Artykuły

To był fenomen niespotykany

- Kiedyś mój syn powiedział: "Mama, a ty wiesz, w ilu filmach zagrałaś? W pięćdziesięciu". Znalazł gdzieś pewnie w tym waszym internecie - mowi SŁAWA KWAŚNIEWSKA, aktorka Teatru Nowego im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu.

Na rozmowę umówić się z nią nie tak łatwo. Kiedy po wielu próbach odbiera domowy telefon (komórkowy też ma, ale na wszelki wypadek raczej z niego nie korzysta, bo nowinek technicznych nie lubi), Teatr Nowy przez kilka wieczorów gra "Firmę" Moniki Strzępki ze Sławą Kwaśniewską w jednej z ról. Na rozmowę nie ma więc czasu.

Na wyczekane przeze mnie spotkanie aktorka przychodzi przeziębiona, z szyją owiniętą chustką. Propozycję, by wywiad przełożyć na kiedy indziej, zbywa krótkim: "Ale dlaczego? Przecież nie umieram". I mimo że na ulicach leży śnieg po kostki, upiera się, że wróci do domu tramwajem. Bo to tylko jeden przystanek.

Na początku stycznia Sława Kwaśniewska odebrała Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis".

Marta Kaźmierska: W "Firmie" Moniki Strzępki gra pani kobietę, która siedzi na ławce na pustej, nieczynnej stacji kolejowej. Wspomina i czeka. W swojej długiej karierze czekała pani kiedyś na rolę, która nie przyszła?

Sława Kwaśniewska: Tak, chciałam kiedyś zagrać - i właściwie mogłabym jeszcze teraz - królową Elżbietę z "Marii Stuart". Ale nie Słowackiego, tylko Schillera. To bardzo piękna rola.

Ale wiesz, dziecko, ja się już tyle w życiu nagrałam, że naprawdę nie mam co narzekać. Przez 65 lat na scenie trochę tych ról się przewinęło.

Kilka dni temu dostałam zaproszenie do Warszawy na premierę "Wodzireja", który został przemontowany na cyfrowo. To tam się pewnie tak zaziębiłam, bo strasznie padało. Ale wracając do filmu - to jest rzeczywiście jakość wspaniała! I dźwięku, i obrazu. No i bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, jak dobrze wygląda Jerzy Stuhr. Chociaż jak się popatrzyło, jaki młodziutki był na ekranie... Ale w końcu wszyscy tam mieliśmy po trzydzieści parę lat.

Kiedyś mój syn powiedział mi: "Mama, a ty wiesz, w ilu filmach zagrałaś?" Znalazł gdzieś pewnie w tym waszym internecie. Ja na to, że nie wiem. A on: "W pięćdziesięciu".

Matko Boska! Nie były to duże role, drugoplanowe raczej, ale jednak dużo tego. A myśmy o tym z synem rozmawiali już chyba z pięć lat temu, więc teraz jest ich więcej. A teatralnych to by się pewnie nazbierały setki. Dojrzałe aktorki skarżą się czasami, że w polskim filmie nie ma interesujących ról dla kobiet po pięćdziesiątce.

To prawda?

- Dla mnie, aktorki po pięćdziesiątce, wciąż są młode. Poza tym nigdy się nad tym nie zastanawiałam. To mnie chyba nie dotyczyło.

Tej roli w "Dekalogu" Kieślowskiego, do której nie zwolniła pani przed laty Izabella Cywińska, wciąż trochę żal?

- Tak, tej żałuję. Miałam zagrać matkę w pierwszej części. Ale tak się złożyło, że tu byłam zajęta. Tak to jest z kinem: albo się ma czas, żeby pojechać na plan, albo się go nie ma. Miałam kilka takich propozycji, z których nie mogłam skorzystać.

Możliwość bycia w takim teatrze, jaki stworzyła tu Izabella Cywińska, wynagradzała chyba wszystko. Pani trafiła do jej zespołu na samym początku - w 1973 r.

- Aleja tu na początku wcale nie chciałam przyjść! O Cywińskiej, owszem, wiedziało się co nieco, bo w poprzednich latach kierowała przecież teatrem w Kaliszu i reżyserowała w Teatrze Polskim, gdzie grałam, zanim przeszłam do Nowego. Więc wiedzieliśmy, kim jest. Ale tego, jak będzie wyglądał ten teatr, jak ona sobie z nim poradzi - tego wtedy nikt nie wiedział.

A ona stworzyła tu świetny zespól. Taki właściwie dom, i to w czasie, kiedy jeszcze nie wszyscy aktorzy mieli mieszkania. Pomieszkiwało się u prywatnych ludzi, w wynajętych pokojach. Ja już tego problemu nie miałam, bo w Poznaniu byłam od dłuższego czasu, ale z tymi, którzy przyjechali z panią Cywińską z Kalisza, było różnie.

Spędzaliśmy mnóstwo czasu w teatrze. No i jakoś tak żeśmy się zaprzyjaźnili. Pojawili się dobrzy reżyserzy. Janusz Nyczak na początek zrobił "A jak królem, a jak katem będziesz". A potem byli "Giganci z gór" i "Śmierć Tarełkina", już w reżyserii pani Cywińskiej. To były takie trzy głośne spektakle. Przyjechał pan Hanuszkiewicz z panią Kucówną, oni byli jakby ojcami chrzestnymi tego naszego teatru. Minęło już 40 lat, a ja wciąż pamiętam, że było naprawdę pięknie.

Dziś chyba nieczęsto aktorzy mówią, że teatr jest ich domem.

- Bo to był fenomen niespotykany. Teraz chyba już nie ma takich teatrów, mam wrażenie, że niestety przede wszystkim biega się za pieniądzem, za serialem, żeby tylko gdzieś się zaczepić. Wtedy tego nie było, za to rozwijała się poznańska telewizja.

A wracając do 1973 r. - jeszcze przed otwarciem tego teatru odbył się tu gruntowny remont. I pamiętam, jak myśmy tutaj wszystko czyścili, wykańczali drzwi...

My? To znaczy aktorzy?

- Sadziliśmy nawet drzewka na podwórku, bo obok teatru, gdzie dziś stoją budynki, była fontanna i ogródek, a w nim takie huśtawki do siedzenia. Szalenie tu było przyjemnie.

Ale przede wszystkim robiliśmy tutaj teatr, rzeczywiście bardzo dobry. I nie tylko my - tutaj swój dyplomowy spektakl robił pan Janusz Wiśniewski.

Wspominała pani w jednym z wywiadów: "Zawsze wiedziałam, o co jemu chodzi".

- Myśmy wszyscy tak czuli wtedy. Ale najpierw trzeba się było wielu rzeczy nauczyć. Bo to było zupełnie coś innego, ten jego teatr. Nowa forma.

Nasz zawód jest taki, że właściwie do końca życia się uczymy. Przychodzi nowy reżyser, ma nowe spojrzenie, i aktor musi to przyjąć. Bardzo trudno przychodziło nam się uczyć Wiśniewskiego. Ale tak jak bardzo ciężko nam się próbowało na początku, to po pierwszych premierach - "Panopticum la Madame Tussaud" czy "Końcu Europy" - stała się bardzo piękna rzecz. Mianowicie przez Janusza Wiśniewskiego otworzył nam się świat. Bo to były spektakle, które jeździły, i to jeszcze za komuny! Nie tylko do NRD, ale do wszystkich krajów kapitalistycznych.

Michał Grudziński mówił kiedyś, że gdy Janusz Wiśniewski przyszedł do Teatru Nowego w 2003 r. w roli dyrektora, to wszystkim się wydawało, że wróci razem z nim rodzinna atmosfera z czasów Izabelli Cywińskiej.

- To już nie był tylko reżyser, ale szef. I miał swoje widzenie teatru. Za czasów pani Cywińskiej był młodym człowiekiem. Przez lata zmieniamy się wszyscy, on pewnie też się zmienił. Nie pewnie, ale na pewno.

Ale jako dyrektor nadal robił świetne spektakle. Bo "Faust" to jest wspaniałe przedstawienie. I dzięki niemu znowu mogliśmy jeździć po świecie. I zjeździliśmy całą Europę, byliśmy w Izraelu.

Te spektakle były takie, że nie można o nich zapomnieć. Wszędzie graliśmy po polsku, ale ponieważ forma była zawsze tak czytelna, to wszyscy rozumieli, o co chodzi.

A jak pani wspomina czasy Korina, po 1989 r.? Pewnie ciężko jest przejąć teatr po takiej legendzie, jaką była Cywińska.

- Na pewno, ale to jest raczej pytanie do Korina. On też miał swoje, zupełnie inne, spojrzenie. I bardzo dobre spektakle. "Czerwone nosy", "Ghetto". Jego "Piękną Lucyndę" Hemara pokazywaliśmy kiedyś w Londynie. Kiedy poszłyśmy potem do polskiego kościoła, a to było niedaleko ośrodka polskiego, spotkałyśmy starsze panie. "Byłyśmy wczoraj, byłyśmy..." - mówią. "No to bardzo nam miło!" - odpowiadamy. A one na to: "Boże, gdyby to Hemar widział, to by się w grobie przewrócił". Bo u nas to było zrobione trochę jak pastisz, z przymrużeniem oka. I one tego nie mogły zrozumieć.

Ale panu prezydentowi Kaczorowskiemu [Ryszard Kaczorowski był ostatnim prezydentem RP na Uchodźstwie, zginął w 2010 r. w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem - przyp. red.] bardzo się podobało.

W czasie jubileuszowej gali na początku stycznia, kiedy teatr fetował 90-lecie istnienia i 40-lecie reaktywowania sceny przez Izabellę Cywińską, pani i pani koledzy odebrali ważne nagrody. Daniela Popławska mówiła do mikrofonu, że ona zawsze czuła, że jest dobrem narodowym. A pani?

- Każda nagroda cieszy, ale ta - Gloria Artis - jest bardzo znacząca.

Nie zapamiętałam, że Daniela tak mówiła. Ale jeśli ona się tak czuje, to ja chyba tym bardziej powinnam (śmiech).

A tak poważnie - nikt z nas nie wiedział, że dostanie nagrodę. Byliśmy bardzo zaskoczeni. A szkoda - bo mogłam wziąć swoje dzieci i wnuki. To przecież ważne dla nich.

Teatr dziś. Jaki jest?

- Znowu inny. Mam czasem wrażenie, że na takim teatrze ja się nie znam. Tym, teraz. Nie lubię na przykład, gdy w teatrze pokazuje się filmy. Kiedy chcę zobaczyć film, to idę do kina!

Ale jak już wspomniałam - trzeba się do końca życia uczyć. I uważam, że sobie w tych nowych strukturach radzę. To sprawa kunsztu aktorskiego. Gdy się go posiada, można zagrać prawie wszystko.

W teatrze dla mnie chodzi jednak o to, żeby to, co się dzieje, przynosiło jakąś korzyść. Musimy ją mieć z teatru. Coś nas musi zastanowić. Dlatego nie lubię na scenie łopatologii.

Teatr to była dla mnie zawsze tajemnica. Magia. Tak było i mnie tak zostało.

Sława (a właściwie Stanisława) Kwaśniewska - urodziła się w Krakowie w 1928 r. W czasie II wojny pracowała w zakładzie fryzjerskim i była łączniczką w AK. Po wojnie zdała egzamin do studia aktorskiego przy Teatrze Starym, skąd przeniesiono ją do szkoły teatralnej. Studiowała m.in. razem z Gustawem Holoubkiem i Aleksandrą Śląską. Na wykłady przychodził w tamtym czasie także młody Karol Wojtyła. - Mówiliśmy o nim "nasz Lolek" - wspominała aktorka w jednym z wywiadów.

Po studiach Sława Kwaśniewska wyszła za mąż i urodziła dzieci. A potem się rozwiodła. Występowała na scenach Częstochowy, Sosnowca i Zielonej Góry. Od 1963 związana była z Teatrem Dramatycznym w Poznaniu (tak nazywały się połączone sceny dzisiejszego teatru Nowego i Polskiego) i występowała w teatrze przy ul. 27 Grudnia. W1973 r. trafiła do zespołu tworzonego przez Izabellę Cywińską, która reaktywowała scenę przy ul. Dąbrowskiego i rozsławiła ją na całą Polskę. Sława Kwaśniewska współtworzy zespół Teatru Nowego do dziś.

W filmie jako aktorka drugiego planu stworzyła kilkadziesiąt wyrazistych kreacji. Można ją zobaczyć m.in. w "Aktorach prowincjonalnych" i "Kobiecie samotnej" Agnieszki Holland, w "Wodzireju" Feliksa Falka, w obrazie "Poznań 56" Filipa Bajona. A także w serialach "Jan Serce" Radosława Piwowarskiego, "Boża podszewka" Izabelli Cywińskiej czy "Czasie honoru", gdzie wcieliła się w rolę wojennej łączniczki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji