Artykuły

Fatum Makbeta

Siłą Teatru Lalka w Warszawie jest plastyka i metafora. Sprawdziło się to dotychczas wielokrotnie w spek-taklach dla dzieci. Potwierdza się również w działalności Sceny dla Dorosłych, która błysnęła inauguracyjnym, rzadko powtarzanym przedstawieniem "Makbeta" Szekspira w nowym, modnym już tłumaczeniu Stanisława Barańczaka, w reżyserii debiutującego na profesjonalnej scenie Artura Tyszkiewicza. Jest to w Polsce bodajże sześćdziesiąta, a pierwsza w teatrze lalkowym (choć bez lalek, lecz w maskach) realizacja tej sztuki.

Przesunięcie punktu ciężkości z ogranego w tysiącach teatrów fabularnego i psychologicznego dziania się na bardziej skondensowany, plastyczno-inscenizacyjny znak jest zaletą przedstawienia. Myślę, że reżyser mógłby pójść w tym kierunku jeszcze dalej, gdyby odważył się odwołać do Szekspirowskiej sztuki jako do zmitologizowanego już przekazu, funkcjonującego w świadomości współczesnego, wykształconego widza. Chciał jednak wiernie przekazać klasyczną fabułę. W tej wersji "szkockiej tragedii" dominują wielofunkcyjne znaki, wieczne jak archetyp, współgrające z leitmotywem Wiedźm - kreatorek losu bohaterów sztuki. Powtarzalność szyderczo proroczych wystąpień tych nadprzyrodzonych stworów nadaje przedstawieniu pełniejszy symboliczny wymiar, który od czasów greckiej tragedii nazywamy fatum, a z grecka - ananke. Ogarnięcie przestrzeni teatralnej szarą tkaniną, w którą są uwikłane Wiedźmy, koresponduje z pozostałymi plastycznymi formami lalkowego "Makbeta". One też stanowią klucz do odczytania autorskiego zamysłu.

Ruchome formy imitujące potężne kamienne słupy, które wprowadził inscenizator, kojarzą się wyraźnie ze słynnymi megalitycznymi głazami Stonehenge na Równinie Salisburskiej w Wiltshire (Anglia). Konstrukcje te wiążą się z miejscem nie wyjaśnionego do końca kultu; w sztuce zapewne stanowią aluzję do wierzeń celtyckich. Owe głazopodobne słupy są animowane, a w swej uniwersalnej umowności zmetaforyzowane i zmitologizowane. Są one świadectwem czegoś ponadczasowego - monumentalnego i groźnego, czegoś, co potrafi wmieszać się w ludzkie działania - może zmiażdżyć rycerzy, może zastąpić drogę napiętnowanemu złemu królowi, może ruszyć na niego jak ów birnamski las. W końcu też kroczące głazy stają się lasem. Nim się jednak sprawa rozstrzygnie, Makbet - chciwy nie tylko władzy, ale i wiedzy o swej przyszłej chwale - błąka się we mgle i usiłuje wydrzeć tajemnicę swego losu Wiedźmom. I w tym tkwi główna zagadka Szekspirowskiego dzieła, nad którą zbyt łatwo przechodzimy do porządku dziennego. Prowokacja Wiedźm, prowokacja losu - to nie tylko baśniowa oczywistość w sztuce. One mówią Mak-betowi, że zostanie królem. Czy to tylko sceniczne uosobienie chorej ambicji, nieograniczonej żądzy władzy Makbeta, czy też ponadludzka konstrukcja losu, jego igraszka z naszą wolnością?

Tyszkiewicz prześlizguje się w swej adaptacji nad sprawczą rolą Lady Makbet, koncentruje się bowiem nad rozproszeniem owej metafizycznej mgły, w której poruszają się bohaterowie skazani na daremny wybór. Za to inscenizacja uwypukla to, co najbardziej w "Makbecie" uniwersalne - filozofię niemożności wyjścia z błędnego koła, które żądze ludzkie same zakreślają. Ale czy same? Jaki jest stosunek Szekspira do fatum? Jak chce to widzieć reżyser? Czy z góry dany plan istnienia, wraz ze zbrodnią, wojną i wszelkim złem, nie jest czymś, wobec czego wybór bohaterów jest tylko złudzeniem? Według niektórych dylemat ten jawi się w chrześcijańskim paradoksie wolnej woli człowieka wobec a priori określonego planu Boga. "Skąd grzech - jeśli Bóg?" - pyta za Augustynem Karol Ludwik Koniński, który zło nazywa brakiem bytu. "Skąd grzech, jeśli jest Bóg Doskonały i Wszechmocny?... Zrzucono winę na diabła, on uwiódł człowieka, ale pytanie zostało tylko przesunięte; wszak i diabeł stworzeniem Bożym; ostatecznie załatwiono sprawę tezą dogmatyczną wolności woli..." (K.L. Koniński, "Pisma wybrane". PAX, Warszawa 1955, s.361). Przytaczam go tu obszernie przy okazji "Makbeta", który jest dla mnie "labiryntem diabła", gdyż -jak słusznie powiedział Czesław Miłosz - "najpłodniejsza myśl religijna przebywa na obrzeżach ortodoksji". A jak wiadomo - największa tragedia czynu w literaturze jest zawsze tylko tragedią myśli, czasem jednak brzemienną w skutki. Pociągnijmy więc myśl Konińskiego, korespondującą przecież z głosem Szekspira czy Dostojewskiego. "Bóg udzielił nam najwspanialszego daru i swej własnej wolności, władzy wybierania między dobrem a złem; ależ Bóg nie ma wolności!, bo On nie ma prawa wybierać między wartością a niewartością; z racji swej definicji" (K.L. Koniński, jw.). Można by więc powiedzieć - Bóg jest skazany na dobro, ale człowiek, niestety, nie. Stałe to spory kultury Losu z kulturą Wyboru. Myślę, że Makbet w różnych inscenizacjach zawsze w tym sporze uczestniczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji