Artykuły

Społeczeństwo pragnie spektaklu

"Tajny Agent dawniej znany jako koprofagi, czyli znienawidzeni, ale niezbędni" w reż. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Magda Bałajewicz w Teatralich

"Ogromny, umieszczony nad sceną mechanizm zegarowy bezwzględnie odmierza uciekający czas - można go zatrzymać, cofnąć, przesunąć czy przestawić. Można udawać, że czas nie mija, próbować mu się oprzeć - bez skutku! Można też iść dalej i - wyciągając odpowiednie wnioski - starać się coś zmienić, wyrwać się z tego perfekcyjnego czasomierza. Niemożliwe? Za każdym razem wskazówki zataczają koło zgodnie z niepodważalnymi zasadami działania tarczy zegarowej. Wszystko się zapętla, rymuje, prowadząc do punktu wyjścia - historia wciąż się powtarza i powiela swoje własne błędy. Czy jednostka zamknięta w szwajcarskim zegarku systemu polityczno-społecznego ma w istocie jakiekolwiek prawa i szanse na samodzielne funkcjonowanie? Czy wyzwolenie, prawda, równość, braterstwo są w stanie oprzeć się wzajemnej wrogości i małostkowości? A może wszystko stanowi jedynie genialną manipulację, której nie jesteśmy nawet świadomi? Może ta tak zwana wolność jest jedynie fantazmatem i zwyczajną głupotą? W końcu, jak mówi Verloc: "Społeczeństwo pragnie spektaklu, spektaklu, spektaklu!". Pojawia się jednak pytanie: czy na pewno chce być ono główną atrakcją swojej własnej rozrywki? I czy jest jeszcze w tym wszystkim miejsce dla człowieka i jego potrzeb?"

Dwa teksty, dwie kontrastujące strategie dwóch odrębnych jednostek połączonych jedną historią, jednym scenariuszem: Haldin - fanatyk-patriota, "anioł śmierci" gotów oddać życie za rewolucję, skrajny anarchista, którego działania stają się źródłem zguby nic nieznaczącego Razumowa (świetny Juliusz Chrząstowski) - everymana wciągniętego w polityczną grę, słabego i tchórzliwego niewolnika systemu. W wyniku niesprzyjających okoliczności staje się on konfidentem, bohaterem rewolucji i w końcu zdrajcą - zamordowanym wraz z prawdą, nigdy nieujawnioną. Verloc (Krzysztof Globisz) - pospolity prowokator, leniwy anarchista i dwulicowy donosiciel policyjny, dla którego rewolucja jest źródłem dochodu, to tajny agent do wynajęcia. Te kontrastujące portrety rewolucjonistów i ich ofiar są przedmiotem dwóch znakomitych utworów Josepha Conrada - "W oczach zachodu" i "Tajnego agenta", których kompilacja stanowi fundament najnowszego spektaklu Jana Klaty.

"Tajny agent dawniej znany jako koprofagi, czyli znienawidzeni, ale niezbędni" to satyryczne, prześmiewcze ujęcie nie tylko samej rewolucji rosyjskiej, lecz także buntu i anarchii w uniwersalnym rozumieniu tych zjawisk jako spektakularnych, szlachetnych, wzniosłych (tylko w założeniu!) ruchów społecznych, nieprowadzących w istocie do żadnych znaczących zmian, niewolnych od wad osób je tworzących, zepsutych od wewnątrz. Działacze konspiracji, mierni i wygodni, sprowadzeni zostają do pozycji groteskowych figur wyjętych rodem z kabaretu, a sama organizacja, alla bohema, do zrzeszenia miłośników wina i zabawy w kolorowych strojach, snująca dalekosiężne plany oderwane od rzeczywistości. Obłuda, wrogość, filmowa stylizacja i czarny humor, cynizm funkcjonariuszy policji i władz okazują się bliskie anarchistom. Kto zatem jest katem, a kto ofiarą? Kto tak naprawdę jest idealistycznym buntownikiem, a kto zdrajcą? Wszyscy przecież podlegają jednemu systemowi, w którym rozpaczliwie poszukują odrobiny przestrzeni (niekoniecznie uczciwie!), a złamanie go okazuje się graniczyć z cudem.

Czy w obliczu wewnętrznego rozkładu społeczeństwa, śmierci duchowych wartości i degradacji podstawowych zasad kształtujących nadrzędną kategorię: człowieczeństwo, jest miejsce na spokój i normalne życie - rodzinę, miłość? Nie. Wobec kłamstwa, w którym żyją postaci, wszystko nieuchronnie się rozsypuje, pozostawiając żal i gorycz.

Niewinna i romantyczna, szekspirowska miłość Razumowa i Natali Haldin (Anna Radwan-Garncarczyk), odwzajemniona, potwierdzona symbolicznym potrójnym "tak" skazana jest na klęskę przez piętno przeszłości (liryczna, bardzo wysmakowana estetycznie scena partnerska). Bo jak kobieta mogłaby kochać zabójcę swojego brata? Związek Verloca i jego żony to znów relacja dwojga dojrzałych ludzi związanych wspólną przeszłością, wypalonych, którzy są ze sobą tylko z powodu przywiązania oraz osobistego interesu którejś ze stron. Zawsze ktoś kocha bardziej. Polityka miłości okazuje się równie bezwzględna.

Światek rosyjskich anarchistów, agentów, konfidentów stanowi barwny zestaw ludzkich portretów - ludzi przegranych, zniewolonych (lecz zbyt słabych, by się sprzeciwić - Razumow) bądź świadomie sprzedających swoją godność i honor dla zysku. Jest to studium ludzkiej natury - drzemiącego w człowieku zła, ale i dobra - potrzeby bliskości z drugim człowiekiem, która okazuje się jedynym ratunkiem. Jednak każdy gra swoją rolę do końca, nie zważając na konsekwencje, jakie niesie ze sobą fałsz - "show must go on"!

Wiadomo, że Klata nie byłby sobą, gdyby nie ubrał "Tajnego agenta" w charakterystyczną dla siebie, współczesną, pop-artową formę. Aczkolwiek w tym spektaklu scenografia jest szczególna. Utrzymana w tonacji srebrno-szarej, chłodnej, trochę kosmiczna (momentami przypomina kapsułę), niedookreślona, składa się jedynie z metalowych barierek, zawieszonej nad sceną tarczy złotego zegara oraz projektora umieszczonego w tle, na którym wyświetlane są kolejno krótkie filmy przedstawiające tańczących Kozaków, burzę pustynną, bijące serce człowieka, manifestacje na ulicach, nagrania dokumentalne z okresu II wojny światowej, animowane etiudy bajki, fragmenty amerykańskich filmów itp. Wszystkie te projekcje wykluczają przypadkowość - silnie korespondują z tekstem scenicznym oraz aktorami, którzy wkomponowując się w montaż - tylną ścianę, stanowią elementy scenicznego kolażu. Funkcja tych wideoklipów jest bardzo zróżnicowana i nie do końca czytelna: raz są jedynie tłem dla działań scenicznych aktorów, kolejnym razem zdają się odzwierciedlać stan psychiczny bohaterów, by znów pośrednio bądź bezpośrednio stanowić metaforę samego tekstu lub aluzję odsyłającą do innych źródeł, wywołującą określone skojarzenia. Niejednokrotnie projekcje filmowe burzą koncentrację widzów, przesłaniają samych aktorów lub zwyczajnie przeszkadzają, irytują. Taki jednak wydaje się zamysł twórców - już od momentu wejścia na salę jesteśmy obiektem manipulacji Klaty. Wszystko jest z góry zaplanowane. Nawet nasze reakcje stymulowane są poprzez projekcje (świetna praca Michała Januszańca), które atakują nas nieprzerwanie przez cały spektakl. Jesteśmy uczestnikami świetnie zorganizowanej gry.

Najnowszy spektakl Starego Teatru jest jednym z tych przedstawień, które nie wnoszą rewolucyjnych zmian do świata polskiego teatru, ale poruszają tematy ponadczasowe, wciąż bolesne dla społeczeństwa - warte zastanowienia i spojrzenia na nie po raz kolejny, tym razem okiem Jana Klaty. Udana, eklektyczna scenografia uzupełniona świetną set-listą, na którą składają się przeboje muzyki popowej i rockowej najbardziej buntowniczych artystów XX wieku (Leonard Cohen, The Doors, Pearl Jam) przeplatane ariami Cacciniego czy Lully'ego, wielogłosowymi, ludowymi śpiewami "Hallelujah", elektroniką czy miksami DJ-a, rekompensują w dużej mierze potknięcia zespołu (brak zgrania aktorów w układach choreograficznych względem projekcji, niedostateczna, w moim odczuciu, dbałość o tekst). Po obejrzeniu "Tajnego agenta" nasuwa się jednak jeszcze jedno pytanie: czy to naprawdę wszystko, co można wyciągnąć z utworów Conrada?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji