, Pawłem Demirskim, Jackiem Poniedziałkiem, Krzysztofem Skoniecznym, Moniką Strzępka., Weroniką Szczawińską, Wojtkiem Ziemilskim.

Wystąpienie Michała Merczyńskiego, dyrektora Narodowego Instytutu Audiowizualnego, eksperta Unii Europejskiej w zakresie kultury, wieloletniego dyrektora instytucji takich jak: Międzynarodowy Festiwal Teatralny Malta, Teatr Rozmaitości w Warszawie, Polski Instytut Sztuki Filmowej.

Wideorozmowa z niemieckim dramaturgiem i reżyserem Matthiasem Lilienthalem, wieloletnim animatorem życia teatralnego Berlina, dramaturgiem teatru Volksbuhne za początków dyrekcji Franka Castorfa, kuratorem festiwalu Theater der Welt, a od 2003 do 2012 r. dyrektorem artystycznym Hebbel am Ufer(HAU).

KOMUNA/WARSZAWA: Muzyka jest lepsza

Muzyczny performance KOMUNY//WAR5ZAWA - podsumowanie ostatnich doświadczeń teatralnych KOMUNY, w których muzyka stawata się coraz ważniejszym albo dominującym środkiem wyrazu. Filozoficzno-egzystencjalny esej na gramofony, instrumenty strunowe i głosy.

Tańce

DJ Wyrodna (100% winylowych płyt: nowa fala, jak i popowa alternatywa).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji