Artykuły

Kinderland

"Ziemia niczyja/Niemands land" w reż. Franka Heuela - kooprodukcja Fringe Ensemble/Phoenix 5 (Bonn / Münster) i Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

"Ziemia niczyja" jest pokłosiem współpracy Fringe Ensemble i Teatru Powszechnego. Spektakl Franka Heuela wpisuje się w serię przedstawień o wspólnej, trudnej historii polsko-niemieckiej. Bydgoski Teatr Polski podjął w "Truskawkowej niedzieli" temat ,,Blutsonntagu" z września 1939 roku. Marcin Liber w zielonogórskim "Trash Story" przypomniał o kładącej się wciąż cieniem obecności Niemców na ziemi lubuskiej. "Niemands Land" jest najbardziej zbliżone problematyką do tej ostatniej inscenizacji.

W przypadku fabuły trudno mówić o linearności. Teksty Holewińskiej i Kittsteina tworzą razem ciąg luźno powiązanych opowieści. Jedna z nich przedstawia spotkanie Polki (Katarzyna Maria Zielińska) i Niemki (Laila Nielsen). Przybyszka jest potomkinią kobiety, która zamieszkiwała domostwo Polki jeszcze przed wojną. Nie żąda zwrotu majątku wprost. Uzasadnia te roszczenia w inny sposób. Każe sobie przewiązać oczy przepaską, po czym porusza się po pokojach z doskonałą orientacją. W tym momencie możemy jeszcze mówić o istnieniu konfliktu dramatycznego w tym przedstawieniu. Problem zostaje wyraźnie zarysowany, ale już po chwili twórcy obniżają tonację. Kilkakrotnie powtarzają się reminiscencje z czasów wojny. Nielsen wiesza się do góry nogami i mówi o zbiorowych gwałtach na kobietach. Maciej Brzoska i Harald Redmer stają się dziećmi, które prowadzą niemą rozmowę tuż przed własną egzekucją.

Język ,,Ziemi niczyjej" jest bardzo muzykalny. Jest to zarówno jego zaleta, jak i wada. Melodyka tekstu pozwala na rozpisanie poszczególnych partii na głosy. Tym samym widowisko nosi cechy solidnie wykonanego koncertu, w którym instrumentami stają się aktorzy. Dialogi są przeważnie krótkie i urywane. Zwraca uwagę scena, w której grający wchodzą na scenę ubrani w sukienki. Zaczynają bawić się niczym dzieci. Beztroska wyraża się w powtarzaniu ,,zakochany-verliebt". Czyżby w tym miała się zamykać współczesna świadomość młodych ludzi? Słabym punktem takiej realizacji jest brak konkretu w wymowie widowiska.

Heuel stara się przypomnieć o głośnej ostatnio kwestii wypędzeń. Jednocześnie wycisza kontrowersyjne tony. Reżyser zapomniał chyba o brechtowskiej zasadzie wątpliwości, skoro wypędzenia Niemców stawia niemal na równi z nieporównanie większą kaźnią Polaków. Jest to groźne podejście, bowiem powiela ton wielu publicystów zza Odry. Czy to nie jest przypadkiem właściwy problem? Waśnie polsko-niemieckie zostają w dodatku sprowadzone do rzędu stereotypów. Polka panikuje po spotkaniu Niemki. Jej jedyną reakcją obronną jest odśpiewanie ,,Roty". Brak płaszczyzny porozumienia zostaje dodatkowo przedstawiony w ostatniej scenie. Na czacie piszą ze sobą ,,Polish Kitty" (Zielińska) i ,,German Bugs Bunny" (David Fischer). Chcą umówić się na wspólny seks, chociaż już w czasie spotkania nie mogą dojść do porozumienia. Każde z nich oczekuje bowiem czegoś innego. Niewiele wynika z samego zderzenia postaci, co przekłada się także na słabą jakość napisanego dialogu.

Może wina leży w aktorstwie? Katarzyna Maria Zielińska jest siłą napędową tego przedstawienia. Dobrze radzi sobie w parze z Lailą Nielsen. Ale już Maciej Brzoska gra cały czas jedną miną. Jego niemieccy partnerzy nie pozostają w tyle. Odklepują tekst, zamiast go wypełnić, dopełnić barwą głosu czy intonacją. Byłoby to wskazane w tak statycznym spektaklu. Zespół wypada najlepiej w scenie zbiorowej. Scenografia Anniki Ley jest zminimalizowana do granic możliwości. Ile razy w teatrze widzieliśmy już pustą scenę pudełkową złożoną z białych, prostokątnych płyt? Ma to być zapewne zobrazowanie tytułowej ,,ziemi niczyjej". Brak dekoracji odpowiada warstwie merytorycznej przedstawienia. Udało się przedstawić parę ciekawych rozwiązań choreograficznych i realizacyjnych. Doprowadziło to jednak do zaniedbania głównego postulatu przedstawienia. Wspólna historia Polaków i Niemców po raz kolejny zostaje przedstawiona przez pryzmat uproszczeń i szablonów. Heuel zdaje się wołać: ,,kochajmy się!", choć nie podejmuje się zabrania stanowczego głosu w żadnym z palących problemów. Trudno zatem jego inscenizację traktować jako coś ,,przełomowego" (określenie z zapowiedzi spektaklu). Chyba że za ,,przełom" uznamy równie ograne, co temat, zabiegi inscenizacyjne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji