Artykuły

Trójkąt w obliczu zła

- Motyw trójkąta głównych bohaterów: dojrzałej kobiety i młodej dziewczyny walczącej o serce chłopca, sam w sobie jest już bardzo ciekawym tematem, który z pewnością inaczej będą odbierać widzowie w różnym wieku - mówi reżyser KRZYSZTOF BABICKI przed dzisiejszą premierą "Królowej Śniegu" w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Przemysław Gulda: Skąd pomysł, żeby zrealizować w Teatrze Miejskim w Gdyni, który do tej pory adresował swoją ofertę przede wszystkim do dorosłych widzów, klasyczną bajkę Andersena?

Krzysztof Babicki: Rzeczywiście, w programie sceny, którą kieruję, nie było właściwie do tej pory spektakli przeznaczonych dla najmłodszych. A dostawaliśmy coraz więcej sygnałów ze strony publiczności - takie głosy pojawiały się choćby podczas spotkań po spektaklach - że jest taka potrzeba. Wydawało mi się, że to znakomity pomysł: takie działania mają przecież bardzo ważny wymiar edukacyjny: wychowujemy sobie przyszłego widza, który chętnie wróci do nas za kilka lat na bardziej dorosłe spektakle.

Dla kogo przeznaczony jest ten spektakl?

- Myślę o tej realizacji jako o propozycji familijnej. Znajdą w niej coś dla siebie dzieci, bo podchodzę do Andersena w sposób dość wierny: w adaptacji tekstu wykorzystane zostały właściwie wszystkie oryginalne dialogi. Znajdą jednak coś dla siebie także dorośli. To będzie realizacja przygotowana z rozmachem, na jaki pozwalają warunki techniczne teatru, realizacja bardzo nowoczesna. W bardzo umownej scenografii ważną rolę odgrywać będą projekcje, a kostiumy, autorstwa przedstawiciela najmłodszego pokolenia, Sławomira Smolorza, będą działać na wyobraźnię.

Czemu zdecydował się Pan właśnie na ten tekst?

- Andersen chodził za mną od bardzo dawna. I nie chodzi mi przecież tylko o książkę z jego bajkami, którą dostałem jako dziecko od rodziców i do dziś ma ważne miejsce w mojej bibliotece - to słynne wydanie z lat 60-tych z ilustracjami Jana Marcina Szancera. Kilkanaście lat temu, pod koniec lat 80-tych, realizowałem spektakl o życiu Andersena, "Z życia glist", w którym główną rolę grał Jan Nowicki. Nawet tam pojawia się wzmianka o "Królowej śniegu", nic więc dziwnego, że ten tekst za mną chodził.

Czytając go współcześnie nie sposób uniknąć myślenia przez pryzmat nader nośnej metafory zła. Czy interpretując ten tekst poszedł Pan właśnie w tą stronę?

- To oczywiste, że ten temat musi się pojawić w spektaklu. To oczywiste, że musi z niego wynikać wizja zła, jako czegoś bardzo trywialnego, banalnego, czegoś co nie przychodzi w spektakularny sposób, ubrane w jakieś wyrafinowane dekoracje, ale jest zwyczajnym okruchem szkła. Ale chyba ważniejszym motywem, na który zwracam uwagę w tym spektaklu jest przyjaźń, czyli coś co jest głównym motywem działań głównej bohaterki i co, koniec końców, zwycięża wszystko. Swoją drogą - motyw trójkąta głównych bohaterów: dojrzałej kobiety i młodej dziewczyny walczącej o serce chłopca, sam w sobie jest już bardzo ciekawym tematem, który z pewnością inaczej będą odbierać widzowie w różnym wieku.

W spektaklu pojawią się piosenki. I to sporo - aż trzynaście. Czy to oznacza, że poszedł Pan w stronę musicalu?

- Rzeczywiście, jest ich dużo i odgrywają ważną rolę w spektaklu. Ich twórcami są Janusz Grzywacz, znany z zespołu Laboratorium i Grażyna Lutosławska. Nie nazwałbym tego przedstawienia musicalem. To raczej spektakl muzyczny, nie chcemy przecież w żaden sposób konkurować z Teatrem Muzycznym w konkurencji, w której jest on mistrzem.

A jak pańscy aktorzy poradzili sobie z partiami wokalnymi?

- Nie mieli z tym żadnego problemu. Obserwowałem ich już od dłuższego czasu pod tym właśnie kątem i zawsze miałem wrażenie, że to wyjątkowo rozśpiewany zespół. A podczas prób do "Królowej Śniegu" z przyjemnością przekonałem się, że miałem rację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji