Wzorzec dowodów metafizycznych...
Wobec wydarzenia artystycznego jakim stało się wystawienie w Starym Teatrze "Wzorca..." pozostaje mi jedynie wymienić kolejno... Siedem Cnót Głównych autora i reżysera tego spektaklu - TADEUSZA BRADECKIEGO.
Cnota pierwsza - inteligencja. Pozwoliła ona Bradeckiemu stworzyć interesującą fabularnie i formalnie sztukę. Sztuka ta jest tym atrakcyjniejsza, że obfituje w wieloznaczności i dzięki nim głęboko osadza się w tradycji europejskiej i polskiej. Pod pretekstem igraszki formalnej (teatr w teatrze), bawiąc się jarmarczną stylistyką (w sferze języka, obrazu i konwencji gry) Brodecki zabiera głos w sprawach poruszających każdego z nas. Każdy z nas bowiem jest poddanym: jako obywatel danego państwa i jako wyznawca danej religii lub ideologii. A "Wzorzec..." najogólniej rzecz biorąc jest sztuką o władzy. Władzy człowieka nad ludźmi i Idei nad człowiekiem. O ich wzajemnych zależnościach i sprzecznościach. Jest też sztuka Bradeckiego rozprawą o wyborze. A więc o nieodłącznym towarzyszu naszego życia. Bo podejmowanie decyzji, tych małych i wielkich (a robimy to przecież nieustannie) jest właśnie wybieraniem...
"Wzorzec..." to wreszcie sztuka o poszukiwaniu wartości i prawdy w świecie spętanym plątaniną sprzeczności: rzeczy wzniosłych i przyziemnych, fałszu i szlachetnej prawości, godności i upokorzenia, metafizyki i trzeźwego realizmu. A wreszcie - komedii i tragedii. Tu, na tej granicy, trupa wędrownych aktorów W. Schillinga, pod dyktando filozofa G. W. F. von Leibniza i Szatana rozgrywa "Życie i Śmierć doktora Fausta" ...
Cnota druga - wyobraźnia i bogata inwencja. One kazały Bradeckiemu rozpisać omówione wyżej problemy na racje rywalizujących z sobą o duszę Fausta, Leibniza (Rozum) i Mefista (Metafizyka). One też podpowiedziały przedstawienie alegorii Władzy w postaci drewnianej kukły cara Piotra I (wszystko kręci się wokół niego i dla jego zadowolenia i aprobaty, a przecież jakikolwiek dialog jest wykluczony...).
Dzięki tej cnocie tak barwny jest i sam język sztuki, i obrazy jej inscenizacji.
Cnota trzecia - wiedza. A chodzi tu nie tylko o szeroką znajomość tradycji kulturalnej, zwłaszcza literatury, filologii i historii, świadomość ich powiązań, implikacji i umiejętności oryginalnej interpretacji faktów; Bradecki przede wszystkim zna, rozumie i mądrze stosuje prawa teatralne. Atrakcyjność "Wzorca..." wynika nie tylko z jego treści, ale w równej mierze z formy. Bradecki wykorzystał zasadę teatru w teatrze w ten sposób, że proporcje między dwoma teatrami nie są sztywno ustalone. Żaden z nich nie jest ważniejszy. Punkt ciężkości przesuwa się w zależności od zaawansowania dramatycznego akcji. Generalnie: jarmarczność stopniowo zanika, znikają jej atrybuty, "częstochowskie" rymy, pokraczna wesołkowatość aktorów i beztroska. Coraz bardziej przeważa teatr powagi, Rzeczywistości...
Cnota czwarta - talent reżyserski, wyraża się przede wszystkim w umiejętności tworzenia właściwej atmosfery. Dzięki temu właśnie tak lekki i wdzięczny jest jarmarczny początek i tak wielkie wrażenie robią ostatnie sceny spektaklu. Dyscyplina jaką reżyser narzucił przy tym sobie i zespołowi zaowocowała rzetelnością i czystością artystyczną (rzecz szczególnie cenna przy mozaikowej konstrukcji).
Cnota piąta - umiejętność współpracy. Bradeckiemu udało się dobrać znakomity zespół i... idealnie z nim porozumieć. Trudno wyobrazić sobie odpowiedniejsza muzykę niż ta Koniecznego (udane zwłaszcza są "hymny" i tło do scen pantomimicznych); i scenografię właściwszą niż ta Polewki. Ale przede wszystkim zachwycają kreacje aktorskie! Aktorzy w tym spektaklu grają znakomicie, i to począwszy od ról większych aż po najskromniejszą: Edward Wnuk to wstrząsający car-kukła (mawia się o aktorach, że mieli "świetne wejście"). Otóż E. Wnuk miał... genialne wyjście. Jakie? Idźcie i zobaczcie!
Wspaniały jest Wiktor Sadecki jako graf Waldeck, gdy łamiącym się z niepokoju głosem reklamuje uzdrawiającą wodę z Bad Pyrmont. Prześmieszni są komedianci Schillinga (choć nawiasem mówiąc... może przydało by się jeszcze bardziej zróżnicować ich charaktery?... Tymczasem zdecydowanie najzabawniejszy jest Zbigniew Kosowski). Na same superlatywy zasłużyli rewelacyjni od pierwszej do ostatniej sceny - Andrzej Kozak (Leibniz) i Krzysztof Globisz (Mefisto). Oni dwaj, stojący na skrajnych biegunach, broniący zaciekle swoich racji (w imię zdobycia duszy i umysłu Fausta) wyznaczają ewolucję nastroju. Ich zachowanie, wzajemny stosunek i reakcje w trzech kolejnych starciach stymulują przeistoczenie się jarmarcznego widowiska w ponury, przejmujący dramat.
Pochwały dla aktorów zapisuje między cnoty autora i reżysera, ale to nie oznacza, że pomniejszam ich zasługi! Nie! Ale stworzyli oni przecież te udane kreacje właśnie w spektaklu Bradeckiego, którego niewątpliwą zasługą pozostanie dyskretne (ale konsekwentne) prowadzenie aktora, inspiracja i oddanie aktorowi dużej swobody w tworzeniu ewolucji postaci oraz motywacji tej ewolucji.
Cnota szósta - dowcip. Tę sól sztuki Bradecki stosuje często i bardzo umiejętnie: świetne są pantomimiczne sceny opowiadające o zbrodniach cara, pastisze barokowych alegorii (zwłaszcza okropnie śmieszny Anioł Rebelii), żart słowny ("Aniele Boży, stróżu mój... odczep się ode mnie" - mówi Faust zauroczony obietnicami Mefista) i sytuacyjny (np. wejście Faustiny Bordoni, interwencje uspokajające grafa Waldecka, wreszcie car-kukła i jego świta). Humor Bradeckiego jest subtelny, lecz nie pozbawiony złośliwości.
Cnota siódma - oryginalność. Taki jest język i forma, którymi posługuje się Tadeusz Bradecki. Jego recepta na opisanie świata i precyzowanie własnych obserwacji i sądów polega na uchwyceniu dwoistości charakteru każdego faktu. Zdaniem Bradeckiego każde zdarzenie zawiera w sobie sprzeczność. Jest tragiczne i humorystyczne zarazem. Gdy się o tym pamięta i opowiadając zachowuje tę dwoistość - można osiągnąć prawdziwy obraz rzeczywistości, przekonujące przedstawienie wykładanych racji.
Tadeusza Bradeckiego opisywanie świata cechuje przy tym liryzm, melancholia i subtelna ironia. I niewiarygodny, trudny do uchwycenia w niezgrabną klatkę definicji - wdzięk.