Artykuły

Szczęściem pederasta

Grzegorz Małecki dał się ponieść emocjom i myślowemu frazesowi. Ale to nie dziwne, bo frazes i błazeństwo rządzi środowiskiem teatralnym od wieków. Opowiadają o nim Weronika Szczawińska i Agnieszka Jakimiak w "Artystach prowincjonalnych" - pisze Maciej Nowak w Przekroju.

Gdy w Rzeczypospolitej czytam wywiad z cudownym aktorem Grzegorzem Małeckim, oburzonym, że współczesny teatr opanowały pedały to zastanawiam się, gdzieś się Panie Grzegorzu przez te lata chował? Ze świetnej teatralnej rodziny Pan przecież pochodzi! W pełni rozumiem zaskoczenie i oburzenie Prezydenta Lecha Wałęsy, który życie spędził w sferach stoczniowo-rządowych, gdzie do takich uchybień towarzyskich nikt się łatwo nie przyznaje. Ale w teatrze?! Już Aleksander Bardini mawiał, że odkąd na scenie i w kulisach władzę przejęły pedały to Żydzi nie mają tam co robić. Bardini nie żyje prawie ćwierć wieku, spostrzeżenie to poczynił na długo przed śmiercią, więc nietradycyjna seksualność rządzi w teatrze dobrych kilka dziesiątków lat. A pewnie dużo, dużo więcej. Zresztą, nie wszyscy artyści na to narzekali. W 1891 roku Gabriela Zapolska pisała do Stefana Laurysiewicza z Paryża, gdzie zatrudniła się w jednym z teatrów, jako aktorka: ,,Dyrektor teatru jest bardzo dobry i szczęściem pederasta, więc daje mi pokój, a tylko chce mnie dobrze postawić na nogi''.

Grzegorz Małecki dał się ponieść emocjom i myślowemu frazesowi. Ale to nie dziwne, bo frazes i błazeństwo rządzi środowiskiem teatralnym od wieków. Opowiadają o nim Weronika Szczawińska i Agnieszka Jakimiak w "Artystach prowincjonalnych", zrealizowanych w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Inspiracją dla spektaklu jest film Agnieszki Holland, ale czy dobrze rozumiecie przesunięcie semantyczne, dokonane przez realizatorki? Holland w 1978 roku nakręciła "Aktorów prowincjonalnych", my w 2013 oglądamy prowincjonalnych artystów. Bo przecież nie tylko o aktorusów chodzi, lecz całą teatralną branżę na łódzkiej scenie reprezentowaną przez Aktorkę (Aleksandra Listwan), Aktora (Jakub Kotyński), Reżysera (Piotr Wawer jr) i Krytyka (Arkadiusz Wójcik).

W rozpędzonych, jak rozklekotana landara, pobrzmiewających Wyspiańskim i Gombrowiczem frazach Agnieszki Jakimiak z radością odnajduję banały i liczmany naszej teatralnej debaty. Reżyser: ,,- Zawsze chciałem, żeby było blisko życia i od życia jak najdalej. Zawsze chciałem, żeby było zgodnie z prawdą i niezgodnie z prawdopodobieństwem. Zawsze chciałem, żeby było najrealniej, ale nie realistycznie. Zawsze chciałem, żeby było odpowiednio, ale nieodpowiedzialnie''. Aktorka: ,,- Czy dobrze mi się tu wygląda?''. Aktor: ,,- Sam wiem, co i jak powiem, sam wiem, gdzie się tu usadowię, sam się potrafię umieścić, sam siebie osadzę w treści. Wiem sam, jak ja to wszystko zagram, nikt mnie po kątach rozsadzał nie będzie, nikt mi paluchem wytykał kierunku, nikt mi nie będzie dyktował warunków. Skoro jestem myślący, wiedzący i odgrywający, nie będę na scenie błądzący''. I w końcu Krytyk: ,,- Czy napięcie nie opadnie? Czy będzie to spektakl dramatyczny, z dramatycznymi rolami, dramatycznym przebiegiem i dramatycznym finałem? Czy będzie w nim litość, czy będzie w nim trwoga, czy wyjdę z teatru wstrząśnięty i oczyszczony?''.

Mnie najbardziej bawią komunały recenzenckie, bo odkąd w pierwszej połowie XIX wieku Wojciech Majcherek założył Towarzystwo Iksów ciągle stawiamy teatrowi te same zarzuty i szulerujemy tymi samymi zgranymi kartami. Od 200 lat polscy aktorzy czytają, że ich ze sceny nie słychać, że nie umieją nosić stylowo dawnych kostiumów, że wypowiadają pospolite słowa i treści, nie przystające sztuce wysokiej, jaką jest teatr. Że nie porywają i że bulwersują, że gorszą i nie doprowadzają do catharsis. Czy catharsis w ogóle dotyka kogokolwiek poza recenzentami i Gienią Wątróbkową, która - jak mawia jej małżonek - lubi się w teatrze spłakać? Ho, ho, przy awanturze, jaka wybuchła w 1924, gdy aktorka Mila Kamińska pokazała się, jak ją pan Bóg stworzył w spektaklu "Żywy Budda", dzisiejsze narzekania na mokre przedstawienia to zaiste mała bania. A może generalnie teatr na tym właśnie polega, że nawet w swych rzekomo najwyższych przejawach jest błazeński i tandetny, awanturujący się i gorszący? A jednocześnie piekielnie skuteczny, jako ogniskowa społecznych emocji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji