Artykuły

Teraz będzie krew

Komuna/Warszawa z coraz większym rozmachem realizuje swój cykl "RE//MIX", do którego zaprasza znakomitych artysów. Ostatnio Dario Fo był remiksowany przez duet Strzępka/Demirski (bardzo to było udane), a teraz przyszła kolej na Łukasza Chotkowskiego, dramaturga Teatru Polskiego w Bydgoszczy, ale także reżysera, bliskiego współpracownika Mai Kleczewskiej - pisze Mike Urbaniak na swoim blogu panodkultury.

To chyba Ulay, o ile się nie mylę, z którym Marina Abramović dzieliła przez dwadzieścia lat życie prywatne i artystyczne, powiedział w filmie o niej, że teatr od performansu dzieli jedna zasadnicza rzecz. Performer ma prawdziwy nóż i prawdziwą krew, aktor ma atrapę noża i keczup.

Komuna/Warszawa z coraz większym rozmachem realizuje swój cykl "RE//MIX", do którego zaprasza znakomitych artysów. Ostatnio Dario Fo był remiksowany przez duet Strzępka/Demirski (bardzo to było udane), a teraz przyszła kolej na Łukasza Chotkowskiego, dramaturga Teatru Polskiego w Bydgoszczy, ale także reżysera, bliskiego współpracownika Mai Kleczewskiej. Chotkos - jak go w swoim, nagranym wcześniej i emitowanym w trakcie performansu, wykładzie-nie-wykładzie nazywa Dorota Sajewska - jest zafascynowany Mariną Abramowić od lat, kręci go szczególnie relacja na linii widz-artysta.

Mamy więc na scenie sześcioro aktorów-nie-aktorów, którym upuszczana jest krew. Spływa wolno do specjalnych, szpitalnych torebek, jak w stacji krwiodawstwa. Wykwalifikowane pielęgniarki wbijają się kolejno w żyły Chotkowskiego, Kleczewskiej, Laszuka Na scenę-nie-scenę wchodzi nagle Sebastian Pawlak, który śpiewa z bandem muzycznym krótki kawałek, po czym rozwala na wielkim, dyndającym mu na szyi sercu kondomy z No właśnie z czym? Chotkowski tymczasem tnie, napełnione już, torebki z prawdziwą krwią i rozbryzguje ją wokół. Potem Abramović (Marta Nieradkiewicz) wygłasza swój słynny artystyczny manifest. Całość kończy się wycięciem sobie przez Chotkowskiego żyletkami słowa "TERAZ" na brzuchu. Krew cieknie po jego ciele, kapie na podłogę. Koniec.

Widownia (nigdy chyba jeszcze na żaden remiks nie przyszło tylu ludzi) siedziała w kompletnej ciszy. Część była zdezorientowana. Ktoś zaczął bić brawo, ale szybko przestał. Bo czy wypada? Czy to było naprawdę? Czy to była konwencja? Nadal nie wiem. Dlatego, doceniając pomysł i wykonanie, nie kupiłem tego, co zobaczyłem. Czułem po prostu, że cały czas - mimo najprawdziwszej krwi - jestem jednak w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji