Artykuły

Trudny Tuwim

"Pan Maluśkiewicz" w reż. Małgorzaty Kazińskiej w Teatrze Baj w Warszawie. Pisze Karol Suszczyński w serwisie Teatr dla Was.

Warszawski teatr Baj zaznaczył swoją obecność w obchodach roku Juliana Tuwima premierą zatytułowaną "Pan Maluśkiewicz". Spektakl jest składanką wierszy dla najmłodszych i proponowany jest dzieciom od trzeciego roku życia. To dobra cezura, bo trzy lata, to wiek, w którym dynamiczne, dźwięczne, wesołe i wyraźnie spointowane wiersze bez problemów zostaną zrozumiane i zapamiętane.

Pomimo (wydawałoby się) łatwości przeniesienia wybranych utworów Tuwima na scenę, reżyserka (Małgorzata Kazińska) pogubiła się w swojej pracy. Próba przypomnienia dzieciom wierszy - tych trochę zapomnianych (nie ma bowiem w spektaklu przychodzących od razu na myśl "Lokomotywy" czy "Okularów"), wprowadzenie najmłodszych w poetykę snu (z wiersza "Cuda i dziwy"), ukazanie fantastycznych marzeń ("W aeroplanie") oraz zabawa dźwiękonaśladownictwem i instrumentalizacją głoskową (z wierszy "Mowa ptaków" czy "Abecadło") - doprowadziły do niezłego bigosu niemal na wszystkich polach teatralnego przekazu. Ale po kolei.

Spektakl zaczyna się nawet obiecująco. Śpiące, przykryte wielką pierzyną (á la origami) krasnoludki (nie rozumiem skąd takie postaci, być może w zamyśle reżyserki ich baśniowy charakter miał pasować do świata dziecięcych marzeń) wybudza księżyc, który swoim blaskiem przenosi bohaterów w świat utworów poety. Ni stąd, ni zowąd, rozpoczyna się inscenizacja tytułowego "Pana Maluśkiewicza", opowiedziana w konwencji snu, z wykorzystaniem ciekawych, nawiązujących do łowickich wycinanek, form teatru cieni. Niestety początkowy zachwyt szybko mija, przegnany monotonią pomysłu inscenizacyjnego, gdyż interpretowany przez aktorów wiersz jest dosłownie odgrywany przez cieniowe lalki. Choć zabawna i dynamicznie prowadzona historia zdecydowanie bawi zebrane w teatrze dzieci, to wprowadzenie kolejnego utworu (bez uzasadnienia - zresztą, jak i każdego kolejnego) wybija je z aktywnego odbioru. I tak jest do końca, bo żadna wspólna myśl ani wizja nie uzasadnia kolejności ani doboru tekstów. W dodatku wierszom nie towarzyszy żadna spójna estetyka plastyczna (scenografia Angelika Giża). Początkowa kołdra-horyzont, swą stylistyką nawiązująca do origami, ustępuje miejsca wspomnianym wycinankom, by przemienić się w proste animacje wideo, następnie komiczny przenośny parawan á la zbiór nut, bliżej nieokreśloną kubistyczną formę, i pod koniec wrócić do wyjściowej stylistyki orgiami w inscenizacji "W aeroplanie".

Kazińska zwyczajnie przedobrzyła zapominając, że trzylatki nie są grupą na której powinno się eksperymentować, zwłaszcza, gdy na warsztat bierze się tak rozpoznawalne i nie poddające się łatwej modyfikacji wiersze Tuwima. Ich charakterystyczna forma wierszowana zmusza wręcz obligatoryjnie do odpowiedniego, rytmicznego i wesołego sposobu interpretacji - szczególnie jeśli tekst kieruje się do takiej grupy wiekowej. "Abecadło", które w spektaklu rozciągnięte zostało do parominutowej etiudy i dodatkowo uzupełnione licznymi odgłosami i onomatopeją, zgubiło swój rytm i tempo, a gra słów i rymy straciły sens.

Nie rozumiem też narzuconej formy minorowej w muzycznej interpretacji "Pana Tralalińskiego" (muzyka Mateusz Ryczek). Przecież cała jego wartość artystyczna leży w odpowiednio wydobytym rymie, którego podstawę tworzą gęste echolalia. Wiersz ten zaśpiewany nie dość, że na smutno, to bez oryginalnego dynamicznego rytmu, stracił swój wdzięk i urok. Zauważyły to także dzieci, bo początkowo zaaferowane i zaangażowane w śpiewaną formę wiersza, szybko się znudziły i znużyły.

Całość ratowali aktorzy Baja - bardzo prężna i równo trzymana kreacja zbiorowa była najsilniejszym elementem tego przedstawienia. Radość i energia emanowały wręcz ze sceny. A zespół miał sporo do zrobienia, bo spektakl opiera się głównie na słowie i ruchu, i nie ma w nim wielu dodatkowych elementów (np. kolorowej scenografii czy dużej liczby lalek), które choć na chwilę mogłyby odciągnąć uwagę dzieci. Piątka aktorów przez niemal godzinę pracuje na scenie na pełnych obrotach, doskonale oddając klimat opowiadanych historii, przy tym tańcząc, biegając i śpiewając na przemian.

Pierwsza część spektaklu była nawet gęsto okraszona śmiechem i gromko nagradzana brawami. Trochę radość dzieci zmalała na początku części drugiej, bo zestawienie "Cuda i dziwy" oraz "Mowy ptaków" wprowadza ciężki nastrój i zamiast przenieść dzieci w konwencję świata fantastycznego (doskonale korespondującego z ich wyobraźnią), wprowadza element grozy i niepokoju. Cierpliwy widz zostaje jednak nagrodzony kapitalną finałową interpretacją i inscenizacją wiersza "W aeroplanie".

Reżyserka, kompozytor i scenografka minęli się trochę ze stylistyką poety, a zaproponowana forma wprowadziła widzów raczej w zadumę a nie w wyczekiwany wesoły nastrój. Warto na przyszłość pamiętać, że utwory Tuwima dla najmłodszych są skonstruowane tak, by kształtować gust estetyczny dzieci, a swą atrakcyjną formą wzmagać ciekawość świata, pobudzać wyobraźnię i wpływać twórczo na ich rozwój. Przypomnijmy sobie chociażby "Ptasie Radio" w wykonaniu Ireny Kwiatkowskiej czy "Lokomotywę" z Piotrem Fronczewskim, o "Krótkim kursie" piosenki dziecięcej Wojciecha Szelachowskiego w Białostockim Teatrze Lalek nie wspominając.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji