Artykuły

Polska "F"

"Między nami dobrze jest" w reż. Piotra Ratajczaka prezentowanym na XV Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach. Pisze Julia Korus w serwisie Teatr dla Was.

Spośród wszystkich teatrów, które biorą udział w XV edycji Interpretacji, do Katowic zdecydowanie najbliżej miał sosnowiecki Teatr Zagłębia. Scena zza miedzy, oprócz zaplanowanego na niedzielę spektaklu mistrzowskiego ("Korzeniec"), na deskach Teatru Śląskiego zaprezentowała już bardzo udane pozakonkursowe przedstawienie "Między nami dobrze jest" w reżyserii Piotra Ratajczaka.

Obecna na widowni autorka dramatu i jednocześnie członkini jury konkursu, Dorota Masłowska, z zaciekawieniem i niekrytym momentami rozbawieniem oglądała dynamiczne dzieło zespołu Teatru Zagłębia. Na scenie, której przestrzeń ograniczają sklepowe skrzynki, miejsca dla siebie szukają przedstawicielki trzech pokoleń kobiet. Najstarsza z nich, Osowiała staruszka na wózku inwalidzkim (w tej skromnej, lecz znaczącej roli Elżbieta Laskiewicz), po cichu zaparkowana gdzieś w kącie pokoju, nie umie wyzwolić się od traumatycznych wojennych wspomnień. Najmłodsza, Mała metalowa dziewczynka (dynamiczna Martyna Zaremba), bez zrozumienia przeinacza słowa babci, nawet nie przerywając absorbującego fitnessu. Średnie pokolenie w rodzinie reprezentuje matka Halina (barwna rola Małgorzaty Sadowskiej), do której czasem wpada tego samego pokroju sąsiadka Bożena (Maria Bieńkowska). I czasami jeszcze do drzwi puka wojna.

Między nimi brakuje tego, co w zdrowych relacjach rodzinnych jest podstawą: porozumienia i zrozumienia. Mimo że słowa dramatu Masłowskiej płyną ze sceny nieustannie, trudno znaleźć w nich dialog: kobiety nie mówią do siebie, a przed siebie, zawsze do widowni, w kierunku, w którym można spodziewać się mrugającego kineskopem małego ekranu. Rodzina niemal nigdy nie wchodzi ze sobą w kontakt wzrokowy, a sporadyczny kontakt fizyczny pozbawiony jest jakiejkolwiek czułości czy chociaż śladów zażyłości (w tym to potworne przestawianie wózka!). A taka fizyczna i psychiczna izolacja nie jest łatwa w sytuacji, gdy w jednym pokoju mieszkają trzy dorosłe osoby.

Ich codzienność jest do bólu powtarzalna. Jeśli coś czytają, to znalezione gdzieś szmatławce sprzed wielu miesięcy z już rozwiązaną krzyżówką albo gazetki reklamowe ze swoją niekończącą się litanią cen i produktów. Jeśli coś szczególnie interesuje je w telewizji, to obrazy w typie osobliwego "Konia, który jeździł konno". Bohaterowie filmu tworzonego przez nieco znudzonego reżysera (Grzegorz Kwas) to z kolei celebryci jak z obrazka, w który można się zapatrzeć. Ścieśnione na starym dywanie bohaterki podpatrują więc łapczywie lepszy mikroświat mieszkańców modnych apartamentowców, dzięki któremu mają szansę zapomnieć o niesprzyjających warunkach mieszkaniowych i nieustającym finansowym kryzysie, na którego zażegnanie na ma żadnych, ale to żadnych szans. Polska "B"? Lepiej poszukać głębiej w alfabecie.

Spektakl Piotra Ratajczaka jest rytmiczny i dynamiczny jak dobry teledysk, nie tylko ze względu na obecność DJ-a nad konsoletą, lecz przede wszystkim dzięki energii wkładanej przez aktorów w trudny, spiętrzony język Masłowskiej. Zespół Teatru Zagłębia precyzyjnie balansuje na granicy znaczeń i bawi się luźnymi skojarzeniami. Artyści umiejętnie wydobywają wieloznaczności tam, gdzie dwuznaczność to za mało, a co najważniejsze, robią to w sposób swobodny i czytelny. Ze sceny wyłania się dziwny świat, w którym każdy przedmiot ma swoją charakterystyczną nazwę z Ikei, Internet niesie jedynie obcobrzmiące słowa pozbawione znaczeń, a marzenia zdegradowano do najprostszych potrzeb. W świecie tym przeszłość i przyszłość nie dotyczą wszystkich po równo: przeszłość ma właściwie tylko Osowiała staruszka, a na przyszłość szansę może mieć jedynie Mała metalowa dziewczynka, której kolorowy, dziecinny jeszcze bunt być może z czasem nabierze sprawczej siły.

Po pomysłowej układance prędkich, lecz starannych współczesnych obrazków, spektakl nagle wyhamowuje w kurzu wojennego gruzowiska, pozostawiając w głowach widzów autentycznie poruszającą historię babci i kontynuującą ją opowieść nagle doroślejącej wnuczki. Kontrast zastosowanych przez Ratajczaka poetyk daje piorunujący efekt: od pierwszej sceny widzowie bawią się świetnie, bo mają do czynienia z bardzo udanym przedstawieniem, jednak to dla tych kilku ostatnich minut, gdy na widowni nie słychać nawet oddechów, naprawdę warto odwiedzić Teatr Zagłębia. Szczególnie powinni zrobić to ci, którym z Katowic do Sosnowca jest zawsze za daleko lub - z różnych przyczyn - zawsze nie po drodze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji