Artykuły

Cesarz "samo zło"

"Kaligula" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Maciej Pieczyński w Teatraliach.

"Kaligula, okrutny cesarz i jedynowładca Rzymu, chce sięgnąć niemożliwego, stać się równym bogom, a nawet przewyższyć ich pragnieniem władzy. Metaforą tego nietzscheańskiego marzenia jest księżyc, o którego zdobyciu okrutnik marzy co noc".

"Ty jesteś czystym dobrem tak, jak ja jestem czystym złem" - usłyszał od Kaliguli Scypion, poeta, któremu cezar zamordował ojca. Zawiera się w tym tylko fragment obrazu słynnego władcy, ukazanego w spektaklu "Samo zło", opartym na tekście Alberta Camusa.

Tak można określić Kaligulę, jeśli patrzeć na niego przez pryzmat moralności chrześcijańskiej. "Morduję, więc żyję" - ta analogia do maksymy "cogito ergo" sum trafnie oddaje największą życiową pasję cezara. Tylko wśród martwych nie czuje się samotny. "To, co żywe, jest tylko odmianą tego, co martwe, i to odmianą nie najbardziej udaną", twierdził Fryderyk Nietzsche. Kaligula świetnie wpisuje się w tę nietzscheańską optykę świata, który funkcjonuje poza dobrem i złem, poza życiem i śmiercią; świata pozbawionego jakichkolwiek granic, zahamowań i podziałów. Morduje z pieśnią na ustach, dlatego że - jak tłumaczy - sam nie wahałby się umrzeć. Życie nie ma dla niego żadnej wartości, niezależnie od tego, czy chodzi o życie jego wrogów, czy jego własne. Zresztą Kaligula nie ma wrogów - bo nie ma przyjaciół. Jest sam, a jego poddani to tylko figurki, zabawki, które może zniszczyć w każdym momencie, dla kaprysu.

Ale zdarzają mu się akty łaski, którymi upaja się szczególnie. Doświadczył tego Chereo, jego największy wróg, przywódca spisku przeciw cezarowi, uczciwy, prawy, szlachetny człowiek. Jest całkowitym przeciwieństwem Kaliguli, choć, jak twierdzi cezar, mają ze sobą coś wspólnego - "tę samą duszę i dumę". Chereo przyznał się, że knuje przeciw Kaliguli. Po tym wyznaniu spodziewał się wyroku śmierci. Nieoczekiwanie i z lubością cezar okazał mu jednak łaskę. Nie był to bynajmniej chrześcijański akt wybaczenia - Kaligula udowodnił tylko, że może absolutnie wszystko.

Scenę rozmowy cezara z przywódcą spisku przedstawiono w bardzo ciekawy, symboliczny sposób. Obaj założyli czarne maski. Dopiero w nich mogli szczerze porozmawiać, zdradzić swoje intencje. Tę rozmowę Kaligula nazwał "grą w szczerość". To swoisty paradoks. Maska antycznej tragedii, symbolizująca przecież iluzję - podstawowy składnik teatralnej rzeczywistości - tutaj posłużyła za atrybut szczerości. Świat, który stworzył i którym rządzi Kaligula, jest tak moralnie odwrócony, tak sprzeczny z powszechnie przyjętymi pojęciami dobra i zła, że szczerość może istnieć tu tylko w teatrze. Co nie oznacza, że jest sztuczna. Może jest właśnie prawdą, moralnością, czyli czymś, co w okrutnym świecie Kaliguli jest egzotyczną rozrywką cezara? W świecie antycznym oglądanie okrucieństw podczas igrzysk było naturalną, kulturalną potrzebą człowieka. Ale wówczas chodziło o widowisko, które większość obserwowała. W świecie Kaliguli to wszystko zostało odwrócone. Okrucieństwa nie ogląda się tutaj z lubością, bo nie jest rozrywką, ale czymś powszednim, sposobem na funkcjonowanie, pasją władcy, podobnie jak wszystko, co zepsute, niemoralne, wyuzdane, zwierzęce, biologiczne. Tutaj wszystko, co dobre, jest zakazanym owocem, rozrywką immoralnego cezara.

Wielkość i absolutną władzę Kaliguli oddaje scenografia spektaklu. Na początku cezar siedzi w pierwszym rzędzie, wśród widowni. Potem wychodzi na środek sceny; tam przebywa przez większość akcji - w samym centrum świata, którym rządzi i który ma ambicję kreować. Po jego prawej stronie, na podwyższeniu z rusztowania, stoi Helikon, jego najwierniejszy sługa, wyzwoleniec, któremu władca dał najważniejsze zadanie - zdobyć upragniony księżyc. Po lewej - Scypion, dawny przyjaciel Kaliguli, który znienawidził cezara, gdy ten zabił mu ojca. Gdzieś niedaleko krąży spiskujący przeciw niemu Chereo. Na ławie, w głębi sceny, siedzi Cezonia, żona jednego z patrycjuszy, zakochana w cezarze nałożnica, zamordowana przez Kaligulę w akcie ostatecznego wyrzeczenia się człowieczeństwa. Natomiast z tyłu sceny, za kotarą, w jednym rzędzie siedzą patrycjusze - upokorzeni przez cezara, spiskujący przeciw niemu. Nie są to jednak postaci szlachetnych bojowników o wolność. W jednej ze scen są niemal całkiem nadzy, co oddaje marność ich istnienia. Gdy jeden z nich przychodzi na skargę do Kaliguli, żeby ocalić życie kosztem pozostałych, władca nie chce go słuchać. Grozi mu śmiercią nie za udział w spisku, ale za niehonorowe zachowanie i zdradę przyjaciół. I to właśnie jedna z różnic, jaka dzieli Kaligulę od dyktatorów XX wieku, których - według części krytyków - Camus w swojej sztuce sportretował. Cezar nie ceni miernych, ale wiernych. A właściwie: nie ceni nikogo. Jego jedynym celem jest mordowanie. Nie jest tylko despotycznym władcą - otwarcie przyznaje, że nie chce dobra swojego państwa, nie chce podbojów ani wojen. Jego pragnieniem jest być "zarazą" dla swoich poddanych. Zarazą, której Rzymianom brakuje.

Kaligula w interpretacji Camusa i Augustynowicz jest szaleńcem bardzo osobliwym. Wszystkich okrucieństw dopuszcza się w pełni świadomie, w jasno określonym celu - chce osiągnąć niemożliwe. Bo tylko w ten sposób, jak twierdzi, człowiek może stać się wolny. Wyzwolenie jest jego największym pragnieniem. Chce być równy bogom tylko po to, by uwolnić się od codziennego, ludzkiego, ograniczonego regułami moralności świata.

Grający tytułową rolę Wojciech Brzeziński pokazał to oryginalne szaleństwo w bardzo przekonujący sposób. W sztywnym, szklanym, hipnotyzującym spojrzeniu, w którym przez cały spektakl nie zatlił się najmniejszy płomień uśmiechu, widać było Kaligulę - cezara-boga, który przewartościowuje świat i morduje z pieśnią na ustach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji