Artykuły

Jazda na bananowej skórce

Aktorzy przypominają dzieciaki, radośnie rzucające się na coraz to nowe zabawy, niezdolne skupić się na jednej czynności - o spektaklu "Ściana.Banana" grupy LALE.Teatr prezentowanym w Teatrze Pinokio w Łodzi pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.

Po drugiej premierze LALE.Teatr widać, jaki jest przepis tej grupy na teatr najnajowy: ma być prosto i inspirująco. Spektakl składa się z serii zabaw, które można łatwo przenieść z teatru w domowe pielesze.

Widziana z perspektywy premiery "Ściana.Banana" jest niewątpliwie słabszą od "Podłogowa" propozycją, niestety nie tylko ze względu na tytuł. Na razie zresztą niekoniecznie trzeba się tym martwić, bo spektakle najnajowe mają to do siebie, że docierają się w kontakcie z młodą publicznością, na życzenie której trzeba coś poprawić, wzmocnić lub osłabić itp. Dlatego artyści tworzący dla maluchów często przenoszą część przygotowań do żłobków czy przedszkoli, gdzie sprawdzają oddziaływania poszczególnych sekwencji na potencjalnych adresatów. Z tego, co wiem, LALE nie korzystają z tej drogi, więc domyślam się, że różnice w kolejnych wersjach "Ściany" mogą okazać się ogromne. Na razie będę się jednak odwoływać do tego, co zobaczyłam w Łodzi.

Janka Maśląkowska ma niezwykle plastyczną, ciekawą twarz, obramowaną burzą kręconych włosów. Tworzą z wysmukłym, poważnym i łysym jak kolano Tomkiem duet jak się patrzy, mogą naprawdę dużo czerpać z kontrastu między fizycznością. Początek "Ściany.Banana" daje na to nadzieję: każde chowa się pod kostiumem zrobionym z kartonowego pudła. Tak zbudowane postaci wyglądają zabawnie, przemierzając scenę wzdłuż i w szerz. Sytuacja zostaje zatrzymana, a kolejne sceny skupiają się wokół motywu ściany, związane są przede wszystkim z rysowaniem na niej. W ten sposób - prezentując rysunki na niewielkich czarnych tabliczkach - stwarza się rekwizyty. Młodzi widzowie muszą użyć wyobraźni, by zobaczyć bitwę na śnieżki, czy jazdę na łyżwach. Trochę szkoda, że twórcy nie mają mocy Piotrka - bohatera "Zaczarowanego ołówka"

Aktorzy przypominają dzieciaki, radośnie rzucające się na coraz to nowe zabawy, niezdolne skupić się na jednej czynności. Trudno jednak nie zwrócić uwagi, że kolejnym migającym jak w kalejdoskopie scenom brakuje połączenia linią dramaturgiczną. Przypuszczam, że twórcy panicznie boją się znudzenia widowni, dlatego tak dynamicznie żonglują kolejnymi pomysłami. Niepotrzebnie - uwagę nawet malutkiego szkraba można przykuć na dużej, to raczej ekspresowe tempo zmian budzi w dzieciach dezorientację. Szczególnie widoczne jest to w scenie, w której wykorzystuje się do zabawy tapety (tu - gdy aktor walczy ze zwijającymi się rolkami - najsilniej widać elementy klaunady, które sama odbieram raczej jako żerowanie na prymitywnym poczuciu humoru).

LALE wykorzystują wiele patentów sprawdzonych w poprzedniej realizacji: śmieszne miny, chowanie się i nagłe wychylanie w ukrycia. Mocniej eksperymentują z muzyką. Początkowa linia melodyczna jest bardzo bliska, niemal tożsama z dźwiękami "Podłogowa" (co może być świadectwem ułożenia tych spektakli w cykl). Potem Janka i Tomek wydają odgłosy do mikrofonu - te są przetwarzane, multiplikowane. Chwilami właśnie tworzenie muzyki staje się tematem spektaklu (dziwna scena z dinozaurem i bębnem). Wpisanie tych momentów w strukturę spektaklu wydaje się kwestią wartą przemyślenia i modyfikacji.

LALE.Teatr chce pokazywać rodzicom, że teatr dla najmłodszych może być fajny i kreatywny. To im się niewątpliwie udaje. Nie powinni jednak zapominać o poziomie artystycznym. Warto o niego powalczyć!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji