Artykuły

O losach teatrów decydowała publiczność

- Zaskoczyło mnie, że zatarta była linia podziału na teatr tradycyjny i awangardowy. Że twórcy młodego awangardowego teatru, zbuntowani przeciw tradycji, chętnie organizowali swoje wystąpienia artystyczne na scenach repertuarowych, z kolei artyści "tradycyjnych" teatrów brali w latach 20. na przykład udział w wieczorach futurystycznych - mówi dr DIANA POSKUTA-WŁODEK, autorka "Dziejów teatru w Krakowie w latach 1918-1939". Dziś o godz. 18 w ŚOK odbierze za nią laur Krakowskiej Książki Miesiąca.

Gratulując książki "Dzieje teatru w Krakowie w latach 1918-1939", podziwiam Pani cierpliwość - bo to efekt wieloletniej kwerendy, ale i tempo pisania. Ponad 500-stronicowy tom powstał, jak wspomniała Pani na spotkaniu promocyjnym, w ciągu 4,5 miesiąca. A przecież na co dzień kieruje Pani Archiwum Artystycznym Teatru im. J. Słowackiego...

- Od wielu lat opiekuję się tam unikatowymi zbiorami teatraliów - ale i sama na ich podstawie dużo publikuję. Taka praca to atut dla historyka teatru - wtedy pisanie o teatrze nie jest zawieszone w próżni. Co do morderczego tempa, było ono możliwe dlatego, że zarys poszczególnych rozdziałów miałam już opracowany. Zresztą - książki tak gęstej faktograficznie chyba nie da się pisać powoli. By panować nad całością, trzeba pracować "w ciągu". Materiały zbierałam od dawna, ale systematyczne kwerendy zaczęłam w 2007 roku, dzięki stypendium Ministerstwa Kultury. Poszukiwania obejmowały dokumenty przechowywane głównie w krakowskich i warszawskich archiwach i bibliotekach - korespondencję dyrekcji teatrów, sprawozdania miejskiej Komisji Teatralnej, a nawet protokoły sądów, policji, cenzury. Przejrzałam prasę międzywojenną, zbiory fotografii, afiszy i programów teatralnych, ale też archiwa prywatne.

Co było najtrudniejsze w zebraniu pełnej dokumentacji?

- Świadomość, że pełnej dokumentacji zebrać się nie da. Zawsze mogą wypłynąć jakieś papiery, nie do wszystkiego udaje się dotrzeć. Wiem o archiwaliach prywatnych, których właściciele nie udostępniają. Mam nadzieję, że dla dobra badań nad kulturą kiedyś zmienią zdanie.

Wydała już Pani wcześniej książki o dziejach Teatru im. Słowackiego. Tym razem znacznie poszerza Pani zakres badań...

- Nowa książka w dużej mierze poświęcona jest teatrom i artystom zapomnianym. W pierwszej części omawiam sposób ich funkcjonowania - poruszam kwestie organizacyjne i finansowe, sprawy subwencji, piszę o teatralnych organizacjach i związkach zawodowych, gażach, strajkach aktorów i pracowników technicznych, cenzurze. Część druga i trzecia poświęcone są raczej sprawom artystycznym - głównym scenom: Teatrowi im. J. Słowackiego, Bagateli i teatrom działającym przy Rajskiej 12, gdzie dziś działa Małopolski Ogród Sztuki. Część trzecia opowiada o innych ważnych zjawiskach - artystach niezależnych, scenach półzawodowych i impresaryjnych, o awangardzie i teatrze Cricot - najważniejszej scenie eksperymentalnej międzywojnia. Starałam się pamiętać o kontekście życia kulturalnego. Szczególnie istotne były relacje z Warszawą, która zabierała nam wielu wybitnych aktorów, ale też przyjeżdżało z niej na występy najwięcej artystów.

Coś Panią zaskoczyło podczas badania tego dwudziestolecia?

- To, że zatarta była linia podziału na teatr tradycyjny i awangardowy. Że twórcy młodego awangardowego teatru, zbuntowani przeciw tradycji, chętnie organizowali swoje wystąpienia artystyczne na scenach repertuarowych, z kolei artyści "tradycyjnych" teatrów brali w latach 20. na przykład udział w wieczorach futurystycznych. A w dekadzie następnej współpracowali z Cricotem. Życie teatralne było w Krakowie systemem naczyń połączonych.

Kraków jawi się jako teatralna potęga, nie tylko z uwagi na ilość scen, ale i na to, co oferowały widzom. Czy dlatego, że do teatru nie wypadało nie chodzić, a obecność w nim dawała poczucie społecznego awansu?

- Publiczność, poprzez frekwencję, decydowała o losach teatrów. Była bardzo różnorodna i każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Do eklektycznego Teatru im. Słowackiego można było pójść i na farsę, i na melodramat, i na Wyspiańskiego, i na Witkacego. Bagatela do roku 1926 realizowała własny program komercyjny, ale na dobrym poziomie, potem była sceną impresaryjną, na której królowali występujący gościnnie artyści kabaretów i rewii stołecznych. Teatr Powszechny na Rajskiej w latach 20. i półzawodowy Teatr Domu Żołnierza przy Lubicz służył miłośnikom repertuaru typu ludowego. Natomiast Nowości przy Starowiślnej 21 proponowały głównie variété i operetkę. Jedyną stałą sceną w mieście działającą przez cały okres międzywojenny był Teatr im. J. Słowackiego. Pozostałe po krótkim czasie znikały, zwykle z przyczyn finansowych. Co ciekawe, Kraków sam bywał teatrem, a jego architektura nieraz stawała się teatralną dekoracją podczas przedstawień plenerowych, m.in. na dziedzińcu wawelskim, w czasie Dni Krakowa. Długo by opowiadać - zachęcam do lektury książki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji