Artykuły

Melodramat w piwnicy

Warte uwagi w tym przedstawieniu jest z pewnością nade wszystko to, jak sztukę Gennadija Mamlina opowiada się publiczności. Sama sztuka jest o wiele mniej zajmująca, głównie może z powodu doskwierającego - niedostatku wszelkiej oryginalności. "Dzwony" to rzecz o reżyserze filmowym, który w przypadkowo poznanej na przyjęciu dziewczynie dostrzega przyszłą gwiazdę swoich filmów. No i była tancerka, którą kiedyś po wypadku samochodowym poskładał znany chirurg, a ona później wyszła za niego za mąż - istotnie robi wielką karierę ekranową, szamocąc się przy tym pomiędzy uczuciem do reżysera-odkrywcy, a lojalnością wobec męża. Rozterki przerywa wiadomość o jej śmiertelnej chorobie... Ileż to razy ten temat obrabiany był na scenie czy na ekranie. I to na ekranie starego, cnotliwego kina, gdzie bohaterka wyraża namiętności w gorących tyradach, ale jednocześnie jej wierność staremu eskulapowi pozostaje poza wszelkim podejrzeniem. W dodatku pomocnik naszego reżysera, pieszczotliwie zwany Kiriuchą, poganiany nieustannie przez telefon, załatwia wszelkie kłopotliwe sprawy dnia codziennego; parze bohaterów oglądanej wyłącznie w sytuacjach luksusowych pozostają tylko eleganckie spory bądź zawodowe (dotyczące kształtu roli), bądź intymne.

Sentymentalna ta bajeczka ma tyleż wspólnego z jakimkolwiek realnym życiem filmowy (i pozafilmowym) co z "Portretem Doriana Graya"; tę wytworną parantelę podpowiada z kolei Mamlinowi w programie skora do postrzegania metafizycznych sensów literalnie wszędzie Elżbieta Morawiec.

Całe szczęście więc, że aktorzy nie traktują burzy uczuć bohaterów zbyt dosłownie, grają z wyczuwalnym dystansem, skrupulatnie wybierając z materiału roli okazje do uśmiechu, do zabawy. Ryszard Łukowski eksponuje szorstką, choć jakoś tam sympatyczną chamowatość reżysera Chmarowa najwidoczniej źle dającego sobie radę, gdy zawdzięczająca mu wszystko dziewczyna nie podporządkowuje się jego kaprysom. Zaś Anna Dymna najwyraźniej bawi się okularami i skromną miną brzydkiego kaczątka przemieniającego się w doskonale świadomą swych wdzięków, niegłupią kobietę. Przy czym w dystansie obydwojga aktorów nie ma niczego deprecjonującego ról; oszczędność egzaltacji i umiar środków zdecydowanie pomaga Mamlinowej historyjce.

"Dzwony" wystawione zostały na trzeciej scenie Starego Teatru: w Piwnicy na Składkowskiej, w malutkiej, prostokątnej, nakrytej kolebkowym sklepieniem przestrzeni, gdzie nie ma niczego oprócz nagich murów i gdzie z trudem mieści się kilkudziesięciu widzów. Zmieszczenie w tej przestrzeni filmowej love story Mamlina było zadaniem ekwilibrystycznym. Dodajmy nawiasem, że draimatopisarz samą konstrukcją sztuki postawił teatry w trudnej sytuacji: umieścił akcję w miejscach publicznych (przyjęcie, bar, plan filmowy), a dialogi rozpisał na dwie osoby; szalenie trudno uwiarygodnić sceny tak zaprojektowne, skoro nikt, poza parą bohaterów nie pojawia się na scenie. Debiutujący reżyser-scenograf Stanisław Nosowicz poradził sobie z zadaniem nadzwyczaj sprawnie. Zaprojektował miejsca akcji maksymalnie powściągliwie: parą rekwizytów sygnalizując wnętrza i ich nastrój. Wykorzystał z milimetrową dokładnością nisze "wygospodarowane" ze ściany, stwarzając iluzję zaskakująco ukształtowanych przestrzeni. Nie przeszkadzała mu ostentacyjna teatralność sytuacji; umiał uczynić z niej walor: jak w scenie, gdy Wiera siedząc na wąziutkim parapecie, spogląda w okno podświetlone intensywnym, granatowym kolorem, nierzeczywistym, a znakomicie "poszerzającym" przestrzeń. Umiał też uczynić walor ze świetlnych kontrastów: scenę nakręcania filmu na werandzie kawiarni w środku lata ustawił po prostu na tle białego muru; oświetlone mocnym białym światłem nagie cegły w zestawieniu z półmrokiem "wnętrz" wspaniale wywoływały wrażenie słonecznego, gorącego dnia.

Jak na pierwszy spektakl w życiu sprawność i umiejętności reżysera mają prawo wzbudzić podziw; o Stanisławie Nosowiczu zapewne jeszcze usłyszymy, może przy okazji nieco ciekawszej literatury. Aczkolwiek ta ostatnia uwaga nie przekreśla teatralnych przyjemności ofiarowanych nam z okazji "Dzwonów" Mamlina.

*

A swoją drogą to zaibawne, że repertuar będący w całym świecie podstawową pożywką teatrów popularnych - łzawy, sentymentalny melodramat - grywa się u nas po artystycznych piwnicach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji