Artykuły

O odwadze Ernesta Brylla

W dniu dzisiejszym w Teatrze im. Słowackiego odbędzie się uroczysta premiera sztuki Ernesta Brylla "Rzecz listopadowa" (w reżyserii Bronisława Dąbrowskiego), która to sztuka w najbliższym czasie obiegnie sceny całej niemal Polski. Przedstawienie "Rzeczy" rozpoczyna obchody jubileuszowe 75-lecia sceny przy placu św. Ducha. Z tej okazji, przyjechała wczoraj do Krakowa delegacja artystów kijowskich - z Teatru im. Iwana Franki, który nawiązał z Teatrem im. Słowackiego artystyczną współpracę. W skład delegacji wchodzą: dyrektor kijowskiego Teatru, Aleksiej Omielczuk i jego główny reżyser Władimir Lizogub, który w najbliższych tygodniach realizować będzie w Krakowie sztukę Korniejczuka. W związku z dwoma krakowskimi premierami sztuk Brylla (w Teatrze Ludowym grana jest od dwóch dni "Ballada wigilijna" tego pisarza -w reżyserii Ireny Jun) zamieszczamy rozmowę z tym najmłodszym i najgłośniejszym w tej chwili w Polsce autorem scenicznym:

- Pod silnym wrażeniem Pana pięknej sztuki i jej znakomitej wrocławskiej inscenizacji pozwolę sobie rozmowę naszą rozpocząć od gorącego podziękowania i szczerych gratulacji dla scenicznego Debiutanta.

- Debiutanta w sensie realizacji teatralnej, bo "Rzecz listopadowa" nie jest niestety pierwszą moją sztuką. Mam już na sumieniu (początek był dość żałosny...) antywojenną sztukę o Achillesie i jednoaktówki; bohaterem jednej był Don Kichot.

- Stąd wniosek, że literackie prototypy, literackie aluzje, które tak wyraźnie dają się również odczuć w "Rzeczy listopadowej" to Pana artystyczne założenie. (A może obsesja?...) Sądząc po "Rzeczy", szczególnie silnie przemawiają do Pana nasi romantycy.

- Bo są najbardziej - narodowi.

- I są - jak Pan - poetami. W "Rzeczy listopadowej" posłużył się Pan rytmem wiersza romantycznego. To odważne.

- Zdawałem sobie sprawę z tej - odwagi czy raczej z niebezpieczeństwa, by nie wypadł z tego pastisz.

- Nie wypadł. Odważę się powiedzieć, że utwór Pański można traktować jako żywą kontynuację owych narodowych dzieł - po "Wesele" włącznie. Ale jest jeszcze jedna sprawa, związana z owym "romantycznym rytmem'". Na wrocławskim spotkaniu z widzami wyraził się Pan, że zastosował go, by znaleźć łączność z czytelnikami, zagubioną przez poezję współczesną. To "kalanie własnego gniazda"...

- Oskarżeń pod adresem współczesnej poezji, współczesnego pisarstwa jest chyba najwięcej w samej sztuce. A nie chodzi tu zresztą tylko o sztukę pisarską, o literaturę. Sądzę, że tragedią poezji jest przedział, jaki wytworzył się pomiędzy nią a społeczeństwem. A brak kontaktu z odbiorcą - to śmierć dla wszelkiej twórczości, to śmierć przede wszystkim dla poezji. Śmierć dla poety. Po co występuję z dramatem? Nie tylko dla sukcesu artystycznego, lecz dlatego, że w dramacie można postawie pytania ostateczne w sprawie rozwoju społeczeństwa, jego istnienia, wyboru postaw wobec rzeczywistości - szczególnie ostro powiedzieć to można wierszem, pozwalającym na metaforyczne skróty. I dlatego też, że na jednym wieczorze teatralnym mogę mieć więcej odbiorców, niż czytelników całego nakładu tomiku mych wierszy.

- Mówi Pan owemu odbiorcy rzeczy smutne, ponure, tragiczne. Sądzi Pan, że taki poetycko-dramatyczny krzyk wstrząsnąć może sumieniem narodu?

- Oby! Kraj nasz znajduje się pod tak silną presją światowej sytuacji, przeżywa tyle trudności i kłopotów wewnętrznych, że tylko mądra postawa całego narodu może być rękojmią naszej przyszłości. A jak bywa z tą mądrością, wiemy najlepiej z codziennych doświadczeń...

- "Rzecz listopadowa" mówi równie wiele o współczesności, co o przeszłości. Czy nie myśli Pan o sztuce dosłownie - współczesnej?

- Nie tylko myślę, ale już taką ukończyłem. I ona nawiązuje czasem do historii, ale tylko w formie gorzkich wspomnień. Jest to absolutnie utwór współczesny, jeszcze dalej od "Rzeczy" idący w krytycznym spojrzeniu, w ostrości sądów. Nie ma tu postaci, którą ocaliłbym od krytyki (jak na przykład w "Rzeczy" Matkę).

- I oto różnica autorskiej postawy w stosunku do romantyków, którzy zawszę opowiadali się za swymi bohaterami, czy nawet utożsamiali z nimi. Zresztą w "Rzeczy" trudno mówić o konkretnych postaciach.

- Tak. To raczej postaci-symbole. W swej nowej sztuce realizuję - postaci. Będzie to więc w mojej twórczości przesunięcie jakby w stronę - "Fantazego".

- Odwaga Pana nie opuszcza, ale, oczywiście,stawiać sobie wzory najwyższe winno być ambicją każdego twórcy. Wróćmy jeszcze do odbiorcy. Przesunął Pan ostatnio akcent swego pisarstwa na obszary dramatu poetyckiego, by dotrzeć do szerszego kręgu odbiorców. W tej sytuacji rozumiem Pana dość ścisłe współdziałanie z telewizją. To już widz milionowy.

- Owszem, ale widz telewizyjny - to inna sprawa. Tu nie zawsze można liczyć na tak silne napięcie, jak u widza teatralnego, który świadomie zadał sobie wysiłek, by obejrzeć daną sztukę. W telewizji może działać przypadek, można włączać i wyłączać obraz. Jest tu - pomijając nawet wszystkie walory "żywego" teatru - zupełnie inny system oddziaływania. Dlatego, jeśli chodzi o szansę prawdziwego zaangażowania społecznego odbiorcy, za najważniejszy uważam teatr.

- Ale nie znaczy to chyba, że na rzecz teatru stracimy Brylla-poetę?

- Właśnie wyjść ma w "Wydawnictwie Literackim" mój nowy tom poezji "Fraszka na dzień dobry".

- To już chyba siódmy tomik. Przypomnijmy: "Wigilia wariata", "Autoportret z bykiem", "Twarz nieodsłonięta"...

- ...pierwsza moja książeczka w miarę udana...

- "...Sztuka stosowana", "Mazowsze", "Muszla". Gdy dodać do tego tomy opowiadań, pracę dziennikarską (zaczynał Pan, o ile wiem, w "Po prostu"), recenzencką (z filmem związał się Pan zresztą nie tylko w tej formie), organizatorska (działalność w Klubie Krzywego Koła) - to zadziwić może, ile zdołał Pan zdziałać w tak młodym wieku...

- Przyjaciele nieraz śmieją się, ze piszę tak gwałtownie, jak starzec, który boi się, czy zdąży... Na pewno nie lęk przed śmiercią dopinguje moje pióro. Tak wiele jest do powiedzenia, do zrobienia poprzez literaturę.

- Mówimy o nowej sztuce, a zapomnieliśmy o innej Pana pozycji teatralnej, którą realizuje w tej chwili teatr nowohucki: "Balladzie wigilijnej". To rzecz diametralnie różna od sztuki-debiutu.

- Poetyka szopki, teatru ludowego, i plebejskiego, pociągała mnie od dawna. A "Ballada wigilijna", czy - jak to nazwałem - "Po górach, po chmurach", była dla mnie sprawdzianem moich możliwości dramaturgicznych. Bo mimo że poemat sceniczny "Rzecz listopadowa" wystawia wiele teatrów w Polsce, upewniło mnie to tylko o ich dobrej woli, a nie o moich zdolnościach - dramaturga. O "Balladzie" słyszę z teatrów opinię, że jest to scenariusz do dramatu bardzo scenicznie zrobiony. Odetchnąłem i - napisałem nową sztukę. A owa odmienność od "Rzeczy"? Uważam, że w sztuce - jak w życiu - "wielki dzwon" musi wiązać się z "wielkim śmiechem". Z tego założenia wyrosła cała wspaniała twórczość Chaplina.

- Temu założeniu hołdował już Szekspir...

- ...który również uznawał sztukę użytkową w teatrze. Inna rzecz, że daj Boże każdemu choć kroplę jego talentu. Niemniej nie jest wstydem robić zwykłą robotę dla teatru.

- Szczególnie, gdy ma się piękne ambicje - docierania do najszerszych rzesz odbiorców.

Rozmowę przeprowadziła

KRYSTYNA ZBIJEWSKA

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji