Artykuły

Świat w stanie chaosu

Czyżby świat teatralnych przedstawień miał odbijać świat duchowej i społecznej dezinteg­racji naszej aktualnej rzeczywi­stości ludzkiej? Byłby to znak współbrzmienia teatru z kondy­cją świata i człowieka? Warto o tym pomyśleć.

Dopiero co w krakowskim Teat­rze im. Słowackiego oglądałem zagładę świata mieszczańskiego w "Weselu" Canettiego, zapo­wiedzianą przez patetycznego proroka. Teraz w Starym Teat­rze oglądam kawałek świata w stanie rozpadu i chaosu, w kil­ka lat po rewolucji bolszewic­kiej.

A biedni ludzie na scenie świata rozpaczliwie szukają dla siebie ra­tunku.

Teraz do rzeczy, czyli do spra­wozdania z najnowszego przed­stawienia. Przyznaję, że lubię in­scenizacje Rudolfa Zioły. To świetny reżyser. Traktuje mate­riał dramaturgiczny poważnie i delikatnie, wydobywając zeń specyficzne nuty poezji. Tak po­stąpił i tym razem - ryzykownie i poetycko, ze sztuką Mykoły Kulisza "Reformator": "Realizacja tego spektaklu dzisiaj wynika ty­leż z powodów sentymentalnych, co z chęci poddania się dość ryzy­kownemu testowi, który wykazał­by, czy możliwy jest powrót do teatru podejmującego problema­tykę losu człowieka uwikłanego w polityczne choroby XX wieku. Ta próba staje się tym bardziej ryzykowna dlatego, że wymaga dotarcia do problemu poprzez sza­tę historyczną. Przystąpiłem do pracy z ogromną nadzieją, że nie nastąpiła jeszcze agonia naszego myślenia o problematyce moral­nej w związku z politykami, że nie zostaliśmy zbyt zaszczuci codzien­nością". Tadeusz Bradecki, dyre­ktor Starego Teatru, dodaje: Reformatorem Stary Teatr pode­jmuje (po "Śnie srebrnym Salo­mei" Słowackiego) temat ukraiń­ski. Zainteresowanie Ukrainą nie jest sprawą przypadku - to nasi najbliżsi sąsiedzi, o których tak naprawdę nie wiemy prawie nic".

To jest właśnie ta szata histo­ryczna. "Reformator" Mykoły Kulisza powstał w 1927 r., rok później pokazano go na scenie, ale dopiero po następnych 52 latach pozwolono na jego druk. Polski przekład ukazał się w "Dialogu" w październiku 1981 r. Jaka szko­da, że wtedy go nie wystawiono! Mówiłby inaczej niż dziś.

Akcja "Reformatora" dzieje się w Charkowie, w okresie Nowej Ekonomicznej Polityki, w dzie­sięć lat po zwycięstwie bolszewi­ków.

I oto tamten rozszarpany i ujarzmiony świat, tamta straszna spra­wa ludzka wygarnia się na scenę w strzępach życia. Cóż widzimy? Co słyszymy? Muszę przy sposobności powiedzieć, że pomimo mo­jego ostatnio wielokrotnego wy­brzydzania na niedostatki teatral­nych dokonań w Krakowie, po­mysły scenograficzne i kompozy­cje muzyczne wplecione w ca­łość spektaklu, urastają do rangi prawdziwych osiągnięć artystycz­nych. Dzieje się tak i w tym przy­padku. Scenografia Andrzeja Wi­tkowskiego i muzyka Stanisława Radwana osiągają w tym spek­taklu tak integralnie wysoki po­ziom artystyczny, w każdym szczególe akcesoryjnym, w każ­dym brzmieniu, że tak aktywnie w nim uczestniczą, jakby były ży­wymi postaciami dramatu.

Na scenie ponad 40 aktorów. Uczestniczą w rozpadzie i chaosie porewolucyjnego świata, opano­wanego strachem wobec wszechdominacji bolszewickiej ideologii i bolszewickiego terroru. Z rumo­wiska rzeczy, bełkotu języka, po­trzaskanych życiorysów, tragedii rodzinnej, poplątania ideologii z religią, ze zderzenia zawieruchy dziejowej i intymności życia pry­watnego - z panoramy dziejów, do której przytula się pokonana jed­nostka - wyłania się bohater w otoczeniu i napotkanych po drodze ludzi. Musi przegrać. Prze­grać aż do obłędu. Małachij Mynowicz Stakanczyk, czyli sceniczny Jerzy Trela przeszedł taki rewolucyjny wstrząs, że dwa lata prze­żył w zamurowanej komórce. Wy­chodzi z niej na łono oczekującej go rodziny z idee fixe - z misją reformy człowieka, zgodną z re­wolucyjnymi sloganami. Idzie przez wzburzony świat, aby reali­zować tę misję, obłąkany nową wiarą. W szpitalu wariatów nama­szcza się na narodowego komisa­rza ludowego.

Historiozoficznie nic tu odkryw­czego nie ma. Teatr nie odsłania nowych prawd. Może odsłoniłby większą wyrazistość losu, gdyby reżyser nieco skrócił tekst drama­tu, zwłaszcza sceny w szpitalu psychiatrycznym, gdyby zrezyg­nował z paru postaci. Tragedia krzyknęłaby głosem antycznego bólu, oczyszczona z jazgotu wokół głównego nurtu.

Ale przedstawienie żyje świet­nym aktorstwem, tragiczną poe­zją, rewolucyjno-biblijną, szalo­ną, roztrzaskaną o brutalną słu­szność policyjno-partyjnie uja­rzmionego świata. Przedstawie­nie żyje wspaniałością aktorstwa Jerzego Treli, Agnieszki Man­dat, Ewy Kaim, Zbigniewa Koso­wskiego, Marii Zającówny-Radwan, Anny Dymnej, Marka Litewki, Lidii Dudy, Leszka Pisko­rza, Krzysztofa Globisza, Aldo­ny Grochal - i wielu innych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji