Artykuły

Nikt nie wie, czego chce

"Artyści prowincjonalni" w reż. Weroniki Szczawińskiej w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Katarzyna Skręt w Teatraliach.

"Artyści prowincjonalni" to luźna wariacja na temat ponadczasowego filmu Agnieszki Holland oraz próba analizy kompetencji odbiorczych widza. Nawiązanie do "Aktorów prowincjonalnych" wydaje się oczywiste, ale nie jest dosłowne. Szczawińska wybrała z filmu czterech bohaterów (Reżysera, Aktorkę, Aktora i Recenzenta) i nie powieliła ich pierwowzorów na scenie. Skupiła się raczej na analizie dzieła teatralnego, jego recepcji, oczekiwań odbiorców oraz na samych aktorach, na których ciąży zarówno odpowiedzialność za wyraz dzieła, jak i krytyka.

Scenografia wydaje się oddalona od jakiegokolwiek prawdopodobieństwa. W centralnej części sceny wkomponowano w podłogę "wyrzeźbiony" z książek stół, który równie dobrze funkcjonuje jako fotel oraz klatka schodowa. Nad nim znajduje się metalowa konstrukcja przypominająca abażur lub parasol z przywieszonymi, błyszczącymi elementami. Po jednej stronie ustawiono dwa stoliki, na których znajdują się ogromne ilości białych filiżanek i kubków, za nimi zaś wiszą pianino i elementy perkusyjne. Po drugiej stronie wyłaniają się (dosłownie) z podłoża fotele teatralne/kinowe. Jedynie ostatni element zdradza nam, że znajdujemy się w teatrze. Czerpiąc inspirację z filmu Holland, trudno byłoby oderwać się od zwielokrotnienia tej przestrzeni. W "Aktorach" rzecz dzieje się w prowincjonalnym teatrze, a spektakl tam przygotowywany przez warszawskiego reżysera ("Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego) mówi o samej grze aktorów. Szczawińska przywołuje filmową metaforę teatru w teatrze, wykorzystując ją właśnie w teatralnej przestrzeni. Dodatkowo aktorzy grają aktorów (klisza postaci filmowych), a rzecz ponownie dzieje się w teatrze (zabieg maksymalnie metateatralny). Spektakl jednak porusza temat analizy i recepcji wydarzenia scenicznego oraz wyśmiewa bohaterów filmu Holland. Może wydać się to nadużyciem wobec ekranizacji tak przejmującej i uniwersalnej w swoim przesłaniu, jednak przez postaci przemawia strach, a zarazem próba rozliczenia ze starym wzorcem. Dziś odbiorca (w tym także krytyk czy recenzent) jest wymagający, a w jego oczach odbija się całość spektaklu. Stąd pytanie skierowane do widza: "Czego chcesz?". A w odpowiedzi Aktorka, a za nią wszyscy wyśpiewują: "Czego chcemy, czego chcecie, my nie wiemy, wy nie chcecie".

Związek spektaklu z filmem jest prawie niezauważalny, jeśli widz nie przygotuje się do odbioru inscenizacji. Postaci sceniczne są pozornymi kalkami bohaterów filmowych (aktorki Anki Malewskiej i jej męża Krzysztofa Malewskiego, reżysera Sławomira Szczepana i recenzenta Wojciecha Głosowicza). Przywołują ich słowa, ale nie są zdolni do odtworzenia ich emocji. Młodzi aktorzy przerysowują postaci, nadając im stereotypowy charakter (wiecznie niezdecydowany, awangardowy reżyser czy sarkastyczny recenzent, który w patowej sytuacji ze strachu rezygnuje z aroganckiej postawy).

Jednak największym zaskoczeniem oraz odpowiedzią na pytanie padające ze sceny była reakcja publiczności. Rozbawienie wywoływały jedynie podane dosłownie komunikaty (inwektywy, wyrazista mimika, ekstatyczne gesty; choć nie można tutaj pominąć interesującej kreacji Arkadiusza Wójcika). Dalsza akcja oparta na urywanych, często zapętlonych kwestiach wprawiała widzów w znużenie oraz rosnące niezadowolenie. Apogeum braku kompetencji odbiorczych miało swój wyraz w scenie, w której Muzyk (biorący czynny udział jedynie w scenach muzycznych) zapowiedział utwór Johna Cage'a "4.33". Osoby znające tę specyficzną kompozycję nie byłyby zdziwione prawie pięcioma minutami ciszy, jednak większość widowni wyraziła swoje poirytowanie (spowodowane niezrozumieniem kontekstu) głośnym uderzaniem stóp o podłogę. Takiej sytuacji nie trzeba komentować, ale warto się zastanowić nad jedną sprawą. Skoro zespół Teatru Powszechnego w realizacji "Artystów prowincjonalnych" podejmuje tematykę recepcji i oczekiwań widza, to poprowadzenie akcji w taki sposób świadomie zakłada tego typu reakcję. Jednak jeśli nie, czy oznacza to, że teatr (dzięki swoim realizacjom) sam kształci niekompetentnych odbiorców?

Może warto podążyć tutaj za słowami filmowego Krzysztofa: "Jak zrobić coś, co by od nas zależało, ponieważ dzieje się tak wiele, co nie zależy od nikogo". Teatr powinien kształcić kompetentnego, zdolnego do analizy i interpretacji widza, wrażliwego na kody i znaki stosowane przez twórców spektakli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji