Gorzki "Wiśniowy sad"
"Wiśniowy sad" w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anna Tarnowska w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.
Publiczność nagrodziła długimi oklaskami sobotnią premierę "Wiśniowego sadu". Paweł Łysak nadał tekstowi rosyjskiego pisarza uniwersalny, współczesny wymiar.
Czym jest tytułowy wiśniowy sad? Synonimem starych, dobrych czasów, słodkiego dzieciństwa i dobrobytu. Lubow Andriejewna Raniewska (w tej roli Anita Sokołowska) wraca do niego z dalekiego Paryża. Trzeba ratować majątek - dworek podupada, sad jest zadłużony, licytacja ziemi wisi na włosku. Dla Raniewskiej to dramat - żegna się z rodzinnym domem z nostalgią i rozpaczą.
Antoni Czechow napisał "Wiśniowy sad" w przeddzień rewolucji w Rosji, która zmiotła z powierzchni ziemi stary porządek świata. Ale Paweł Łysak, reżyser spektaklu, dostrzegł w tekście sprzed ponad stu lat analogię do współczesnego świata.
Przerobił jednak Czechowa niekoniecznie na "tu i teraz", ale nadał mu znamiona uniwersalności. Świadczy o tym chociażby oszczędna, wręcz symboliczna scenografia. Barbara Hanicka, jej autorka, kazała bohaterom Czechowa przeżywać emocje w ascetycznym pomieszczeniu bez mebli i przedmiotów, które umiejscowiłyby akcję dramatu w konkretnym czasie.
To zresztą niejedyny zabieg, który z "Wiśniowego sadu" robi opowieść uniwersalną, dobrze skrojoną także i na nasze czasy. Klezmerska muzyka, do której w jednej ze scen tańczą Raniewska z Gajewem, płynnie przechodzi w melodię do złudzenia przypominającą ścieżkę dźwiękową z masowych produkcji hollywoodzkich.
Ale co z tej uniwersalności wynika? Złowróżbna przestroga, że historia lubi zataczać koło. Że znowu "idzie nowe" i stary porządek świata nie może dalej trwać. W "Wiśniowym sadzie" majątek staje się własnością Łopachina, potomka służących w domu Raniewskiej. "Za wszystko mogę zapłacić" - mówi nowy dziedzic. I jest w jego słowach gorzka dwuznaczność.
Za władzę, jaką dają pieniądze, przyszłe pokolenia wystawią mu rachunek. Nie ma co liczyć, że będzie mniej dotkliwy niż ten, który zapłacić musiała sama Raniewska.
Z trudnymi rolami dramatu Czechowa świetnie poradzili sobie aktorzy bydgoskiego teatru. Anita Sokołowska pokazała cały wachlarz aktorskich umiejętności, sprawnie balansując pomiędzy Raniewska - trzpiotką a Raniewska - kobietą przegraną.
Najlepszą kreację kobiecą w "Wiśniowym sadzie" stworzyła jednak Joanna Drozda (jako Waria), której gościnny występ na scenie Teatru Polskiego długo pozostanie w pamięci.
Nie można pominąć także Michała Jarmickiego, którego Gajew - na poły poczciwina, na poły głupiec rozśmiesza publiczność wygłaszaniem patetycznych przemówień i sentymentalnych frazesów. Doskonale wypadł także Michał Czachor w roli Trofimowa.