Artykuły

Farsa bez sztuki

"Małe zbrodnie małżeńskie" w reż. Bogdana Toszy w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Agata Saraczyńska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Widocznie nie wszyscy mieli czas na przeczytanie "Małych zbrodni małżeńskich" i nie chcieli stracić pointy świetnego dramatu. Dlatego nikt nie wyszedł z premierowego przedstawienia. Ale nie warto było siedzieć w dusznej salce - aktorzy i reżyser nie udźwignęli tekstu

Sztuka Erica-Emmanuela Schmitta skrzy się humorem i porusza celnością obserwacji pożycia małżeńskiego. Opisany przez autora rozpad związku Lisy i Gille'a, to filozoficzna przypowieść o uczuciach i ich przemijaniu. O potrzebie miłości, ale i braku zaufania. O damsko-męskich grach, pozorach i kłamstwach. No i nudzie starzejącego się związku. Książkę pochłania się jak powieść sensacyjną.

Bo jak nie ulec wdziękowi stwierdzeń typu:

- Czy życie ze mną jest piekłem?

- Tak, w pewnym sensie... ale zależy mi na tym piekle.

- Dlaczego?

- Bo jest w nim ciepło. Jak to w piekle...

Co prawda to samo usłyszałam ze Sceny Kameralnej Teatru Polskiego, ale te same zdania w wydaniu dwójki aktorów brzmiały okropnie . W parę wcielili się Grażyna Krukówna i Jerzy Schejbal, w realu także małżeństwo.

Ona próbowała uśmiercić swego męża, a on udaje amnezję po tym zdarzeniu. Na naszych oczach dokonują wiwisekcji swego związku. Ponoć chcą go ratować, a wcześniej oboje na co dzień zabijali swoje małżeństwo.

Wygłaszają kwestie z dużym zaangażowaniem, miotając się po zainscenizowanym mieszkaniu - ni to salonie, ni gabinecie, ni przedpokoju. Co rusz któreś z nich opada na mało wygodny fotel bądź stylowy szezlong uparcie nazywany kanapą.

By wzmocnić ekspresję wypowiedzi, potrząsają głowami. Jej wtedy nerwowo porusza się grzywka, jemu zabawnie falują policzki.

I tak mądry tekst staje się farsą. Choć rozśmieszanie może być w przypadkach kryzysu zbawienne, tu raczej nie zawsze jest zamierzone. Brak przedstawieniu napięcia, dramaturgii, pomysłu. Są słowa, czasem nie dość wyraźnie artykułowane - Schejbal często mówi pod siebie, Krukównie zdarza się mylić. Są myśli, bon moty, lecz sztuki nie ma.

Autor książki proponuje, by przyjrzeć się kobietom i mężczyznom podpisującym ślubny kontrakt w urzędach stanu cywilnego i zadać sobie pytanie, które z nich zostanie mordercą. Reżyser, a zarazem dyrektor teatru przygotował premierę, ale właściwie pozwolił aktorom po prostu deklamować wyuczone role. Jakby miał świadomość, że pieniądze przyniesie mu dotacja, a nie widz.

Tym, którzy zainteresowani są zwrotami akcji, z których słyną książki Schmitta, radzę, by wydali kilkanaście złotych na dramat pisany i nie kupowali biletu na spektakl. Lepiej poświęcić lekturze trochę uwagi, niż spędzić półtorej godziny w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji