Brawa dla Wybranych (fragm.)
Do Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego przybyli nauczyciele (około dziewięćdziesięciu), aby obejrzeć inscenizację pt. "Wybrani" w reżyserii Agaty Dudy-Gracz. Kilka powodów: scenariusz zainspirowany "Parawanami" Jeana Geneta, pisarza wielkiego talentem i nadzwyczaj szczerego w ocenie świata, fama krążąca po Kaliszu, iż to widowisko, lekko mówiąc, bardzo kontrowersyjne, poza tym pochlebne popremierowe opinie nie byle kogo, bo Olgi Lipińskiej i Tadeusza Słobodzianka, sprawiło; że przed spektaklem panował w foyer nastrój rosnącego z każdą chwilą zaciekawienia.
Nie będę opisywać przedstawienia, uczynili to już recenzenci prasowi, w każdym razie zdaniem niektórych widzów forma sceniczna sztuki przerosła jej treść, ponadto rzymska zasada: est modus in rebus nie została zachowana, bo twórcy inscenizacji bez żenady zerwali więzy łączące estetykę z przyzwoitością. Złożyło się na to wiele powodów: przede wszystkim raziły wulgaryzmy często padające z ust aktorów, efekciarsko wypadła scena z ogłuszającymi publiczność seriami z kałasznikowów, niesmak u grupy obserwatorów wywołała imitacja krwi spływającej odrażająco po twarzy Leili - notabene jednej z najlepiej zagranych postaci (gościnnie wystąpiła w tej roli Magdalena Czerwińska). Na szczęście bardzo wielu nauczycieli miało jednak odmienną opinię na temat tego przedstawienia. Dla mnie "Wybrani" są widowiskiem fascynującym. Po obejrzeniu spektaklu przypomniał mi się wykład sprzed lat, w trakcie którego prof. Czesław Hernas, wybitny literaturoznawca z Wrocławia, powiedział studentem polonistyki, że czasy zwane dotąd nowożytnymi zbliżają się po swym kilkusetletnim trwaniu do zmierzchu. Rodzą się nowe kultury, nowe wartości, nowe obyczaje, nowe religie. To, co uchodziło za brzydkie, nieestetyczne zaczyna być postrzegane jako urzekające, niesamowite; słowem Piękna idzie do lamusa, a z fascynacją wpatrujemy się w niepospolitą Bestię.
Przedstawienie wyreżyserowane przez Agatę Dudę-Gracz oczarowało wielu obserwatorów i to między innymi dzięki wspaniałej grze aktorów, pomysłowej, wielopoziomowej, doskonale oświetlonej zabudowie przestrzeni scenicznej (nawet ów klozet umieszczony na górnym podeście nie raził, bo nie przypadkiem tam się znalazł i doskonale pasował do rzeczywistości, w której toczyła się akcja sztuki), podobały się również oryginalne, postrzępione stroje. Wspomniane wulgaryzmy padające głównie z ust Saida są nam przecież znane i nie teatr je wymyślił. To prawdziwy i nierzadki obraz naszej codzienności. W tym miejscu dodajmy z nutą cynizmu, że w roli Saida pokazał się Sebastian Pawlak, odsłaniający już tradycyjnie ciągle tę samą barwę swej aktorskiej osobowości. Bywa, iż krytycy zarzucają adaptacji scenicznej dzieła literackiego spłycenie problematyki utworu. Myślę, że choć "Wybrani" nie są wiernym przeniesieniem na scenę "Parawanów", to młodej reżyserce udało się zrealizować przedstawienie tworzące klimat w dużym stopniu bliski dramatom Geneta, a przy tym niegłupie, momentami wzruszające i zgodne z nowymi trendami sztuki scenicznej. Pisząc o tej inscenizacji, koniecznie trzeba wspomnieć o Witoldzie Dębickim, aktorze z Teatru Nowego w Poznaniu, który zgodził się gościnnie wystąpić w grodzie nad Prosną. Zadanie miał wyjątkowo trudne, gdyż przyszło mu zagrać rolę Matki. I zrobił to po mistrzowsku, nie udawał żadnej kobiety (często mniej doświadczeni aktorzy popełniają ten błąd, gdy na scenie odgrywają kogoś o odmiennej płci). Dębicki, kreując tę postać, pokazał przede wszystkim jej niezwykłą osobowość.
Odnotujmy, że po spektaklu odbyło się spotkanie nauczycieli z aktorami i reżyserką. Najpierw zabrzmiały peany na cześć artystów, później Agata Duda-Gracz, odpowiadając na pytania zebranych, wspomniała o niełatwej, ale za to dającej ogromną satysfakcję pracy nad "Wybranymi".
Żal, że "Wybrani" są kosztownym widowiskiem i po pewnym czasie na zawsze zejdą z afisza.