Artykuły

Przesilenie wiosenne

Doprawdy, wielką trzeba mieć odwagę, by sięgać dziś po zapomniane z kretesem sztuki Adolfa Nowaczyńskiego. No, niezupełnie: sceniczny sukces "Wielkiego Fryderyka", a przede wszystkim dwie główne role, które dają aktorom wielkie możli­wości popisu, w pewnym stopniu bronią tego repertuaru. Ale już napisana w 1929 roku "Wiosna Narodów w Cichym Za­kątku" była dotychczas wystawiana zaledwie dwukrotnie, i to w Warszawie i Poznaniu, zamiast w Krakowie, gdzie jest usy­tuowana jej akcja!

Dlatego decyzja TADEUSZA BRADECKIEGO mogłaby się wydawać z jednej strony nie­zwykle zaskakująca, z drugiej zaś wypadałoby powiedzieć nareszcie!

Ten trudny do zakwalifi­kowania pod względem lite­rackim tekst (groteska? pamflet polityczny? zwykła, bul­warowa komedia?) wymaga zdecydowanej obróbki, a przy tym wielkiego wyczucia gra­nicy, gdzie u Nowaczyńskie­go kończy się mitologizowanie, a zaczyna się szarganie świętości. Bradecki z tym właśnie zadaniem poradził sobie znakomicie. Bez nad­miernego szarżowania, bez tanich efektów, o co tutaj było wyjątkowo łatwo, przed­stawił nam w sposób subtel­ny, kulturalny, ba! - wyra­finowany - wciąż niezbyt dobrze znany kawałek histo­rii Krakowa w dniach 25 i 26 kwietnia 1848 r.

Wiosna Ludów i bulwersu­jące o niej wieści dotarły do Krakowa dość wcześnie, wy­wołując zrozumiały niepokój Austriaków okupujących mia­sto od 1846 r. Wśród "krakauerów" natomiast zapano­wało wielkie ożywienie. Od dzieci po starców - wszys­cy pasjonowali się rozważa­niami politycznymi, nie bez różnicy zdań w wielu wzglę­dach.

Amatorskie spory politycz­ne, gorące i namiętne, ogląda się w sztuce Nowaczyńskiego z wielkim zaciekawieniem i rozbawieniem. Jakiż to wspa­niały kawałek teatru! Jak do­brze, że Tadeusz Bradecki nie uląkł się spiżowo-stęchłej atmosfery, jaka panowała wokół twórczości Adolfa No­waczyńskiego i pokazał ją nam z właściwą sobie świe­żością spojrzenia. Przedsta­wienie zdołało już zebrać wszelkie możliwe nagrody tam, gdzie stawało do kon­kursów, z opolskimi konfron­tacjami klasyki polskiej, na czele. Honory jak najbar­dziej zasłużone: coraz rza­dziej zdarza nam się widzieć na scenie tak wspaniale po­prowadzonych aktorów, tak ścisłe, a przy tym nie nużą­ce, przestrzeganie reguł rea­lizacji dobrego przedstawie­nia, bez niebezpiecznych "przechyłów" to w jedną, to w drugą stronę.

Właściwe miejsce w sztuce zajmuje muzyka Stanisława Radwana, właściwe - sce­nografia Urszuli Kenar, uwz­ględniająca wszystkie typowe rekwizyty, o których pisze Bradecki: "szlachetni mło­dzieńcy z szabelkami w dło­niach, hoże dziewoje w żało­bnych sukienkach", a oprócz tego "skłócone stronnictwa i kochajmy się, męczeństwo i tromtadracja, jest i ogień wewnętrzny i lawa plugawa; znacie?"

Znamy, oczywiście. Z tym większą radością i rozrzew­nieniem oglądamy. A jest kogo oglądać! Z całego, dos­konałego zespołu Starego Teatru wyróżniają się nie­wątpliwie ANNA POLONY jako Maman Liedermeyer, TADEUSZ HUK jako baron Krieg i JERZY GRAŁEK - żałośnie komiczny urzędniczyna Barnabas Nedostal. To już nie tylko perełki dowci­pu i wirtuozeria techniczna, to prawdziwa uczta dla oczu i uszu.

Poczucie humoru i duma własna krakowian zostały na­rażone przez Tadeusza Bradeckiego na ciężką próbę. Zadziwiające jednak, jak szyb­ko tamtejsza widownia bły­skawicznie nawiązuje z wy­konawcami duchowy kontakt i wszyscy szczerze, bez gogolowskiej trwogi śmieją się z siebie i własnych przywar. Pora by o walorach "Wio­sny Narodów" dowiedzieli się widzowie w innych mia­stach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji