Artykuły

"Don Carlo" - nudne opowieści z krypty

"Don Carlo" w reż. Willy'ego Deckera w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Marek Kubiak w serwisie Teatr dla Was.

Reżyser teatralny to trudna funkcja - kiedy pracuje z wybitnym zespołem często bardziej szkodzi i przeszkadza, czasem ogranicza i temperuje pomysły o wiele ciekawsze niż jego własne. Z kolei kiedy jego wpływu zabraknie, całość ma szansę rozejść się w szwach, a odtwórcy ról na scenie błądzą jak dzieci we mgle. W sukurs może przyjść zręczny dramaturg, lecz gdy i jego braknie, to przepis na nijakie, nudne i kompletnie nieporywające przedstawienie gotowy. Tak właśnie jest w przypadku nowej premiery w Teatrze Wielkim, "Don Carla" Verdiego.

Miało być monumentalnie-powalająco, jest monumentalnie-przysadziście; miało być uczucie płomienne, jest bezpłciowo i chłodno; miała być urzekająca, piękna i wielbiona Elżbieta, jest "nieudana galareta z ryb"; miał być targany wyborem między miłością i władzą Don Carlo, jest zaledwie elvisowaty pseudobohater zarzucający wybrylantowaną grzywką; miała być magia i tajemnica tego, co odrealnione i mistyczne, jest zaledwie mało zrozumiały pretekst do pchnięcia akcji ku końcowi. Skąd te wszystkie rozbieżności? Bo zabrakło wizji i spójnego poprowadzenia zespołu. Każda z występujących postaci gra jak lalka zamknięta w opakowaniu, bo ktoś przed wpuszczeniem na scenę zapomniał ją odpieczętować. Przez to właśnie nie ma żadnej interakcji między bohaterami, a sceny pełne są teatrzykowych, sztucznych i wymuszonych póz. Teatralnym trupem wieje już od samego początku i to nie tylko dlatego, że całość dzieje się w grobowcu. Wokalnie jest nawet nie najgorzej, raczej na wyrównanym - nie wybitnym, lecz poprawnym poziomie (Teatr Wielki wystawiał już gorsze pod tym względem spektakle), dobrze poprowadzony chór (tu pewnie zasługa Bogdana Goli) i oczywiście pięknie muzycznie. Efekt finalny jest jednak tak mierny, że to wszystko okazuje się wyłącznie parą w gwizdek. Szkoda, że pierwsza premiera tego roku - tak szumnie promowana jako wejście z przytupem w Rok Verdiego - okazuje się takim rozczarowaniem i po raz kolejny zdaje się potwierdzać złotą regułę Teatru Wielkiego: im głośniej mówią o spektaklu, tym fałszywiej tę śpiewkę weryfikuje to co na scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji