Artykuły

Instynkt życia i śmierci

Mała scena Teatru Drama­tycznego w Elblągu, mieszczą­ca zaledwie kilkadziesiąt osób, stwarza atmosferę zamknięcia, izolacji. Daje to doskonały efekt w przedstawieniach wykorzystujących klimat napięcia. Bliskość fizyczna angażuje widownię, wy­maga od aktora poświęcenia swojej prywatności.

Taka właśnie atmosfera zo­stała już wykorzystana, m. in. w "Czapie" Krasińskiego. Teraz współgra w najnowszej polskiej prapremierze - "Sowach" Grze­gorza Walczaka. W programie czytamy, że sztuka oparta jest na faktach opowiedzianych przez Krzysztofa Kąkolewskiego w reportażu "Niedługa i nieciekawa historia dwóch sta­ruszek".

Przedstawienie (jak i sztuka) jest niezwykle okrutne, wyreżyse­rowane przez Zbigniewa Samogranickiego w sposób ostry, gwałtowny. Napięcie narasta, sytuacje zwyczajne przemienia­ją się w koszmar. Bardzo emocjonalnie prowadzi rolę Fe­licji Ludmiła Legut, nie oszczę­dzając zresztą bohaterki. Ta właśnie interpretacja zmienia wymowę sztuki.

Historia dwóch staruszek, nie mogących zaakceptować ustro­ju powojennej Polski, zmienia się w awangardowy dramat o izolacji, przemocy i szaleństwie. Tło społeczne, polityczne po­zostaje istotne, ale schodzi właściwie na dalszy plan. Ten mały, zagracony pokoik, z za­barykadowanym w pewnym mo­mencie akcji - i tak na zaw­sze zamkniętym oknem - to w istocie teatr władzy Felicji.

Poza dwiema rolami epizo­dycznymi: Służącą (Wanda Otrowska-Dolewska) i Inkasen­tem (Józef Osławski) mamy tu trzy wielkie role kobiece. Bolcia - Marta Grey gra kobietę nieszczęśliwą, zastygłą w swo­im cierpieniu, ale przecież myś­lącą, czującą, wyciągającą wnioski. W rysunku zewnętrznym postaci dostosowany do wa­runków strój, wulgaryzmy przy grze w karty, to jakby efekty in­stynktownych prób przystosowa­nia się, zmiany skóry. To in­stynkt życia, który każe w końcu - zaakceptować. Dystynkcja, ujawniająca się mimowolnie, do­brać - to cechy pewnego sty­lu tycia, system wartości na­wet nie uświadamiany. Jest to postać scharakteryzowana reali­stycznie, przypisana do kon­kretnej warstwy społecznej i wa­runków określonego czasu. Jed­nocześnie dla tak zagranej Bolci, hasło "Bóg, honor i ojczyz­na" niesie istotne, wyznawa­ne treści.

Tymczasem Felicja, zagrana przez Ludmiłę Legut, hasłem tym się tylko - nie bez nutek parodystycznych - posługuje. W pierwszych scenach Ludmiła Legut ukazuje bohaterkę próbu­jącą narzucić - otoczeniu i sobie - pewien styl, pewną pozę. Sztywno wyprostowana, cedząca słowa, szermuje patrio­tycznymi frazesami, bredzi o konkietach wśród carskiej generalicji... prawie jednym tchem. By za chwilę, mamrotać w pół­śnie, w fotelu skulić się, za­pomnieć o manierach.

I stopniowo, od tych scen re­alistycznych, dowcipnych nawet choć dowcipem bardzo okrut­nym, prowadzi nas aktorka do szaleństwa. Wybucha ono w scenie barykadowania okna. Fe­licja gra przerażenie, by udzieliło się ono siostrze, po­tem z chytrym uśmieszkiem snu­je wizje jej losu - straszne i plugawe. I już nie panując nad sobą, zrywa grę - śmieje się niepowstrzymanym śmiechem, coraz bardziej nieopanowa­nym... I jesteśmy już poza gra­nicami normy, skąd nie ma już odwrotu. Zostaje tylko szaleń­stwo, choroba, śmierć. W tym przedstawieniu Felicja gra, aby podporządkować sobie siostrę. Jest jednak tyleż katem, co ofiarą. Bo ta gra kończy się śmiercią. Aby ją zacząć, trze­ba do niej dążyć. I kiedy już wszystko zadecydowane, po tym punkcie zwrotnym, Felicja posągowieje, nieruchoma na łóżku, przybrawszy szlachetną, dumną minę - może już tyl­ko czekać na śmierć; aby fik­cja; którą sama powołała do życia, stała się prawdą.

W tym teatrze okrucieństwa nie mniej ważna jest rola Mar­ty Sobolewskiej. Gra ona Kazię spopielałą wewnętrznie, za­straszoną, jakby zdziwioną nie do końca sformułowanymi we własnym umyśle myślami ob­cymi - do protestu, zdrowego rozsądku w końcu. Scena wyz­wolenia, po śmierci tamtej - staje się w istocie sceną szaleń­stwa, samozatraty. Nieudolnie naśladując gesty, postawę tam­tej - Kazia przejmuje osobo­wość zmarłej. Jest już za późno. Okno, w końcu otworzone, ukazuje mur. W zapadającej ciemności, na tle tego na próż­na już otwartego okna, po­stać Kazi z rękoma uniesiony­mi w geście - przerażenia, poddania się, męczeństwa?

Okrutne przedstawienie, wy­magające wiele i od aktorów i od widzów. A przecież niosące oczyszczenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji