Artykuły

Requiem dla Krawcowej

"Feuerbacha" Tadeusza Łomnickiego przechowuję na starej kasecie VH5 i od czasu do czasu oglądam - nie z zawodowej zajadłości, ale dla kilku wzruszających scen- piszę Jacek Kopciński.

"Feuerbacha" Tadeusza Łomnickiego przechowuję na starej kasecie VHS i od czasu do czasu oglądam - nie z zawodowej zajadłości, ale dla kilku wzruszających scen. Łomnicki wyreżyserował i zagrał dramat Dorsta w Teatrze Dramatycznym, do którego mam osobne nabożeństwo, bo jako sześcioletni młokos, przytulony do obitych czerwonym pluszem barierek balkonu, wiele razy oglądałem tam "Czarną komedię" Shaffera z Hanin, Szaflarską, Gołasem i Pokorą. Choć potem wolałem czytać, zapach pluszu, jasne niebieskawe światło (które w spektaklu grało ciemność), trykot zgrabnej aktorki i głosy aktorów na powrót, po latach, przyprowadziły mnie do teatru. Pamiętam, że w przerwie, za kulisami, przy białym stoliku w końcu korytarza Brinndsley i Harold grali w kości. Zaczepiali mnie, a ja byłem strasznie zawstydzony, ale podobało mi się, jak mówili. Na koniec, po skończonym spektaklu, późnym wieczorem, wracałem z Mamą za rękę do domu, i to też było dobre.

Pewnie dlatego, na przekór wszelkim nowoczesnościom, podświadomie szukam w teatrze wzruszenia, czyli momentu, w którym aktor jednym słowem czy gestem potrafi związać z myślą autora coś osobistego. Niekoniecznie własną myśl, choć grać w swojej sprawie to duża rzecz, nawet niekoniecznie własne doświadczenie, choć chyba lepiej grać przeżyte niż przeczytane. Może to być tylko wspomnienie o jakimś zdarzeniu albo czyjś obraz, albo nawet niejasne marzenie o kimś czy choćby tęsknota. O czym marzył Łomnicki, unosząc się nad ziemią w scenie z ptakami? Za czym tęsknili jego widzowie?

Tę samą rolę Feuerbacha zagrał przed kilkoma tygodniami w Teatrze Ateneum Piotr Fronczewski. Zupełnie inaczej. Przez cały spektakl aktor jest poważny, dumny i dość silny, by młodego Asystenta - współczesnego reżysera w wełnianej czapce, który niewiele czyta, nerwowo klepie w komórkę i wymyśla jakieś "graniczne" sceny z psem w pojemniku na śmieci - doprowadzić do wściekłości i załamania. Tak, ten uczeń Gustawa Holoubka bierze w spektaklu odwet na nielubianych przez siebie artystach (i krytykach) młodego pokolenia, którzy zdradzili jego teatr, ale naprawdę poruszający jest wtedy, gdy zagra sympatię.

Siada w kącie na schodach, a ciepłe światło łagodzi jego rysy. Uspokojony, opowiada o swojej pierwszej wizycie w teatrze. "Miałem siedem lat. Byłem raczej nietowarzyskim dzieckiem. Mam przed oczami ten widok, jak w chłodne niedzielne popołudnie idę z moją ciotką na strzelnicę, nie po to, żeby postrzelać, bo tego nie lubiłem". Na tej strzelnicy występował czasem teatr. "Wychodziłem ze skóry, byłem zachwycony, paliło się niebieskawe, tajemnicze światło, raz ukazała się jakaś postać, była wielka i cała ze złota". Zapada wielka cisza. Taka, o jakiej w dramacie mówi Feuerbach. I w tej ciszy wybrzmiewa na koniec requiem dla ukochanej cioci, którego nie zapomnę: "Była młodą krawcową, jedną z tych niezamężnych ciotek, które w niedzielę przychodzą po swoich małych siostrzeńców i idą z nimi do wesołego miasteczka, żeby sprawić im przyjemność. To jest ich życie, innego nie mają".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji