The Comedy of erros
Kiedy gasną już ostatecznie światła na scenie Teatru 17.15, a zapalają się na widowni, masz chwilę czasu, Rozbawiony Widzu, aby dokładnie przeczytać na ustawionej tuż przy rampie tablicy, imitującej zwój starego pergaminu, że "Komedia omyłek" ("The Comedy of Erros") Wiliama Shakespeare'a grana była po raz pierwszy w roku 1594 w Gray's Inn. I możesz być pewny, Rozbawiony Widzu, że studenci owego londyńskiego kolegium prawniczego bawili się na niej równie doborze jak Ty, a pewnie i lepiej, gdyż ludzie Renesansu umieli śmiać się jak dzieci, szczerze i głośno. Trudno im się dziwić. Byli przecież o tyle mniej subtelni od nas, nie znali kina, telewizji. "Komedię omyłek", pierwszą swą komedię i jeden z najwcześniejszych swych utworów napisał Szekspir (jak donoszą jego biografowie) w 1592 r. Miał więc wówczas 28 lat, i zapewne dobrze jeszcze pamiętał czasy, kiedy jako początkujący i kiepski (jak głosi fama) aktor, trudnił się dodatkowo przepisywaniem cudzych sztuk. W owym roku 1592 był jednak na tyle popularnym aktorem, by zasłużyć sobie na drukowaną, a zjadliwą napaść ze strony zawistnego kolegi - dramaturga. Kolega ów, Robert Greene, pragnąc najwidoczniej "załatwić się" z niebezpieczną konkurencją, ostrzegł innych autorów sztuk teatralnych sprzed pewnymi aktorami, wśród których grasuje "wrona parweniusza, strojna w cudze piórka", której wydaje się, że jest "jedynym Trzęsisceną (Shakescene) w Anglii". Greene operując tą przejrzystą aluzją nie zdawał sobie sprawy, że zapewni mu ona nieśmiertelność. Pod jednym tylko względem Greene miał trochę racji. Chodzi tu o cudze piórka... Korzystał z nich Szekspir, zgodnie zresztą z obyczajem epoki, z całą beztroską i bezwzględnością wielkiego talentu, zdającego sobie sprawę, że nawet z najbardziej tzw. oklepanego tematu potrafi uczynić rzecz nową i całkowicie własną. W "Komedii omyłek" jeszcze mu się to w zupełności nie udało.....................................................................................................na temat żony Antyfolusa z Efezu, Adriany, snuć można przypuszczenia, że to sama pani Szekspirowa posłużyła jej za model. Ta postać, u Plauta o charakterze raczej pomocniczym i marionetkowym tu nabiera rumieńców życia, staje się kobietą namiętnie zakochaną i głęboko cierpiąca z powodu chorobliwej zazdrości, zadręczającą tą zazdrością męża i siebie (jednak nie całkowicie bez powodu). Jak się rzekło, można tu snuć domysły na temat osobistego życia poety, który Ksieni kazał zbesztać Adrianę słowami podejrzanie gorącymi.
Jest jeszcze w "Komedii omyłek" inna postać kobieca - Lucjana. Postać tę przepoił autor wdziękiem, otoczył poetyczną aurą. Jest tworem jego własnej wyobraźni i tworem epoki. Za czasów Elżbiety romantyczna miłość wchodziła znowu w modę. Lucjana, to pierwsza myśl poety o Julii Capuletti, a jej nocna rozmowa z rozkochanym syrakuzańczykiem, to jakby próbna projekcja sceny z ("Romea i Julii").
Reżyser "Komedii omyłek" w Teatrze 7.15, Janusz Kłosiński, właśnie odczytał tę scenę, a i scenograf, idąc za reżyserską myślą, zaakcentował ją, przystrajając Lucjanę w szatę białą i zwiewną. Jest niewątpliwą zasługą reżysera, że potrafił odnaleźć ziarno poezji w tej szekspirowskiej błazenadzie, nie zdołał jednak nadać jej
bezbłędnego kształtu scenicznego. To samo można by powiedzieć i o całym spektaklu częściowo zapewne z winy aktorów, (Alina Jurewicz naprawdę nie powinna grać Kurtyzany), który Kłosiński rozwarstwił na poezję, komedię i farsę, nadając charakter komediowy perypetiami dwóch bliźniaków - Antyfolusów, i ich służących (łudząco do siebie podobni i udani Dromiowie - Ryszard Dembiński i Mariusz Gorczyński) czerniąc jakby farsowym odbiciem osób i perypetii panów. Farsa została jednak w tym spektaklu złagodzona, a komedia, potraktowana serio, wymaga od widza i od aktora, aby uwierzyli w to, co się dzieje na scenie. Co nie jest chyba możliwe. "Komedia omyłek" stanowi przecież w gruncie rzeczy stek błazeństw i nieprawdopodobieństw i wydaje się, że najwłaściwszym do niej kluczem inscenizacyjnym jest doprowadzenie owych błazeństw i nieprawdopodobieństw do absurdu, do całkowitego odrealnienia. Jest rzeczą jasną, że tego rodzaju inscenizacja wymaga jednak pewnej inwencji reżyserskiej i dużego wysiłku aktorskiego, zwłaszcza fizycznego.
"Komedia omyłek" stanowi w bieżącym sezonie najambitniejszą pozycję Teatru 7.15 (Szekspir - to brzmi dumnie!) i, niestety, pod względem repertuarowym jedynie ambitną, (widmo "profilu" ciąży jednak nad sceną przy ul. Traugutta). I dlatego szkoda, że spektakl nie daje pełnej satysfakcji. Tylko dwie role są tu w pełni udane: Antyfolus z Efezu w wykonaniu Zdzisława Jóźwiaka, który dał pełnokrwistą postać "bujnego" renesansowego młodzieńca oraz doktor Szczypak wcielony w doskonałego - bo farsowego - Stanisława Kamińskiego.
Scenografia Lecha Kunki, pomysłowa i ciekawa w założeniu, przez zastosowanie łukowatych ścianek rozbudowała scenę, co w warunkach Teatru 7.15 jest bardzo istotne. Niestety, wykonanie elementów dekoracji nie zawsze wskazywało na dbałość, ale to już nie jest grzechem scenografa. Popełnił on inny ubierając nieszczęsną Kurtyzanę w szatkę będącą skrzyżowaniem mody cyrkowej z "Telimeną". Personel techniczny może mieć do scenografa pretensję o nadmierne obarczenie wnoszeniem, wynoszeniem, przestawianiem i ustawianiem elementów dekoracji. Sprawa jest o tyle poważna, że cały spektakl toczy się przy otwartej kurtynie. Na szczęście w tych trudnych chwilach przychodzą im w sukurs impresje muzyczne Piotra Hertla.