Artykuły

Czechow nieprzepisany

"Wiśniowy sad" w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Aleksandra Skorupa w serwisie Teatr dla Was.

Czechow jest lekturą niemal obowiązkową we wszystkich teatrach repertuarowych w Polsce. Nie schodzi z afisza od ponad stu lat. Przepis na wystawienie autora "Płatnonowa" wydaje się być prosty. Należy przywdziać długą suknię, zaopatrzyć się w surdut, stół nakryć haftowanym obrusem, "zbudować" czwartą ścianę i można wystawić "Wiśniowy sad" jak Czechow przykazał. Będzie trochę śmiesznie, trochę smutno, momentami ironicznie. Zazwyczaj lubimy filmy, które znamy, co zapewne tłumaczy popularność rosyjskiego dramatopisarza na scenie. Można po raz kolejny obejrzeć czechowowskiego Czechowa. Można, tylko po co?

Paweł Łysak zakłada aktorom Teatru Polskiego w Bydgoszczy czechowowskie maski, nieco je jednak przerysowując. Sprzedaż sadu staje się pretekstem do rozważań o kondycji człowieka, wzajemnych relacjach między bohaterami, a właściwie ich braku. Wszystko dzieje się w realiach krwiopijczego kapitalizmu, w którym hulaszcza szlachta nie potrafi się odnaleźć. Nic to jednak nowego. U Czechowa mieliśmy do czynienia z nastrojami przedrewolucyjnymi. W dramacie szlachta, znajdująca się na skraju bankructwa, sprzedaje sad synowi chłopa pańszczyźnianego, który z prostaczka staje się zarządcą majątku, nie mogącym wyzbyć się tkwiącego w nim "chama". Widać wyraźny kontrast pomiędzy nim, a pozostałymi postaciami, czującymi przynależność do rodzinnego domu i tęskniącymi za tym, co bezpowrotnie utracone.

U Łysaka kapitalizm jest współczesny. To ten, który mamy za oknem. W wirze zabawy i klezmerskiej muzyki rozgrywa się akcja niby-dramatu rodzinnego. Nie ma tutaj bowiem atmosfery zbliżającej się katastrofy. Ludzie są w świetnych nastrojach, odgrywając role marionetek w szaleńczym tańcu, sterowanym przez mima-guwernantkę, czyli Szarlotę. To właśnie ona rozpoczyna spektakl pantomimiczną sceną zrywania wiśni z sadu, którego nie ma. Szarlota stanie się kimś w rodzaju wodzireja całej imprezy, będącej tylko ułudą, czymś chwilowym. Wiśniowy sad nie jest symbolem stałości i tradycji, tylko miejscem na krótki czas; miejscem, do którego można przyjechać by się pobawić, poflirtować, a w końcu wyjechać z powrotem do Paryża.

Główna bohaterka - Lubow Raniewska ma w sobie coś z histeryczki, damulki i kokietki. Wróciła do domu nie po to, by ratować ziemię, lecz po to, by powspominać dzieciństwo, potańczyć i wrócić. Ostatecznie bowiem, razem z córką, cieszą się, że opuszczają rodzinną posiadłość. Kupiec Łopachin nie jawi się jako zwykły cham i prostak. Przypomina raczej Edka z "Tanga" Mrożka. Tańczy, kupuje wszystkim watę cukrową, robi fikołki. Staje się rozrywką dla rozkapryszonej szlachty. Sad nabywa jak gdyby przy okazji.

Łysak zabiera postaciom ich charaktery, tworząc z nich jedną masę, wtłoczoną we współczesne realia. Tańczą chocholi taniec, bo są pozbawieni jakichkolwiek możliwości działania. Z bydgoskiej sceny bije wszechobecny marazm, ubrany w kolorowe szaty. Marazm jednak bije również z dramatu Czechowa. Inna inscenizacja, inne postaci i inny czas akcji nie gwarantują jeszcze odkrycia nowych sensów lub rozwinięcia tych już istniejących.

Czechow wydaje się być "kompozycją zamkniętą". Trudno więc mówić jego językiem o tym, co dotyczy bądź dotyka nas współcześnie. Może bydgoski Wiśniowy sad pokazuje, że współczesne wystawienie "Wiśniowego sadu" jest niemożliwe. Można go przebrać i udekorować w confetti, ale czechowowski fenomen pozostaje niezmienny. Jeden z sezonów w wałbrzyskim Teatrze Dramatycznym nosił tytuł "Znamy, znamy". Publiczność, oglądając po raz kolejny Czechowa, doda zapewne: "Ale lubimy, lubimy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji