Bradecki
ZNACZĄCYCH dokonań tego reżysera mamy coraz więcej. Ostatnio w Warszawie mogliśmy obcować z dwoma . "Wzorcem dowodów metafizycznych" - przedwakacyjną premierą Teatru Polskiego i "Wiosną Narodów w Cichym Zakątku" - przywiezioną w ramach Teatru Rzeczypospolitej przez Stary Teatr z Krakowa.
Przypadek zafundował nam bardzo ciekawe zestawienie, rysujące możliwości Tadeusza Bradeckiego dosyć wszechstronniej. "Wzorzec..." pokazuje go nam jako autora i reżysera tekstu własnego. Ale w obcym teatrze. "Wiosna Narodów..." jako reżysera tekstu cudzego. Lecz w teatrze macierzystym. Spróbujmy, patrząc na te dwa dokonania i mając w pamięci poprzednie, określić kilka cech charakterystycznych osobowości artystycznej ich twórcy.
Zainteresowania Bradeckiego jako pisarza dramatycznego (autora "Wzorca...") i reżysera są tożsame: człowiek poddany ciśnieniom historycznym, jego walka o własną autentyczność.
Oddziaływanie tych ciśnień Bradecki wydobył w "Panu Jowialskim" zrealizowanym w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, jak i w "Woyzecku" Buchnera, reżyserowanym w Starym Teatrze. Za te dwa przedstawienia reżyser dostał Nagrodę im. Konrada Swinarskiego. Bardzo słusznie. Tak odmienni bohaterowie, jak Pan Jowialski i Woyzeck, każdy na swój sposób, usiłują odnaleźć swój rodzaj walki z otaczającym światem, z jego przemożną siłą oddziaływania. Zostało to pokazane i zaakcentowane bardzo wyraźne.
"Wzorzec dowodów metafizycznych" nie bez głębszej myśli znalazł się w repertuarze Teatru Polskiego. Ze strony dyr. Kazimierza Dejmka nie była to tylko chęć przeniesienia do swego teatru rzeczy nagrodzonej na Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych we Wrocławiu. Sztuka ta bowiem współbrzmi z linią repertuarową tworzoną przez Dejmka zaraz po objęciu dyrekcji Teatru Polskiego, jeszcze przed stanem wojennym, sztukami m.in. Mrożka oraz Iredyńskiego. Dejmka również interesuje ciśnienie historii, polityki wywierane na osobę ludzką.
Walka, jaką toczą o swoją wizję.......przypomina spór bohaterów "Kandyda" Woltera. W oba te dzieła została wpisana wojna demokracji z dyktaturą.
Ciekawe, że przeniesienie własnego dramatu do innego teatru, o innym aparacie wykonawczym, o innych warunkach scenicznych, jak i ukształtowaniu widowni, nie dało równie doskonałego efektu jak wystawienie w Starym Teatrze. Jakby Bradecki nie w pełni potrafił przekonać do swojej wizji wybitnych aktorów Teatru Polskiego. Przedstawienie warszawskie w porównaniu z krakowskim jest zimne. Skupia uwagę na myśli, ale nie podbudowuje jej wierzytelności przeżyciami bohaterów. Zadecydowała tu głównie różnica w ujęciu roli Leibniza, właściwie głównej postaci. Gustaw Holoubek kładzie nacisk przede wszystkim na myśl filozofa, społecznego i politycznego wizjonera. Wydobywa ją w sposób krystalicznie czysty. Za tę rolę dostał wielki aktor nagrodę. Ale gdzieś po drodze niknie zaangażowanie emocjonalne Leibniza w swoją wizję i przeżycia wywołane jej klęską. Zasłabnięcie bohatera na końcu sztuki - widoma oznaka dramatu, pozostawia widza obojętnym. Na dużej scenie Teatru Polskiego i jego sporej widowni zniknęły też uroki, albo poważnie zostały osłabione, igrania przed widzem różnymi konwencjami teatralnymi, w tym bawienie teatrem w teatrze. A ten kontrapunkt powagi i wesołości, mający w sobie krańcowość przeciwstawienia sacrum i profanum, jest dla sztuki pisarskiej i reżyserskiej Bradeckiego niesłychanie ważny.
Jak bardzo ważny, przekonuje nas przywiezione przez Stary Teatr wystawienie Adolfa Nowaczyńskiego "Wiosny Narodów w Cichym Zakątku". Bradecki wyraźnie się wpisuje w nurt szekspirowski, zalecający zderzanie tonu górnego, tragicznego z tonem niskim, komediowym. Kolejna ważna cecha tego reżysera. Bez zderzenia tonów na wszystkich piętrach struktury teatralnego przedstawienia nie byłaby możliwa dokonana przez reżysera interpretacja tekstu. Bowiem dopiero właśnie zderzenie historycznego dramatu, nawet tragedii, z komediowością poszczególnych ujęć wydobywa sąd Bradeckiego o przedstawionym świecie. A także uogólnienie daleko wykraczające poza sprawę powstania krakowskiego w 1848 r.
Tu czas przejść do innej znamienności. Zderzenie tonu wysokiego i niskiego, jeśli nie ma trącić banałem, bo w końcu to zabieg w teatrze znany od kilkuset lat, musi być dokonywane w sposób odkrywczy, świeży i zaskakujący. Może to właśnie powoduje, iż Bradecki nie pozostawia w widowisku pustych miejsc, w których akcja toczyłaby się tak, jak to wynika z tekstu i jak to moglibyśmy obejrzeć u dziesięciu co najmniej reżyserów. Bradecki stara się wypełnić swoimi działaniami reżyserskimi każde najdrobniejsze nawet miejsce w teatralnej kompozycji: - lub działaniami swoich współpracowników, scalając je ze swoimi w jedno. Tak właśnie w omawianym przypadku zjednoczyła się praca reżysera ze scenografią Urszuli Kenar i muzyką Stanisława Radwana. Przypomina to nizanie przedstawienia z najrozmaitszych paciorków, budowanie teatralnej wieloznacznej układanki z bardzo drobnych nieraz szkiełek. Metodę Bradeckiego porównałbym do sposobu budowania roli przez Leonarda Pietraszaka, którą ten znakomity aktor też tworzy nawet z bardzo drobnych elementów i nie pozostawia w swoich działaniach pustych, obojętnych dla widza miejsc.
W tym wszystkim Bradecki jest artystą dosyć przekornym. Potrafi zaprząc do roboty nawet tandetę, na którą w innym przypadku zżymalibyśmy się. Tu znakomicie się bawimy. Np. w "Wiośnie Narodów..," aktorzy toczą walkę z opornością przedmiotów martwych, potykając się, zderzając się ze ścianami itp. Chwyty rodem z filmowych burlesek. W przekornym ujęciu reżysera tracą swoją szmirowatość. Podziw budzi fakt, jak znakomicie potrafi ten teatralny dyrygent grać na aktorskim aparacie orkiestrowym, który dobrze zna, z którym artystycznie rósł z premiery na premierę. W "Wiośnie Narodów..." nie gra zbyt dużo aktorskich wielkości Starego Teatru. Ale zarówno ci najbardziej znani, jak i mniej grają na jednym wysokim poziomie i tworzą jeden styl. Role pierwszoplanowe, np. wirtuozerska kreacja Tadeusza Huka, są po prostu tego stylu syntezą, podniesieniem do którejś potęgi.
Te walory twórcze umożliwiają reżyserowi i autorowi realizowanie własnego widzenia wieloznaczności świata: odsłanianie mechanizmów, tworzenie uogólnień. Dążenie np. bohaterów "Wiosny Narodów..." do realizowania praw osoby ludzkiej, zderzone z własną niedojrzałością, brakiem realistycznej oceny własnych możliwości i przygotowania, daleko wykracza poza 1848 r. Młody reżyser rośnie nam na twórcę pierwszej wielkości. Zdecydowanie wysuwa się na czoło reżyserów swojego pokolenia. Bardzo nam już potrzeba wielkich osobowości, które rozświetliłyby szarówkę przeciętności, jaka poczęła zagrażać naszemu teatrowi.