Artykuły

Odys tułaczy i tragiczny

Teatr im. J. Słowackiego rozpoczął Rok Wyspiańskiego premierą "Powrotu Odysa" w reżyserii Jerzego Golińskiego. Sztuka ta należy do rzadziej grywanych, daleko jej do popu­larności "Wesela" czy ,,Wyzwolenia" - ale stanowi interesu­jący wykład filozofii wielkiego pisarza, i to zarówno w sferze narodowej, jak i tyczącej się ,,kondycji ludzkiej". To że Wyspiański wziął na kanwę te­mat odległy, znany, w literatu­rze i kulturze utrwalony w wie­lu wersjach, daje jego diagno­zom dodatkowa perspektywę. "Powrót Odysa" jest wielką metaforą, uogólnieniem, które da się zaktualizować w każdym miejscu i czasie. Oczywiście, stwarza to niebezpieczeństwo zbytniej dowolności, której tak hołdują niektórzy nasi reżyse­rzy - ale to już nieunikniony koszt, jaki dramaturg płaci za ponadczasowe, uniwersalistycz­ne potraktowanie tematu. Piszę o tym nie bez kozery; wydaje się, że Jerzy Goliński tu i ów­dzie zbyt daleko poszedł w na­ginaniu tekstu do swoich, nie zawsze jasnych, zamierzeń.

Na scenie Teatru im. Słowac­kiego obejrzeliśmy widowisko barwne, z fragmentami więcej niż dobrymi, wysmakowanymi. Antyk Wyspiańskiego odznacza się wyostrzeniem rysów, niechęcią do klasycyzującego łagodze­nia, zaokrąglania; nie ma w nim niemal nic z umiaru, spokoju, sielanki, panujących w homeryckim świecie obok tra­gedii i wojen. Wystarczy przy­pomnieć tylekroć reprodukowa­ny rysunek poety, przedstawia­jący Apollina z łukiem - ileż w nim napięcia, niepokoju, eks­presji... "Powrót Odysa" rów­nież przetwarza fabułę Homera w tym stylu. Opowieść o wier­nej Penelopie, dzielnym Telemaku i wspaniałym Odysie pul­suje namiętnościami gwałtow­nymi, wciągającymi z fatalistyczną nieuchronnością bohaterów w wir tragedii. Dworzyszcze Odysowe staje się nieoczekiwanie bliskie, to nasze czasy, miota­nie się współczesnego człowieka wypełnia jego wnętrze.

Realizatorzy wydobyli na ogół trafnie ton mrocznej tragedii, uniknęli pokostu "klasycyzującego". Zasługa w tym niemała scenografii Andrzeja Stopki, która tak silne piętno wyciska na spektaklu, że warto jej po­święcić osobno uwagę. Stopka sięgnął do wzorców, jakie pro­pagował sam Wyspiański. Odział swoich bohaterów siermiężnie i sarmacko, ni to z góralska, ni z krakowska. Mam do niego tylko tę pretensję, że malowniczość ową przedobrzył. Ko­stiumy są niejednorodne, nie wszystkie pomysły dadzą się umotywować, pełniąc rolę czysto zdobniczą. Czy rzeczywiście wszystkich zalotników trzeba było ubierać w słomiane "koro­ny", i czy np. strój Tafijczyka w stylu niemal "op-artowskim" był potrzebny - można dysku­tować. Natomiast bardzo podo­bało mi się samo dworzyszcze, którego ciasnawe wnętrze zmie­ścić musiało rój postaci. Opony, zawieszone nad siedzibą Odysa, są znakomitym pomysłem; po­żar dworu jest majstersztykiem scenografa i elektryków.

Odys w wykonaniu Jerzego Kaliszewskiego budził we mnie tzw. mieszane uczucia. Kalisze­wski grał - i owszem - w sposób skoncentrowany, skupio­ny i uważny nawet w wybu­chach. Reżyser ustawił go atoli na początku zbyt "behawiorystycznie"; Odys jest po prostu trochę prymitywny. Że taki ma być? Nieprawda - a już zwła­szcza nieprawda w świetle fi­nału, kiedy staje się on hamletycznym filozofem. Wyspiański włożył w tę postać wiele autentycznej dramatyczności, ale dramatyczności myśli i uczuć, a nie jedynie odruchów. W rezultacie sztuka jest trochę niespójna - ale nie tylko z po­wodu roli Kaliszewskiego.

Znajdziemy w "Powrocie Odysa" wiele scen przykuwają­cych uwagę widza urodą wi­zualną - ale jest też kilka piękności, niekoniecznie składa­jących się w logiczną całość. Sztuka, sama w sobie mocno metaforyczna, została przyozdo­biona przez reżysera wieloma dodatkowymi smakami. Od bie­dy mogę sobie wytłumaczyć, że Penelopa powinna być skrzy­żowaniem królowej Jadwigi z Matką Boską - ale budzi zde­cydowanie moje wątpliwości np. wystylizowanie zabijania zalotników na coś w rodzaju "czarnej mszy", z uroczystym "Alle­luja" powtarzanym po każdym ciosie. Czy ma to oznaczać no­bilitację rzeźni? Odys - raz prymitywny, to znów uwznioślany w sposób przesadny czy hamletyczny, zaczyna , być w oczach widza jakimś Proteuszem, zmieniającym wygląd jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej. Może to i koncepcja, aby pokazać w ten właśnie sposób jego złożoną osobowość - ale wydaje się, że nie naj­szczęśliwsza koncepcja...

Byłbym jednak niesprawiedliwy, pisząc tylko tak o "Powrocie Odysa". Tę sztukę się dobrze ogląda, los tułacza z Itaki się przeżywa. Piękny, stylizowany z lekka na gwarę język Wyspiańskiego jest podawany ładnie i starannie. Pewne braki w "linii generalnej" rekompensuje wyrównana gra całego zespołu, trafnie wczuwającego się w konwencję. Laertesa gra Tadeusz Burnatowicz, Penelopę - Katarzyna Meyer, a Telemaka Jerzy Szmidt. Muzyka Wojciecha Kilara dobrze wypunktowuje dramatyzm sy­tuacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji