Odys powracający
Wśród dramatów Wyspiańskiego "Powrót Odysa" zadziwia nas dzisiaj swoją współczesnością. Współczesność ta jest tak świeżej daty, że aż irytujące staje się "prekursorstwo" myśli Wyspiańskiego w stosunku do idei heroizmu egzystencjalnego, idei egzystencjalnej odpowiedzialności człowieka za własne czyny. Nie z własnej przecież winy Wyspiański włączył się do chóru głosów, które - choć brzmią szlachetnie - trochę nas już przecież znudziły. Znudził głównie dlatego, że sztuka nie znosi powtarzania morału.
Ale los Odysa nie jedną ma wykładnię. Grecki bohater spod Troi, przeniesiony do Polski, stracił swój trochę kupiecki spryt jako cechę naczelną, zyskał ponurą zaciekłość wojownika i wojownika winy. Chyba tylko dramatyzm polskiej, na przemian wielkiej i upadłej, historii mógł sprawić, że epicki, rozlewny, homerycki wątek odzwierciedlający świetność i pogodę dawności ukazał także dawność jako podłość, przekleństwo win. Wyspiański odmitologizował czas legendarny. W Homerowym losie Odysa przeglądała się tylko świetność Grecji, w perspektywie losu Odysa Wyspiańskiego widać także tragedię Troi. Nieszczęścia Priama są nieszczęściami Odysa jako przedstawiciela ludzkiego rodzaju, są jego przekleństwem. I taki sens mają chyba słowa poety:
"Idziesz przez świat i światu dajesz
kształt przez twoje czyny
Spójrz w świat, we świata kształt,
a ujrzysz twoje winy".
Słoneczna wyspa Itaka nie istnieje. Przechowywany w najgłębszych zakątkach wspomnień "kraj lat dziecinnych", słoneczna Arkadia ojczyzny jest nieprawdą. Prawdą ludzkiego losu jest walka, czyn - z przekleństwem błądzenia, zbrodni, wiecznego tułactwa. Czy nie ujął tu poeta swoistej antytezy idei "Wyzwolenia", streszczającej się w słowach: "Poezjo precz!!! jesteś tyranem"? Konradowi na drodze do ojczyzny zabiega wciąż drogę poezja. Odys musi uwolnić się od ojczyzny, od słonecznych mitów, aby poezję osiągnąć. Bo nie czym innym przecież jak życiową drogą poety, twórcy, jest ta niekończąca się tułaczka po lądach i morzach, w samotności, która jest jedyną doradczynią i spowiedniczką. Ucieczka od ojczyzny w kształcie stworzonym ku "pokrzepieniu serc" do ojczyzny brudnej, ludzkiej.
W miejsce narodowego posłannictwa sztuki formułuje Wyspiański ideę wolnego spełnienia się losu artysty, losu człowieka w świecie. Na drodze indywidualnego losu nie da się ominąć krwawej historii, z nią zmagać się trzeba goniąc myśl własną, uciekać od krwawego czynu ziszczając go. Mówi Odys:
"W ojczyźnie własnej odnalazłem
piekło (...)
Żyję; zabiłem wszystko - wszystko
odepchnąłem;
co było szczęściem kłamanym,
uciekło.
Nic, nic poza mną; nic - nic - nic
przede mną:
Noc wieczną pustką i ciemną.
Jedyna myśl - myśl - boskie
wiano".
W "Powrocie Odysa" jak spod palimpsestu przeziera Homer, Wyspiański świadomie nagrywa swój jednotonowy dramat na wielogłosowej epice Homera. Wyraźne to zwłaszcza w akcie II i zakończeniu I: zgiełk wielu postaci, bitewna wrzawa w sprzeczce zalotników, której Odys długo przygląda się z ubocza, samotny wobec swego losu. Za chwilę ponownie ujmie go w ręce. Samotny jest w akcie I, kiedy wkracza w podwórzec własnego domu: wzorem starożytnych nie dodaje mu Wyspiański w początkowych scenach więcej partnerów niż dwu. Ale nie jest to powolna dramatyczna ekspozycja. Poeta wprowadza od pierwszych scen w centrum konfliktu tragicznego pomiędzy refleksją a czynem. Tylko w straszliwej i niszczącej równowadze obu odnajduje Odys swoją Dolę, świadomość siebie. Samotna myśl nie znajduje zwierciadła w nikim i niczym, znajduje je dopiero w czynie. Odys zabija Eumajosa, Odys podejmuje walkę z zalotnikami. Wbrew doli idąc - spotkał ją znowu na swej drodze. Po wielopostaciowym, barwnym fresku drugiego aktu "zmarł wojownik - poeta się narodził". Poeta przeklęty, obciążony przez winę zrodzoną z czynu, która go będzie ścigać w bezkresnej wędrówce. Ale i winę zwyciężający myślą, świadomością. Nie do pomyślenia jest interpretacja zakończenia dramatu jako samobójstwa Odysa. Wadził się o to kiedyś (z okazji krakowskiej prapremiery) Ortwin z pierwszym rzecznikiem samobójstwa - Sinką, w programie przedstawienia podejmuje tę myśl H. Vogler. Po toż by było tyle zaciekłości w tragizmie losu, aby wszystko przekreślić jednym histerycznym gestem? Czyż nie szersza i sprawiedliwsza wobec Wyspiańskiego była myśl Ortwina, że Odys zmienia miejsce w dramacie? Opuszcza ziemię i powraca do nieba symboli.
Na szczęście z przedstawienia w Teatrze Słowackiego wcale samobójstwo Odysa nie wynika. W ogóle gdyby oglądać ten spektakl od końca, miałoby się o nim bardzo dobre mniemanie. W całości "Powrót Odysa" jest nierówny. Jerzy Goliński trochę po macoszemu potraktował ideę dramatu na korzyść efektownej teatralizacji; jej współautorem, a także kilku mimowolnie humorystycznych efektów, był Andrzej Stopka. Stopka zbudował Odysowi bardzo piękne, zgodnie z poetą "bielone" dworzyszcze charakterem stylizacji nawiązujące do dekoracji Wyspiańskiego do "Bolesława Śmiałego". Nad tym dworem jak nad okrętem rozpiął u sufitu wielkie płaszczyzny kotar-żagli. Owe żagle zagrały w finale - opadając utworzyły z domu Odysa okręt, okręt jego przywidzeń, symbol tułaczki. Ale jak się rzekło był też Stopka autorem kilku humorystycznych efektów; w wierzejach dworzyszcza Odysa zrobił zbyt niskie drzwi, aby aktorzy-zalotnicy, wychodząc przez nie, nie potrącali wysokimi dziwacznymi nakryciami głowy, zrobionymi ze słomy, a w kształcie przypominającymi krasnoludkowe czapki lub korony(?). Reżyser nadał przedstawieniu rytm zgodny z melodią tekstu: wolno, maestoso rozegrał początkowe sceny I aktu, żywo hałaśliwie poprowadził zalotników. Zawiódł akt II, a przede wszystkim źle ustawieni aktorzy: Julian Jabczyński (Medon), odtwarzający najwyraźniej rolę z komedii, i przekrzyczana Melanto (Irena Szramowska). Niepotrzebnie także chór zza sceny głosił celność każdego ciosu Odysa gromkim "Alleluja". Przecież nie o glorię wojownika szło Wyspiańskiemu.
Tekst aktu III (w spektaklu połączony z II w jedną całość przez wspomniane już opadnięcie kotar-żagli) zajaśniał wielką teatralną urodą. I gdyby konstrukcja przedstawienia nie chwiała się nieco wskutek omówionych pomyłek inscenizatorów, byłby on znakomitym epilogiem losu Odysa. W tej sytuacji zawisł trochę w próżni - jego skupiony, tragiczny nastrój był chwałą dla siebie. Reżyser i aktor (Jerzy Kaliszewski) rozegrali dopiero tutaj dramat, którego przecież finał mieli rozegrać. Goliński odciął bohatera od świata, każąc mu zstępować coraz głębiej w samopoznanie, w samoświadomość własnego losu: najpierw w miejsce domu pojawił się okręt-symbol wiecznej wędrówki, potem zniknął i on, zasłonięty kurtyną pancerną. Odys znalazł się poza krainą wszelkich złudzeń, poza krainą Homerowej, epiki, której głos sławił zza kurtyny dzieje i sławę bohatera.
Jerzy Kaliszewski zatarł tą partią roli - rozegraną w skupieniu, w ściszeniu emocji - niedobre wrażenie z poprzednich aktów, kiedy jego Odys był zaledwie porywczym, gotowym do zwady pankiem. Jerzy Szmidt jako Telemak dobrze połączył nieporadność i bojaźliwość dziecka z wybuchowym temperamentem i żądzą władzy syna Odysa.