Artykuły

Jak zrobić biznes na teatrze, czyli rynek na deskach

Polskie państwowe teatry są jak PKP czy LOT - większość jest źle zorganizowana i uzależniona od dotacji, które często się marnują - pisze Katarzyna Dębek w magazynie Forbes.

Z tego zaklętego kręgu wyrwało się - tworząc prywatne sceny - kilka osób, które choć ledwo wiążą koniec z końcem, trzymają się na powierzchni. To poligon, z którego doświadczeń może skorzystać przyszły reformator polskiego teatru. Ile kosztuje teatr? Współwłaścicielem jednej z najbardziej znanych scen w kraju - stołecznego Teatru Rozmaitości - można zostać już za 250 tys. złotych. Jeśli kogoś na to nie stać, na sprzedaż są też krzesła - 25 tys. zł za jedno. Dożywotnio. Z odpowiednim wpisem na przytwierdzonej do siedziska tabliczce. W taki sposób w ramach akcji "Kup sobie teatr" zespół TR pod kierownictwem dyrektora Grzegorza Jarzyny zbiera społeczne pieniądze na wykup swojej obecnej siedziby w zabytkowej kamienicy przy ul. Marszałkowskiej 8. Potrzebna suma: 5 mln złotych. Cel na rok 2013: 1 mln złotych.

Kiedy w 2007 roku Krystyna Janda budowała teatr Polonia i w ostatniej chwili wycofał się jeden ze sponsorów, ona także zwróciła się o pomoc do publiczności - fotele po 500 zł za sezon rozeszły się błyskawicznie, a świeżo upieczona pani prezes mogła dokończyć remont. Bo najlepiej zarządzane teatry w kraju nie czekają na mannę z nieba. Same walczą o pieniądze, choć o wsparcie prywatnych sponsorów nie jest łatwo. Ale sprawnie prowadzona scena z trafnie układanym repertuarem i wsparciem mecenasów powinna bez problemu osiągać płynność finansową, a i zysk nie jest nierealnym marzeniem. Popyt jest nie tylko na kulturę popularną, można zarabiać również na tej wysokiej. Podstawowy warunek: przedsięwzięcie trzeba traktować jak prawdziwy biznes, a nie tylko prawdziwą sztukę.

Tomasz Karolak o własnym teatrze zaczął myśleć, gdy jako współproducent spektaklu "O północy przybyłem do Widawy... czyli Opis obyczajów III" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego szukał miejsca na próby. Należąca do ZHP dawna siedziba organizacji YMCA wydawała mu się miejscem idealnym na teatr. IMKA rozpoczęła działalność w marcu 2010 roku. Popularny aktor z własnej kieszeni wyłożył na przedsięwzięcie 1,5 mln zł - miało wystarczyć na produkcję trzech pierwszych przedstawień, wyleasingowanie sceny, sprzętu.

- To były moje prywatne pieniądze, które zarobiłem w lepszych czy gorszych programach i filmach - wyznaje aktor, który zdobył popularność, grając starszego aspiranta Żałodę w TVN-owskim serialu "Kryminalni". Rok 2010 filmowo zamknął rolą ginekologa Dawida w filmie "Ciacho". W tym samym czasie napisał biznesplan dla własnej sceny, wedle którego po trzech latach miał przestać dokładać do interesu.

- I tak jest, chociaż nie było łatwo, bo teatr to biznes eteryczny, nigdy nie wiadomo, czy przedstawienie się spodoba, czy aktor się nie pochoruje - tłumaczy Karolak.

Niecałe dwa tygodnie po otwarciu IMKI wydarzyła się katastrofa w Smoleńsku i w kraju na dwa tygodnie zapanowała żałoba narodowa. Dotowany teatr podobno najwięcej zarabia, gdy nie pracuje, prywatny na przestój pozwolić sobie nie może. Karolak musiał zwrócić pieniądze za kupione wcześniej bilety, ale jeszcze długo po zakończeniu żałoby zainteresowanie teatrem było niewielkie. Żeby nie zamknąć IMKI, przez pół roku do każdego przedstawienia dokładał po 10 tys. złotych. Również nowo otwarty w tym czasie Och-Teatr i Polonia liczyły straty - do kas nie wpłynęło około 400 tys. złotych. Karolaka uratowali sponsorzy: Orlen, Audi i biznesmeni z Zielonej Góry, którzy pokochali aktora za rolę w serialu "39 i pół".

Pomógł też ogromny sukces "Dziennika" Gombrowicza w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Wyprodukowany kosztem 75 tys. zł spektakl zwrócił się po zaledwie 20 przedstawieniach, wygrał grand prix na Festiwalu Gombrowiczowskim i do dziś jest największym hitem teatru granym przy pełnej, 300-osobowej widowni.

- Nie chciałem robić teatru na zasadzie: wystawmy sobie farsę i poczekajmy, aż ludzie zaczną kupować bilety. Nie żebym miał coś do fars. Na wszystko jest miejsce, aleja wierzę, że przedstawienie docenione za wysokie walory artystyczne przyciągnie więcej pieniędzy od sponsorów i z festiwali - tłumaczy Karolak.

Kosztów trzeba jednak pilnować zawsze. W IMCE od niedawna odpowiada za to były menedżer centrum korporacyjnego banku PKO BP - Wojciech Michałowski. Teatr nie wystawia sztuk na więcej niż siedmiu aktorów, na etacie zatrudnia dwie osoby - dyrektora finansowego i sekretarkę. Na pokrycie stałych wydatków i cztery premiery rocznie wystarcza 2,1 mln złotych.

Równie oszczędnie pieniędzmi gospodaruje Katarzyna Błachiewicz, dyrektor zarządzająca teatru Polonia i Och-Teatru. Na etacie w obu instytucjach pracuje 39 osób. Całe biuro to dwie sekretarki, dwóch PR-owców, menedżer impresariatu, kontroler finansowy i trzy osoby w kasie. O przestoju nie może być mowy.

- Zdarza się, że jednego dnia gramy dwa spektakle w Polonii, jeden w Ochu i jeden na wyjeździe. Średnio miesięcznie wychodzi około 70 przedstawień - tłumaczy Błachiewicz. Na 14 mln zł rocznego obrotu fundacji, do której należą teatry, w 2012 roku zaledwie 1,1 mln złotych pochodziło z przyznanych w konkursach dotacji - 500 tys. zł z MKiDN oraz 600 tys. zł z urzędu miasta. O te dotacje fundacja musiała konkurować z już i tak zabezpieczonymi teatrami państwowymi. Pod tym względem prywatny ma podwójnie trudno. Przerwy wakacyjnej nie ma ani w Polonii, ani u Karolaka, ani w teatrze Kamienica Emiliana Kamińskiego. Swoje podwoje na lato zamykają za to wszystkie teatry dotowane. Dla porównania: w publicznym Teatrze Współczesnym w Warszawie (6,5 mln dotacji rocznie) na wakacje wyjeżdżają wszyscy spośród zatrudnionych na stałe ponad 40 aktorów i 60 osób z administracji.

W TR 7 mln zł dotacji rocznie wystarcza zaledwie na pokrycie kosztów stałych - utrzymanie budynku i 60 osób zatrudnionych na etacie. Około 3 min zł rocznie teatr wypracowuje, sprzedając bilety na spektakle wystawiane na dwóch scenach na 250 i 60 osób. Zarabia też na wyjazdach na festiwale, na współpracy z koproducentami zagranicznymi oraz działalności przyległej do teatru restauracji Delikatesy TR.

- Musimy być bardzo aktywni w poszukiwaniu środków zewnętrznych, bo dotacje pozwalają nam jedynie wywiązać się ze zobowiązań statutowych. A przecież musimy jeszcze produkować nowe przedstawienia. O sponsorów nie jest łatwo, bo bardziej opłaca im się inwestować w reklamę w multimediach. Do TR rocznie przychodzi 40 tys. widzów. W internecie dobrze uplasowane logo firmy tyle osób zobaczy w ciągu kilku godzin - mówi Michał Goździk, szef Fundacji TR.

TR Grzegorza Jarzyny, obok Teatru Nowego prowadzonego przez jego kolegę Krzysztofa Warlikowskiego, to dziś najważniejszy produkt eksportowy polskiej sceny dramatycznej. Od 2007 roku ekipa TR wyjeżdżała na festiwale i gościnne spektakle zagraniczne ponad 50 razy. Paradoksalnie łatwiej im znaleźć miejsce i środki do grania w Paryżu niż w rodzimej Warszawie. W kraju zamiast nagród za zasługi czekają ich kolejne cięcia i przykre niespodzianki. TR zbiera społeczne środki na wykup swojej siedziby, bo nie powiodła się budowa Muzeum Sztuki Nowoczesnej, do którego zespół zamierzał się przenieść. Na szczęście dzięki docenianym na całym świecie wysokim walorom artystycznym przedstawień, TR z powodzeniem ubiega się o dofinansowanie w instytucjach zagranicznych, a wiele z powstałych na deskach warszawskiego teatru spektakli to koprodukcje - połowę kosztów produkcji "Miasta snu" pokryły paryski Theatre de la Ville i londyński Barbican, podobnie było w przypadku "Między nami dobrze jest" w reżyserii Grzegorza Jarzyny: tu do budżetu dołożył berliński teatr Schaubuhne. Z powodów finansowych teatry zaczynają przenosić za granicę produkcję nowych premier. "Opowieści afrykańskie" Warlikowskiego miały premierę w belgijskim Liege, spektakl Krystiana Lupy "Miasto snu" w Paryżu.

- Te teatry żyją głównie z wyjazdów - tłumaczy Lejb Fogelman, znany prawnik, członek rady programowej w Teatrze Nowym i od niedawna producent teatralny.

Koszt kilku przedstawień "Nosferatu" w londyńskim teatrze Barbican to 80 tys. euro. Pokrywa go, zwykle z nawiązką, zapraszająca instytucja kulturalna, natomiast w przypadku festiwali często konsorcja takich instytucji i sponsorzy.

- I to się nagle robi biznes, bo dwa wyjazdy festiwalowe w ciągu miesiąca powodują, że teatr ma pieniądze na funkcjonowanie. Dzięki temu na prywatnej scenie w IMCE możemy wystawiać rzeczy, które nie powinny się znaleźć u nas z przyczyn ekonomicznych - wyjaśnia Karolak.

Wylicza: średni koszt wystawienia jednego z jego przedstawień to 10-15 tys. złotych, zapraszający płaci 30 tys. i chociaż aktorom w delegacji płaci się stawki podwójne, zawsze dodatkowe środki zostają w kasie teatru. Impresariat to również ważna, dodatkowa scena u Jandy.

- Mamy około 90 spektakli na wyjeździe rocznie, czasami po dwa dziennie, bo Polonia i Och-Teatr są popularne. To dla nas dobry zarobek, bo koszty pokrywane są z góry, a ryzyko frekwencyjne bierze na siebie zapraszający - mówi Błachiewicz.

Co do tego, że teatry powinny móc liczyć na wsparcie instytucji publicznych, mało kto ma wątpliwości. Według ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego w perspektywie nawet do roku 2030 nie da się w Polsce zastąpić państwowego mecenatu innymi mechanizmami finansowania kultury. To w dużej mierze dzięki systemowi opartemu na stałych zespołach finansowanych z państwowych środków polski teatr artystyczny stał się cenionym na świecie zjawiskiem z takimi rozpoznawalnymi nazwiskami jak Grotowski czy Kantor. Bez konieczności walki o codzienne przeżycie o wiele łatwiej jest skupić się na artystycznym eksperymentowaniu. Także amerykańskie musicale zyskują od lat nowe życie na deskach londyńskich teatrów, bo w Londynie łatwiej niż w Nowym Jorku o wsparcie publiczne. Zawsze oczywiście łączone z prywatnymi pieniędzmi. Nie ma się co bowiem oszukiwać: repertuar większości scen prywatnych opiera się na farsach z udziałem aktorów znanych z telewizyjnych seriali. Takie przedstawienia z łatwością na siebie zarabiają bez publicznych dotacji, bardziej ambitne potrzebują wsparcia.

Większość liczących się w kulturze europejskich miast dotuje swoich artystów. Francuskie ministerstwo kultury finansuje sześć teatrów narodowych, ale tylko jeden, słynna Comedie-Francaise, ma etatowy zespół aktorski. W Berlinie ponad 260 min euro rocznie trafia do trzech miejskich oper, czterech publicznych, ale aż 16 prywatnych teatrów. Tylko że gros środków rozdzielanych jest według klucza artystycznych osiągnięć i z przeznaczeniem na konkretne projekty, a nie "z góry" i "na zawsze". W Berlinie wsparcie programowe przyznawane jest na cztery lata najciekawszym teatrom i jest rodzajem wymiernego poparcia dla realizowanego przez nie programu artystycznego. Można się również ubiegać o wsparcie dla konkretnych projektów.

- W Polsce jesteśmy w niewoli wielkich teatrów z przerostem zatrudnienia i świętymi krowami na etatach - burzy się Karolak i proponuje, by na wzór Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (PISF) utworzyć jego odpowiednik teatralny. - PISF fantastycznie ożywił polski film, bo kiedy idzie się do nich z projektem komercyjnym, dają pożyczkę, a ambitniejsze dofinansowują - dodaje.

Tyle że PISF łączy państwowe pieniądze z prywatnymi, a o prywatnych mecenasów w teatrze wciąż trudno. Wyjątkiem jest przykład Lejba Fogelmana, który na deskach IMKI za kilkaset tysięcy złotych wyprodukował spektakl "Kopenhaga" w reżyserii Waldemara Krzystka.

- Jest takie amerykańskie powiedzenie: każdy pieniądz ma swój głos. Dzisiaj na deskach polskiego teatru przemawia tylko jeden, coraz bardziej słabnący i monotonny głos państwa. Chciałbym, żeby przemawiało ich wiele, bowiem pluralizm środków daje pluralizm poglądów i ekspresji - tłumaczy Fogelman.

Wsparcie sponsorów to wciąż z reguły raczej kilka procent w budżecie instytucji teatralnej niż znacząca jej część. Scenom prywatnym zakładanym przez znanych z telewizji aktorów jest o tyle łatwiej, że oni sami stają się ambasadorami sponsorującej ich marki - i tak Tomasz Karolak firmuje swoją twarzą produkty Orlenu i co miesiąc dostaje środki na funkcjonowanie IMKI. O zaletach i wadach przedstawień produkowanych w dwóch systemach finansowania niemal eksperymentalnie będzie się można przekonać już wkrótce.

W marcu tego roku, po raz pierwszy od wielu lat, w Warszawie grane będą jednocześnie dwie różne inscenizacje "Zemsty" Aleksandra Fredry. W dotowanym Teatrze Polskim wspieranym również przez Kulczyk Holding wystąpią Andrzej Seweryn, Wojciech Pszoniak i Daniel Olbrychski. Koszt wyprodukowania przedstawienia to 360 tys. złotych. Za 220 tys. zł w Polonii powstanie inscenizacja słynnej komedii ze znanymi z telewizji Arturem Barcisiem i Cezarym Żakiem. Dwa źródła finansowania, dwa różne podejścia do tematu. A ten, dla którego komediowa "Zemsta" nie jest wystarczająco ambitna, musi sobie za prywatne pieniądze kupić fotel w państwowym TR i mieć nadzieję na szybką reformę systemu wspierania teatrów.

Dwa teatry, jedna kasa - 14 mln PLN wynoszą łączne roczne obroty Och-Teatru i Polonii, w tym 1,1 mln zł z wygranych dotacji.

Oszczędna scena - 2,1 mln wynosi roczny budżet teatru IMKA. Dotacji brak.

Aby w Polonii i Och-Teatrze powstawały nowe spektakle, Krystyna Janda walczy o państwowe granty i wsparcie prywatnych sponsorów.

Państwowy prymus - 10 mln PLN wynosi roczny budżet TR Warszawa w tym 7 min zł dotacji z urzędu miasta.

Publiczna kroplówka

Zdecydowaną większość kosztów teatrów należących do samorządów i państwa pokrywają ich właściciele, przekazując na początku roku stałe dotacje. Prywatne teatry mogą starać się o publiczne wsparcie, każdorazowo startując po granty w konkursach UM lub MKiDN.

Budżet na dofinansowanie teatrów z Urzędu Miasta Warszawy w 2013 roku - 83 180 000, w tym m.in.:

Teatr Studio - 7 200 000

Nowy Teatr - 4 600 000

Teatr Powszechny - 7 500 000

Teatr Scena Prezentacje - 1 200 000

Teatr Rampa na Targówku - 4100 000

Teatr Syrena - 4 000 000

Teatr Współczesny-6 500 000

Teatr Ateneum - 6 200 000

Teatr Dramatyczny-13 700000

Teatr Kwadrat-750 000

Teatr Muzyczny Roma - 6 000 000

Budżet na dofinansowanie teatrów z MKiDN w 2012 roku (na 2013 nie uzyskaliśmy danych) - 107 852 000, w tym teatry stołeczne:

Teatr Narodowy w Warszawie - 22 173 000

Teatr Wielki - Opera Narodowa - 71 424 000

Teatry dofinansowane przez Samorząd Województwa Mazowieckiego

Teatr Polski-13 897 000

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji