"Nienasycenie" w Teatrze Wielkim
(Inf. Wł.) (C). Repertuar baletowy warszawskiego Teatru Wielkiego wzbogaci się niebawem o nowy spektakl - "Nienasycenie" według Witkiewicza do muzyki Tomasza Stańki, a na listę polskich choreografów zostanie wpisane nazwisko - Zofii Rudnickiej - solistki baletu Teatru Wielkiego.
- Czy laki debiut zobowiązuje?
- Oczywiście, z wielką tremą oczekuję premiery. Ale pracę nad baletem wspominam jako wspaniałą przygodę artystyczną. Jestem pełna podziwu dla dyrekcji, że zdecydowała się "kupić kota w worku", ponieważ prawie do końca prób nikt z nich nie wiedział, co wyniknie z pierwotnych założeń artystycznych.
- O ile pamiętam, do rzadkości w Teatrze Wielkim należały spektakle powierzane twórcom debiutującym w utworach nie sprawdzonych na innych scenach. Ale skąd pomysł?
- Byłoby przesadą mówić, że Witkacego lubię od dziecka, ale oczywiście znam jego twórczość i widziałam wiele realizacji scenicznych. Pierwszą była chyba "Kurka wodna" w inscenizacji Kantora. Jednak inspiracją do mojego baletu była muzyka Tomasza Stańki. Kiedy usłyszałam "Wizje peyotlowe" z recytacją Marka Walczewskiego, pomyślałam, że to znakomity pomysł na spektakl baletowy. Od tego się zaczęło. Razem z kompozytorem i reżyserem, a w naszym przypadku scenarzystą - Włodzimierzem Kaczkowskim, który zaproponował, żeby pierwsza część spektaklu była taneczną interpretacją powieści "Nienasycenie", zaczęliśmy opracowywać całość. Tomasz Stańko przygotował muzykę, dokonując swego rodzaju collage'u swych utworów, dobieranych do scenariusza i ogólnej koncepcji przedstawienia.
- Czy nie uważa Pani, że przetransponowanie utworu Witkiewicza na język baletu jest przedsięwzięciem dość karkołomnym?
- Sam Witkacy, jego myśli, jego wizje nie są może łatwe do pokazania w tańcu, ale przecież jego twórczość jest bardzo plastyczna. Choćby tylko rysunki i szkice - to wyraźna inspiracja baletowa. Co z tego wyniknęło, oceni publiczność.
- Dziękując za rozmowę dodajmy, że prapremiera "Nienasycenia" odbędzie się w Teatrze Wielkim 24 stycznia br.