Artykuły

Kasandra i Atena w czasach propagandy sukcesu

Warszawski spektakl "Oresteia" Xenakisa sprawdza się jako współczesna wizja opery, czyli rytualno-rozrywkowego zwierciadła mitów zbiorowej świadomości.

Gratulacje należą się Michało­wi Zadarze za samo podjęcie trudnego zadania reżyserskie­go. Sceniczny potencjał "Ore­stei" jest nikły i nie przez przy­padek dzieło Xenakisa. wyko­nuje się najczęściej w formie oratorium. Kompozytor wy­brał z oryginalnej trylogii Ajschylosa fragmenty o najwięk­szej emocjonalnej oraz sym­bolicznej sile, które jednak niekoniecznie układają się w spójną narracyjnie i dialek­tycznie całość. Autor insceni­zacji staje więc w praktyce przed wyborem pomiędzy na­rzucającą się archaizacją a konfrontacją starogreckiego mitu z własną opowieścią. Własną, ale też nieuchronnie polityczną, historyczną i eks­ploatującą topikę tragizmu władzy oraz bezwzględności dziejowego fatum.

Grzech pierworodny

Takie intencje interpretatorzy "Orestei" przypisywali zresz­tą samemu Xenakisowi - nie tylko greckiemu emigrantowi, lecz także przedstawicielowi pokolenia, które absurdów i okrucieństw XX stulecia do­świadczyło w całej rozciągło­ści. Organiczne powiązanie władzy ze zbrodnią, przekleń­stwo grzechu pierworodnego oraz reakcja łańcuchowa wen­dety, którą powstrzymać mo­że tylko boska interwencja - oto motory napędowe machi­ny dziejów.

Problem w tym, że związki historii PRL oraz mitu założy­cielskiego Aten mają charak­ter iluzoryczny. W obu wypad­kach za grzech pierworodny napędzający spiralę zbrodni uznać można by łamiącą bo­skie prawo wojnę. Tyle że w bi­twie o Troję Achajowie wystę­powali w roli agresorów, cze­go nie można powiedzieć o znaczeniu jakichkolwiek pol­skich sił politycznych w wyda­rzeniach II wojny światowej. Także dramatyczne przetaso­wania na szczytach PRL-owskiego aparatu trudno powią­zać z mechanizmem zemsty albo wyższą koniecznością. Prawdziwy dysonans pojawia się jednak w finale, kiedy chór Ajschylosa reaguje entuzja­stycznie na dojście do władzy ekipy Edwarda Gierka, a bo­ska interwencja Ateny - przerywającej ludzką spiralę zła - okazuje się... głosem propa­gandy sukcesu. Tego paradok­su nie omieszkał wyjaśnić jeszcze przed premierą sam Michał Zadara. Według reży­sera to właśnie na początku lat 70. przeszliśmy od dyskur­su historyczno-ideologicznego do epoki kultu dobrobytu, która trwa do dziś. Ciekawe, czy uczestnicy polemiki o hi­storyczną rolę generała Jaru­zelskiego albo moralny wy­miar okrągłostołowego kom­promisu zgodnie uznają Zadarę za Aleksandra przecina­jącego węzeł gordyjski...

Kształtowanie świadomości

Z drugiej strony, jakkolwiek ocenilibyśmy polityczną prze­nikliwość reżysera "Orestei", trudno oprzeć się wrażeniu, że nie o intelektualną głębię i wiarygodność zabiegał on w swo­jej inscenizacji. Zadara błysko­tliwie, ale też przewrotnie po­dążał przede wszystkim za du­chem muzyki Xenakisa - suro­wej i kanciastej, epatującej brudnymi brzmieniami oraz hipnotycznymi, choć zawiłymi rytmami perkusyjnymi. To ar­chetyp sztuki rytualnej albo propagandowej, wyrażającej i kształtującej zbiorową świa­domość. W taką wiecową po­etykę znakomicie wpisał się pomysł czasowego i prze­strzennego rozmycia granic spektaklu, a wreszcie włącze­nia publiczności w jego bieg. Nie przez przypadek za mu­zyczny oraz literacki dyskurs dzieła Xenakisa odpowiada przede wszystkim chór - re­prezentujący nie tylko bezi­mienną zbiorowość, lecz także wybrane postaci mitu, zmieniający swoją tożsamość, roz­bity, wchodzący w wewnętrz­ne konflikty. Takie upodmioto­wienie posłużyło zespołowi Opery Narodowej oraz chóro­wi Alla Polacca, które dobrze wywiązały się z dramatyczne­go zadania (od strony muzycz­nej bywało różnie).

Historyczna wspólnota przeżyć

Jeśli chodzi o partie solowe, to trudno było nie poddać się or­ganicznej sile partii Kasandry. W zastępstwie kontuzjowanego Holgera Falka pysznie zrealizo­wał ją baryton Maciej Nerkowski. Szkoda, że niecodzienne modusy wokalnej ekspresji nie miały już takiej pewności i precyzji w przypadku niemieckiego basa Tobiasa Haggego, którego Atenę wyposażono - trochę wbrew muzycznej pragmatyce - w megafon.

"Oresteia" Zadary rozkosz­nie konsumuje poetykę oraz retorykę sztuki propagando­wej - oficjalnej i opozycyjnej, komunistycznej i demokra­tycznej, współczesnej i antycz­nej. Pozornie spontaniczny, a nawet lekko chaotyczny splot scenek rodzajowych oraz wizualnych ikon poszcze­gólnych dekad przekształca się na deskach Opery Narodo­wej w precyzyjnie zakompo­nowany, monumentalny pla­kat historyczny. To teatralny odpowiednik polityki histo­rycznej, w której bardziej niż o dziejową prawdę chodzi o in­tensywność wspólnotowego przeżycia moralnego i emocjo­nalnego. Taka sugestywna, acz powierzchowna strategia narracyjna już dawno przyję­ła się chociażby w świecie am­bitnego komiksu. W króle­stwie opery to wizja wciąż obrazoburcza i... tym bardziej pociągająca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji