Artykuły

Historia miała skończyć się dobrze

"Tajemniczy Mr. Love" w reż. Bartosza Zaczykiewicza w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Kaja Podleszańska w Teatraliach.

"W każdym razie wszystko wskazywało na to, że tak będzie. Ona i on, z nieciekawymi doświadczeniami wyniesionymi z domów rodzinnych, z mocno wykrzywionym obrazem świata, nieufni wobec ludzi, neurotyczni i z niezaspokojonymi potrzebami emocjonalnymi. Na szczęście spotkali siebie - to pozwoliło im zmienić światopoglądy, a jemu nawet zmierzyć się z niechlubną przeszłością. Niestety, przeszłość zaciążyła na relacji obojga z nieoczekiwaną grozą."

Dramat powstał pod koniec ubiegłego stulecia. Napisany przez Karolinę Leach, nawiązuje do wydarzeń z początków XX wieku. Porusza problem, który aktualnie nie ma oczekiwanej siły wydźwięku. Mówi - jakżeby inaczej - o miłości między starzejącą się modystką, nieśmiałą, ale niezmiennie oblewającą się rumieńcem na widok jakiegokolwiek mężczyzny, a oszustem matrymonialnym, uwodzącym kobiety wyłącznie po to, by wyłudzić pieniądze. Taki sposób zarobku. Jak można się domyślić, ich spotkanie przerwie monotonię, w jaką oboje popadli, a widzom - nakaże z napięciem śledzić ciąg dalszy.

Nie dajcie się zwieść rozbudowanym retrospekcjom, gdy na jaw wychodzą kłamstwa pana Love'a, ujawniające psychologiczną motywację dla jego lęków i społecznych zachowań. Sztuka jest nudna, a postaci płaskie, wciśnięte w najniższe, stereotypowe myślenie o człowieku. On wykorzystuje kobiety, bo w młodości nie nauczył się samodzielnie podejmować wysiłku. Jej nieśmiałość i bariery fizyczne są wynikiem lepkich rączek i zaborczości ojca. Dialogi, jak sam tekst sztuki, są nużące i w każdej części spektaklu oparte na jednej formule gry. Poza chwilami zdecydowania Paulina Napora mówi zawsze podobnym, przerywanym i nieśmiałym tonem; czasem wzdycha, czasem wymownie milczy. Z kolei Marek Bogucki, widocznie ze względu na ciekawszą konstrukcję postaci, może się popisać większą ilością aktorskich talentów. Wspólnie tworzą jednak mało interesujący tandem.

Scenografia ustawiona na mniejszej scenie Teatru Bagatela odpowiada estetyce okresu, w którym rozgrywa się akcja, ale w całej swojej naiwnej stylizacji i szablonowości nie wnosi niczego nowego. Meble są drewniane, masywne i zdobione; w ramach funkcjonalnego rozwiązania na scenę wrzucono wszystko - stolik z krzesłami, łóżko, szafę, parawan i mniejszy stoliczek. Aktorzy, pozorując zmiany w czasie i przestrzeni, przemieszczają się między łóżkiem i stolikiem, szafą i parawanem; odgrywają swoje role, wykorzystując te same rekwizyty, wciąż od nowa.

Wśród widzów nie czuć napięcia ani żadnych emocji. Zdarzają się sporadyczne wybuchy śmiechu, czasem trochę głębsza cisza (szczególnie w finale sztuki, który jest jedynym zaskakującym momentem spektaklu). Z rozpędu śledzi się wydarzenia początkowe, ale już po kilkunastu minutach wiadomo, jak rozwinie się akcja. Rozpoczyna się więc bierne słuchanie; można się wyłączyć, a potem z powrotem włączyć w tok wydarzeń.

Historia jest skrojona ładnie, ale przysłania ją brak dynamiki na scenie. Stanowczo odradzam wizytę, a jeśli już ktoś kupił bilety, to zalecam dotrwanie do końca i wysłuchanie ostatniej wypowiedzi bohatera. Intensyfikuje ona wrażenia i precyzuje ogląd tego, co wcześniej zdarzyło się na scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji