Artykuły

Łódź. Saniternik wraca

Mariusz Saniternik [na zdjęciu] wraca do Łodzi. Do Teatru Jaracza.

Mariusz Saniternik grał w teatrze im. Jaracza w latach 1982-92. Wyjechał do Krakowa. Po czterech latach rozłąki wrócił do Łodzi, tym razem do teatru Nowego, w którym występował do 2003 r. Trzy lata temu dostał Srebrny Pierścień dla najlepszego aktora sezonu. Ostatnio współpracował z Teatrem Polskim w Bydgoszczy, olsztyńskim Teatrem Lalek i Teatrem Zagłębia w Sosnowcu, gdzie zagrał Klaudiusza w "Hamlecie".

Krzysztof Kowalewicz: Trzy lata temu odszedł Pan z teatru Nowego. Celem miała być stolica.

Mariusz Saniternik: Warszawa jest specyficznym miejscem do pracy. Trzeba przestawić się mentalnie, by w takim kotle się zaaklimatyzować. Nie wiem, czy to powinienem mówić, ale Warszawa stała się miejscem, w którym większości aktorów już nie zależy na tym, co zagrają, jak i z kim. Najważniejsze jest, ile wyciągną do kieszeni w ciągu sezonu, a to mnie nie interesuje. Teraz dla wszystkich dziwnie ważny stał się byt rodziny, mała stabilizacja. Każdy goni za groszem, żeby mieć na świeże bułki, sałatę i wędlinę.

A może wcale nie jest tak źle, tylko ludźmi kieruje nadmierna pazerność?

- To pan powiedział. W moich ustach mogłoby to mocniej zabrzmieć, ale myślę, że nie ma co obrażać kolegów. Na szczęście sam nie zwariowałem. W Warszawie prędzej dostanie się wizytówkę premiera niż dyrektora teatru, a przekroczenie jego progu graniczy z cudem. Grałem gościnnie w "Bziku tropikalnym" Witkacego w teatrze Rozmaitości. Kiedy usłyszałem od dyrektora, że chyba nie będziemy pracować dalej razem, natychmiast złożyłem wymówienie. Przecież jeszcze istnieje coś takiego jak poczucie godności. Przynajmniej zamierzam pozostać mu wierny. W teatrze zawsze interesowało mnie granie a nie bycie.

Dlaczego zdecydował się Pan wrócić do "Jaracza"?

- To nie była prosta decyzja. Powrót zaproponował mi dyrektor Waldemar Zawodziński, z którym spotkałem się przypadkiem w teatrze w Sosnowcu. Długo o tym myślałem, bo wyznaję zasadę, że nie wchodzi się dwa razy ... (chwila ciszy) w to samo gówno, jakby powiedział Beckett. Od mojego odejścia wiele się zmieniło w "Jaraczu", ale wciąż jest tam wspaniały zespół. Przez ostatnie lata krążyłem między Łodzią, Bydgoszczą, Olsztynem a Sosnowcem. Lubię takie życie wędrowca, ale ożeniłem się i już nie mogę myśleć tylko o sobie. Ucałowania przez telefon nie wystarczą, mogą zabić każde uczucie. Dlatego przekonałem się do powrotu na stałe do Łodzi. Ale nie wszystko było na tak. Nie do końca odpowiadał mi repertuar teatru Jaracza. Męczy mnie w dzisiejszym teatrze, że co drugie słowo to wulgaryzm. Na krótko można taki zabieg uznać za koloryt, ale w większym wymiarze to męczy, a nawet budzi agresję u widza. Dlatego w "Jaraczu" będę odmawiał udziału w takich sztukach. Na razie mam zagrać w "Iwanowie" Czechowa. Cieszę się. Wychowałem się na tym autorze. Może na dłużej wrócimy do dobrej literatury rosyjskiej, niemieckiej i skandynawskiej.

Zobaczymy Pana w głównej roli?

- Nie sądzę. Zresztą zrobienie dobrze głównej roli nie jest sztuką. Tu gdzieś coś opuścisz, tu się potkniesz, a tam raz czy drugi zagrasz dobrze i już robi się ogólne wrażenie, że wypadłeś nieźle. Może nawet dobrze. A zrobić tak epizod, żeby po pięciu minutach pobytu na scenie zapadł w duszę, to wielka sztuka.

Z każdej strony są duże oczekiwania co do mojej osoby. Już się nie mogę doczekać prób. Jak nie gram, to czuję, że stygnę. Aktor powinien istnieć tylko na scenie, a nie siedzieć przy stoliku na wywiadzie i pyszczyć. Dopiero na deskach okazuje się, czy jest aktorem czy nie.

Dużo potrzebuje Pan czasu na zżycie się z zespołem?

- To zależy od obu stron. Ważne jest porozumienie co do wspólnej pracy. Nie chodzi o to, żeby się nie kłócić, tylko spierać twórczo i pchać problem do przodu. Najbardziej obawiam się, gdy pojawiają się prywatności, jakieś osobiste pretensje. Wtedy kończy się rozmowa o teatrze.

Kto się będzie Pana bał?

- To nie za dobre pytanie. Na strachu nigdy się nic nie zbuduje. Będę starał się przekonać wszystkich do siebie. Pracą. Kłótnie nic nie dają, a jeśli stworzysz coś dobrego, to najwięksi wrogowie muszą to uznać i pochwalić. Zobaczymy, jak będzie. Trzeba dać czasowi czas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji