Artykuły

Przyjemnie słuchać i patrzeć

Galowe przedstawienie "Halki" w 150-lecie prapremiery zostało zaprezentowane z dedykacją "W hołdzie Halce". A ja dodałabym: "i z miłością". Bo jest to najbardziej ukochana opera Polaków. Nieustannie, od chwili prapremiery w 1858 roku, darzona jest wielką miłością, czemu publiczność ciągle daje wyraz. I kochamy "Halkę" nie tylko dlatego, że to nasze narodowe dzieło, kanon polskości, tak w warstwie muzycznej, jak i libretta, ale również dlatego, iż jest to najprawdziwsze arcydzieło osadzone w najpiękniejszym rodzimym, góralskim folklorze i naszej szlacheckiej tradycji. A przy tym jego tematyka jest tak uniwersalna, że porusza serce każdego wrażliwego uczuciowo człowieka. Aż dziw zatem, że - jak słusznie pisze dyrektor Opery Narodowej Janusz Pietkiewicz - ten najcenniejszy klejnot pośród dzieł polskich kompozytorów nie może przebić się do obiegowego repertuaru poza Polską.

Tak, to rzeczywiście jest dziwne. I chyba nie tylko w tym rzecz, że Moniuszko jest kompozytorem polskim, ojcem naszej narodowej opery, a Zachód woli jednak klasyków włoskich, francuskich czy niemieckich, znajdujących się na operowym Parnasie. Antonin Dwořák czy Bedřich Smetana, twórcy narodowej szkoły w muzyce czeskiej, to przecież też kompozytorzy słowiańscy, a ich dzieła są ciągle obecne w repertuarach światowych scen muzycznych. Na przykład opera Smetany "Sprzedana narzeczona" na stałe gości na scenach operowych całego świata. Inny przykład, też z kręgu muzyki czeskiej, opera Leoša Janačka "Jenufa", napisana na początku XX wieku, której fragmenty żywo przypominają właśnie "Halkę" Moniuszki, zyskała sławę także poza granicami Czech i jest wystawiana nie tylko w Europie. Może zatem należałoby uruchomić siły promocyjne, tak jak to się stało ostatnio na przykład z twórczością Karola Szymanowskiego. Że powtórzę tu za dyrektorem naczelnym Opery Narodowej Januszem Pietkiewiczem, promujmy w Unii Europejskiej polską muzykę.

Widownię galowego przedstawienia w Teatrze Wielkim wypełniała niecodzienna publiczność. Organizatorzy zaprosili bowiem gości specjalnych, odtwórców partii Halki i Jontka, którzy wcześniej występowali na scenie Opery Narodowej, a także dyrygentów, którzy tutaj właśnie prowadzili spektakle "Halki". Zaproszono też dyrektorów teatrów i delegacje wszystkich scen operowych w Polsce, jak również dyrektora Filharmonii Narodowej Antoniego Witta. Wśród publiczności byli również potomkowie kompozytora "Halki", praprawnuczka i prapraprawnuczka Moniuszki. W loży honorowej zasiadł metropolita warszawski ks. abp Kazimierz Nycz, a prezydenta Rzeczypospolitej, profesora Lecha Kaczyńskiego, reprezentowała Ewa Junczyk-Ziomecka. Kilka słów na tę specjalną okolianość wygłosił minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski.

Wpierw, nim rozpoczęło się przedstawienie, obejrzeliśmy fragmenty dwóch przedwojennych ekranizacji "Halki", sekwencję filmu w reżyserii Juliusza Gardana z 1937 roku, w którym występuje zespół przedwojennego Teatru Wielkiego, oraz ocalały trzyminutowy skrawek filmu niemego z 1930 roku, będący plenerową inscenizacją dzieła Moniuszki. Dzięki temu można było dostrzec, jak bardzo zmieniła się przez te lata stylistyka inscenizacyjna i wykonawcza, muzyka zaś stanowi trwały fundament, na którym wciąż można budować na nowo. Przedstawienie w inscenizacji i reżyserii Marii Fołtyn, niestrudzonej propagatorki muzyki Moniuszki gdzie tylko się da (wspaniałego PR-owca dla Moniuszki, jak wyraził się o artystce Janusz Pietkiewicz), swoją premierę na tej scenie miało w 1995 roku. Potem, wraz ze wznowieniem po dziewięciu latach, Maria Fołtyn poczyniła drobne korekty. Teraz doszła jeszcze jedna zmiana związana z liczbą występujących w przedstawieniu osób. Mianowicie pani reżyser zaprosiła do swojego spektaklu artystów ze wszystkich teatrów operowych w Polsce. I tak partię Halki zaśpiewały trzy wykonawczynie: Tatiana Zacharczuk reprezentująca Operę Narodową (akt I i II), Halina Fulara-Duda (akt III, Opera Nova, Bydgoszcz) oraz w ostatnim, IV akcie, Barbara Kubiak z Teatru Wielkiego w Poznaniu, która wypadła najlepiej spośród pań, prezentując mocny głos i siłę dramatycznego wyrazu.

W partii Jontka obok Krzysztofa Bednarka z Opery Narodowej (akt I i II) i Tomasza Kuka z Opery Krakowskiej (akt IV) wystąpił nestor odtwórców tej partii, Bogdan Paprocki, który jesienią ukończył 88 lat, w tym 60 lat występował na scenie. W swoim dorobku artysta ma już 248 wykonań tej roli. Trzeba powiedzieć, że to ewenement. W rolę Janusza wcielili się Artur Ruciński z Opery Narodowej (akt I i II) oraz Leszek Skrla z Opery Bałtyckiej (akt IV). Zdecydowanie najlepszy był Artur Ruciński, prezentujący - jak zawsze - świetne wykonanie i tę miłą dla ucha barwę głosu. Muzycznie znakomicie poprowadził przedstawienie Antoni Wicherek, świetny znawca muzyki Moniuszki. A nie miał tu łatwego zadania, albowiem Maria Fołtyn dołączyła do chóru Opery Narodowej dwa inne: z Teatru Wielkiego w Poznaniu oraz Opery Krakowskiej. Efekt doskonały - i wokalnie, i wizualnie. Do tego dynamiczna choreografia i znakomita oprawa plastyczna całości. Świetne przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji