Artykuły

"Nie-Boska" poza Krasińskim - tylko po co?

Nigdy nie byłem przeciwnikiem swobody reżyserskiej w kształtowaniu własnej wizji autorskiego tekstu. Wprost przeciwnie. Może to zaświadczyć sama Lidia Zamkow przypominając sobie co pisywałem o jej inscenizacjach, kiedy realizowała dojrzałe i fascynujące nieraz koncepcje, przekształcając bardzo znacznie to, co autor napisał. Każda zmiana jest dobra, jeśli jest ekwiwalentna, jeśli daje w zamian coś równie - a może bardziej - ciekawego niż to, co niesie litera tekstu. I jeśli ma oczywiście własną, przekonywającą logikę i własną konsekwencję.

Tak było w wielu wybitnych realizacjach Zamkow. To natomiast, co zrobiła z "Nie-Boską komedią" na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie jest wprost nieprawdopodobne. Można iść czasem w realizacji teatralnej nawet przeciwko autorowi, ale tak zupełnie obok autora, budować spektakl tak bardzo poza nim? Okazuje się, że można (mowa oczywiście o autorze takim jak Krasiński i dziele tak wybitnym, jak "Nie-Boska"), tylko - przez litość dla wielkiej literatury i przez litość dla widzów - dlaczego i po co? Po to, aby osiągnąć efekt tak pokrętny, myślowo zamazany i w końcu bardzo mizerny, jak w tym zdumiewającym widowisku? Widowisku już nawet nie "według" Krasińskiego, nie "na kanwie" Nie-Boskiej, ale zarówno w szczegółach, jak i w ostatecznym wyrazie w ogóle poza Krasińskim i poza "Nie-Boską".

To zaś, co otrzymaliśmy w zamian - autonomiczne dzieło literackie i teatralne Lidii Zamkow - ma wprawdzie chwilami pewną siłę wyrazu, charakterystyczną dla prac tej reżyserki a nawet, w drugiej części, pewne piękności - obok zresztą momentów wulgarnych i prymitywnych, ale nie ma większego sensu. I to nie tylko już w stosunku do Krasińskiego - również w stosunku do siebie samego.

Uff, dawno nie napisałem tylu ostrych słów oceny. I jest mi przykro, bo naprawdę wysoko cenię Lidię Zamkow, bardzo liczyłem na to przedstawienie i głęboko wielbię dzieło hrabiego Zygmunta. Wiadomo, że traktowano je bardzo rozmaicie, wydobywano różne elementy, podkreślano jedno, pomijano drugie. Budowano przedstawienia reakcyjne i rewolucyjne, wsteczne i postępowe. Prawie zawsze coś z istotnych wątków "Nie-Boskiej" pozostawało i bywało przekazywane logicznie, konsekwentnie.

Swoją recenzję z przedstawienia Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym (pierwszego po wojnie w Warszawie, a poprzedzającego to obecne) zatytułowałem "Nie-Boskiej prawdy obiektywne", bo trochę brakowało mi w nim subiektywnego, osobistego dramatu hrabiego Henryka, dramatu człowieka i poety przede wszystkim, który jest w moim przekonaniu głównym, prowadzącym wątkiem "Nie-Boskiej komedii". W Teatrze Powszechnym wątku tego nie ma w ogóle. Jakie prawdy "Nie-Boskiej" chce nam ono przekazać? Obawiam się, że nie przekazuje żadnych prawd istotnych.

Obraz sprawiedliwej, choć okrutnej rewolucji społecznej - i złych, skazanych na zagładę arystokratów? Być może, ale nie ma w tym jeszcze żadnego dramatu, a sama prawda szalenie jest banalna. Bo nie ma u Zamkow również dramatu Pankracego, jego wątpliwości i rozdarcia, nie ma więc wewnętrznego dramatu rewolucji, która pragnie ocalić i pozyskać dla siebie Henryka-poetę, i której się to nie udaje. Walka klasowa i historia są u Krasińskiego niezwykle zdramatyzowane, pełne tragicznych konfliktów i sprzeczności - i na tym przecież polega przenikliwość "prawd obiektywnych", jakie to dzieło przynosi.

Jak u Zamkow wygląda dramat rewolucji, bo coś takiego rysuje się - choć mętnie - w finale przedstawienia? Oto Pankracy, zamiast obrazu Chrystusa-mściciela, rysującego mu się na chmurze, widzi lud swój nagle nawrócony na wiarę w Boga. I istotnie wchodzą na scenę zwycięscy rewolucjoniści w obłędnym pochodzie z kościelnymi chorągwiami, śpiewając religijne hymny. Jeden Leonard biega wśród nich i woła, by się opamiętali. Porażony tym widokiem Pankracy odwraca się i krzyczy swoje "Galilaee, vicisti!". Ale to jeszcze nie koniec. Teraz nagle opadają teatralne kotary, lud rzuca trzymane chorągwie i aktorzy stają się "prywatni". Podchodząc na skraj proscenium mówią jakiś tekst, najprawdopodobniej Krasińskiego, ale nie z "Nie-Boskiej" (z jakich pism, przyznaję, nie sprawdzałem). Zapamiętałem tylko słowa: "Ludzie, wstydźcie się! Wstydźmy się wszyscy!". Pomyślałem też z pewnym buntem: dlaczego, u diabła, mam się wstydzić? A zaraz potem przyszło mi na myśl, że ów finał finału miał mieć może po prostu wymowę laicką, antyreligiancką? Był to już prawdziwy koniec przedstawienia.

A jaki był początek? Oto od razu znaleźliśmy się w obozie rewolucji. Zatem reżyser pominął dwie pierwsze części dramatu, zaczął od trzeciej, zresztą bez sceny u Przechrztów, która tę część rozpoczyna. Wśród rewolucjonistów snuje się przebrany hrabia Henryk. Ale nic o nim nie wiemy. Snuje się jak dziwny nieznajomy. Nie wiadomo skąd się tu wziął i czego właściwie szuka. Reżyserka odcięła mu cały życiorys. Coś niecoś dowiadujemy się o nim w drugiej części przedstawienia, do której przeniosła Zamków fragmenty z drugiej części utworu, głównie dotyczące wątku Orcia. Część pierwsza, a więc sprawa Żony i początek rodzinnego dramatu Henryka, jest w przedstawieniu całkowicie pominięta. Pamiętajmy, że jest to również początek dramatu Henryka-poety, z którego to dramatu płyną wszystkie jego nieszczęścia, aż do finałowej klęski.

Odcięcie Henrykowi tego rodowodu, pozbawienie go niezwykle ważnej sceny z drugiej części "Nie-Boskiej", kiedy pod wpływem dialogu z Orłem Henryk-poeta znajduje nagle cel w życiu, cel który, jak wierzy, zapewni mu sławę i wielkość - czyni niezrozumiałym całe jego późniejsze desperackie działanie. Niezrozumiałe w motywacjach, jakie nadał mu Krasiński. Bo motywacje reżyserki sprowadzają się do określenia Leonarda: "Zabity arystokrata". Świadczy o tym również fakt, że zdanie: "Idę się na człowieka przetworzyć, walczyć idę z bracią moją", kończące wspomnianą scenę, w przedstawieniu wypowiada Henryk krążąc wśród tłumu rewolucjonistów. Jakby właśnie tu podjął decyzję walki, kiedy ów "świat nowy" zobaczył z bliska. Aż głupio tłumaczyć, że sens jego wędrówki po obozie rewolucji jest zupełnie inny, chwilami wręcz przeciwny, skoro jest moment, kiedy czuje się tym, co widzi, porwany. Porwany jako poeta... Tu jednak, od początku do końca, hrabia Henryk jest przede wszystkim zatwardziałym, choć nieco neurastenicznym arystokratą, mimo że w arystokrację, w jej przyszłość już nie wierzy.

Z tekstem zresztą wyrabia reżyserka rzeczy zdumiewające. Przestawia, przenosi kwestie i fragmenty całkowicie dowolnie, miesza, przeinacza sensy, dodaje, ujmuje, nawet przerabia. Burzy całkowicie logikę i tok utworu. Oto na przykład spotkanie Pankracego z Henrykiem odbywa się dopiero w Zamku Świętej Trójcy (gdzie rozgrywa się druga część spektaklu), zamiast o wiele wcześniej, w domu Henryka. Wszelka logika fabularna jest nieważna, konstrukcja, zarówno myślowa jak i formalna Krasińskiego przestają istnieć. I ciągle chce się pytać: dlaczego? po co to wszystko? Bo przecież nic lepszego nie zostało w spektaklu wymyślone. Powstał niesłychany chaos i zamęt uczyniony w imię niewiadomego celu.

Kiedy po powrocie z teatru sięgnąłem po raz n-ty po tekst "Nie-Boskiej", aby posprawdzać sobie wszystkie te przemiany, jakim uległ w rękach Zamkow, sporządziłem sobie nawet spis co jaskrawszych przeinaczeń. Przy okazji po raz n-ty stwierdziłem, jak znakomicie jest ten dramat zbudowany i jak genialnie pomyślany. Spisu nie będę tu przytaczał, bo jest za długi. Zaś co do świetności "Nie-Boskiej w takim kształcie, w jakim została przez Krasińskiego napisana, bardzo chciałbym reżyserkę warszawskiego przedstawienia przekonać.

Powiedziałem na początku, że przedstawienie w drugiej części ma nawet pewne piękności. Objawiają się one w scenach Henryka z Orciem. I może dlatego, że nie zostały one zbytnio przemienione, choć nastąpiło tu połączenie fragmentów drugiej i czwartej części utworu. Wprawdzie wyrok na Henryka ("Za to, żeś nic nie kochał nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś - potępion na wieki") wypowiada tu sam Orcio, ale to nawet zbytnio nie razi. U Krasińskiego powtarza ów wyok dwukrotnie Chór głosów. Ponieważ Zamkow buduje przedstawienie dość ściśle realistycznie, rezygnując z romantycznej fantastyki, poprzez którą wyraziła się u autora po prostu romantyczna symbolika - można jej tę zamianę wybaczyć. Inna sprawa, czy należy z romantycznej formy "Nie-Boskiej" tak łatwo rezygnować. Poza tym nie bez znaczenia jest fakt, że w roli Orcia występuje w Teatrze Powszechnym zachwycające dziecko, mały chłopczyk, który potrafi cudownie mówić, z przejęciem i zrozumieniem, szczerością i prawdą. I nawet w szepcie jest doskonały.

Plejada aktorów ofiarnie wykonuje swe rozliczne zadania w tłumie rewolucjonistów. Edmund Fetting jest zbyt dobrym aktorem, aby nawet przy tak okrojonym i zubożonym Henryku nie stworzyć sylwetki w jakiś sposób interesującej. Zagrał zgorzkniałego, neurastenicznego intelektualistę, który odchodzi ze świata z konkluzją: "Człowiekiem być nie warto. Aniołem być nudno". (Tekst i tym razem zmieniony - u autora jest: "Aniołem być nie warto"). Przy tym wszystkim potrafił pokazać nieszczęśliwego człowieka i w tym miejscu nawiązał jakiś kontakt z tym Henrykiem, którego nakreślił Krasiński. Poetą romantycznym nie był ani przez chwilę, bo mu tego reżyser oszczędził. Był raczej racjonalistą i sceptykiem.

Leszek Herdegen również zbyt dobrym i dojrzałym jest aktorem, by nie znaleźć nawet przy tak "bezproblemowo" ustawionym Pankracym akcentów ciepłych, ludzkich, przyciągających. Zwłaszcza w rozmowie z Henrykiem potrafił bez podnoszenia głosu uzyskać piękną moc przekonywania. W Zamku Świętej Trójcy wyróżniali się Andrzej Szalawski (Ojciec chrzestny) i Bronisław Pawlik (Jakub).

Więc mimo wszystko, co zostało tu tak ostro powiedziane, spektakl ma jakieś wartości. "Nie-Boskiej komedii" nie grywa się często. W ciągu powojennego trzydziestolecia gości na scenach stolicy dopiero po raz drugi. Więc może warto docenić fakt, że jednak znowu gości?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji