Artykuły

Maciej Korwin wiedział, gdzie w teatrze leży złoty środek

- Był nie tylko człowiekiem elastycznym, ale też rozumiejącym, gdzie leży w teatrze złoty środek. Wiedział, że prawdziwa, wielka siła kryje się tam, gdzie zbiegają się różne interesy, a niekoniecznie w skrajnościach - WOJCIECH KOŚCIELNIAK o MACIEJU KORWINIE.

Jarosław Zalesiński: Maciej Korwin zadzwonił do Pana, po tym, kiedy zobaczył realizowane przez Pana widowisko. Tak zaczęła się Pańska znajomość z dyrektorem Teatru Muzycznego?

Wojciech Kościelniak: To był bodaj spektakl poświęcony Agnieszce Osieckiej na FAMIE w Świnoujściu. Maciek obejrzał go, potem zadzwonił do mnie, zaprosił do Gdyni i zaproponował, żebym został dyrektorem artystycznym teatru.

Propozycji Pan nie przyjął, bo czuł się Pan zbyt związany z Wrocławiem. Ale do Gdyni wracał Pan wiele razy. Co Pana tu przyciągało?

- Powodów było wiele, ale najważniejszy był taki, że dyrektor Korwin potrafił z jednej strony panować nad tym, co zamawia, i mieć swoje bardzo wyraziste zdanie na temat tego, czego oczekuje od twórców i ich spektaklu, a z drugiej strony pozostawiał niezwykle dużą dozę wolności reżyserowi. Dawało to szansę, by wypowiedzieć siebie i zarazem bawić się tym, co się robi. Mieć z tego po prostu frajdę.

I panował nad zamówionym przedstawieniem, i pozostawiał reżyserowi bardzo dużo wolności?

- Maciek przychodził dopiero na którąś z prób, może nie generalnych, ale kiedy można już było zobaczyć całość spektaklu. Był zawsze życzliwym widzem, a kiedy zgłaszał uwagi, były one konstruktywne, a nie wywracające spektakl. Wiedział, jakie dzieło zamówił, wiedział też, że w teatrze nie można robić wszystkiego pod jeden gust. W teatrze muzycznym można wypracować wiele różnych spektakli, opartych na różnej stylistyce. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo dobrze pracowało mi się z Maćkiem. Pod jego rządami można było naprawdę rozkwitnąć.

Często decydował się na artystyczne ryzyko. "Sen nocy letniej" nie był gwarantowanym sukcesem, tak samo "Francesko". Ale - Maciej Korwin kupował takie pomysły. Warto by też przypomnieć hip-hopowe "12 ławek", nieoczywisty materiał dla teatru muzycznego. To także decyduje o randze Maćka jako dyrektora, że nie zawłaszczył sceny dla jednego tylko sposobu myślenia. Widział teatr różnorodnie. To właśnie decyduje o sile teatru, że nie musi być spod jednej igły, tak jak widzi to jeden twórca. Tak się w Polsce czasem dzieje, że jeśli jakiś wybitny twórca widzi w pewien sposób teatr, to wszyscy muszą przyjmować identycznie rozwiązania. Lepiej jednak widzieć teatr na różne sposoby. Maciej miał tę umiejętność. Przy władzy, jaką posiadał jako dyrektor, wykorzystywał ją niezwykle rozsądnie.

Widzenie teatru na różne sposoby brało się też chyba z tego, że Maciej Korwin był wyczulony na widza, jego gusta i wybory. Dlatego z jednej strony eksperymentował, a z drugiej - sprowadzał musicalowe hity. Miałem teraz przyjemność i zaszczyt recenzowania pracy doktorskiej Maćka, którą bronił w Łódzkiej Szkole Filmowej. Pomijam już to, że w jego pracy była widoczna wielka znajomość rzeczy. Bardzo czytelna była też w niej dbałość o to, żeby uprawiać "teatr pełnej sali", jak sam o tym mówił. Gdyby zapytać go o ulubiony gatunek teatralny, pewnie by odpowiedział, że ulubiony to taki, który jest dla widzów, który jest w stanie zapełnić salę teatru. W dobrym znaczeniu tego stwierdzenia.

Czyli nie kosztem poziomu artystycznego. Fenomen teatru Macieja Korwina polegał chyba właśnie na tym, że łączył on teatr pełnej sali z teatrem artystycznym.

- To właśnie miałem na myśli. Zapraszał twórców, którzy potrafili tworzyć przedstawienia dla szerokiej publiczności, ale jednocześnie trzymające poziom. To kolejna umiejętność Maćka, która według mnie świadczyła o jego wielkości jako dyrektora Teatru Muzycznego. Można by powiedzieć o tym tak, że był nie tylko człowiekiem elastycznym, ale też rozumiejącym, gdzie leży w teatrze złoty środek. Wiedział, że prawdziwa, wielka siła kryje się tam, gdzie zbiegają się różne interesy, a niekoniecznie w skrajnościach.

Kiedyś w jakimś wywiadzie powiedział Pan, że według Pana Teatr Muzyczny w Gdyni jest najlepszym teatrem tego typu w Polsce...

Pracuję w wielu teatrach. Pod jednym względem może się w danym teatrze pracować lepiej, a pod innym - lepiej w jakimś innym mieście. Takie wartościowanie jest więc zawsze trochę nie fair. Ale mogę powiedzieć, że gdybym musiał wybrać jeden tylko teatr, w którym miałbym pracować, to oczywiście wybrałbym Teatr Muzyczny w Gdyni.

Zespół teatru zdecydował, że spektakle będą odbywały się w nim normalnie, może poza dniem pogrzebu, bo aktorzy są przekonani, że tego właśnie życzyłby sobie Maciej Korwin. Pańska praca nad premierą "Chłopów", która jest przygotowywana na otwarcie po remoncie Dużej Sceny, też przecież nie zostanie wstrzymana?

- Ja tej pracy na pewno nie będę wstrzymywał. Znałem Maćka na tyle, by mieć pewność, że ostatnią rzeczą, jaka miałaby mi teraz przychodzić do głowy, byłoby zarzucanie pracy nad premierą. Jeśli chodzi o mój udział, czyli stworzenie scenariusza i przedstawienie go pozostałym realizatorom, to mam to już za sobą. Powstaje muzyka, powstają też teksty, więc jesteśmy bardzo zaawansowani. Na razie jednak nie przejmujemy się tym, czy zrealizujemy tę premierę, czy nie, tylko tym, że nie ma z nami Maćka.

Choć myślenie Macieja Korwina pewnie się w tym spektaklu zdążyło zaznaczyć.

- Teraz, kiedy scenariusz jest gotowy, widzę, jak wiele zawdzięczam Maćkowi. Myślę, że niewiele jest takich miejsc, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, gdzie taki twórca jak ja miałby możliwość przygotowania spektaklu według własnych upodobań. To wielka szansa, którą otrzymałem od Maćka i od teatru i chciałbym ten dług możliwie najuczciwiej spłacić.

Formą spłacenia długu teatru wobec Macieja Korwina mogłoby być nadanie jego imienia którejś z nowych scen. Pojawił się już taki pomysł. Bo Maciej Korwin ma chyba miejsce w historii gdyńskiego teatru porównywalne z miejscem Danuty Baduszkowej czy Jerzego Gruzy?

- Nie wahałbym się użyć takiego porównania. W moim przekonaniu to świetny pomysł, żeby nową scenę nazwać imieniem Macieja Korwina. Pięknie by było oddać mu taki hołd, nadając scenie jego imię, w tej części budynku, którą Maciej z takim sercem rozbudowywał. Zdecydowanie za tym głosuję.

Aktorzy w swoim pożegnaniu Macieja Korwina napisali "traktowaliśmy cię jak Ojca, Starszego Brata". Dodałby Pan do tego jakieś słowo od siebie?

- Traktowałem Maćka może nie jak ojca, ale na pewno starszego brata. Będzie mi go bardzo brakowało. W moim życiu artystycznym był chyba najważniejszą osobą, jeśli patrzeć na to, jakiej udzielił mi pomocy i jaki wpływ miał na moją twórczość. Był człowiekiem, który dał mi tyle wiatru w żagle, że... że nie sposób tego oddać w słowach.

***

Wojciech Kościelniak, reżyser teatralny, w Teatrze Muzycznym w Gdyni wyreżyserował "Hair", "Sen nocy letniej", "Francesko" i "Lalkę"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji