Artykuły

[W programie znajdujemy...]

W programie znajdujemy przedruk szkicu nieocenionego Tadeusza Żeleńskiego-Boya, który w setną rocznicę premiery przenikliwie i złośliwie analizuje komedię "Damy i huzary". Cała brudna podszewka staropolskiej obyczajowości, zawarta w sztuce pana hrabiego, wystawiona zostaje publice przed oczy. Brutalnie, bez ogródek.

Podkreśla, że matka-stręczycielka, czyli pani Orgonowa, frymarczy własną córka, którą usiłuje sprzedać, pardon, wyswatać, własnemu rodzonemu bratu. To, że Major jest wujem dziewczyny, że starszy od niej o lat 40 bez mała - nie szkodzi. Tym bardziej nie ma nic do rzeczy, że Zofia kocha kogo innego. Liczy się tylko to, że wuj posiada majątek. W tym świecie liczy się tylko interes. Poza tym - nie ma nic świętego.

Niby wszystko to prawda, mamy wszystkie te bezeceństwa w tekście Aleksandra Fredry. Z niejednej jego komedii wyziera smutna i ponura rzeczywistość (jeszcze pamiętamy na tej scenie przejmującego, wręcz tragicznego Papkina, którego parę lat temu grał w "Zemście" Tadeusz Łomnicki; była to wstrząsająca kreacja - a zazwyczaj: jaki to Papkin jest zabawny, jaki arcyśmieszny...). A jednak - tym razem scena mówi co innego. Tak jakby reżyser i jego kompania nie czytali uwag Boya. Może z wyjątkiem Ewy Domańskiej, występującej w roli Zofii, córki pani Orgonowej.

Całkiem, ale to całkiem nie przyjmuje do wiadomości opinii Boya na temat Orgonowej aktorka, która gra tę postać, czyli Anna Seniuk.

Kto uwierzy, że może być potworem ta czarująca pani, o ciepłym uśmiechu, miłym sposobie bycia? Wprawdzie umie być stanowcza, niczym generał radzi sobie z Majorem, Rotmistrzem i innymi porucznikami, ale żaby mogła krzywdzić własną córkę? Żeby była bez serca? Co to, to nie.

Ale jakże tu posądzić Andrzeja Łapickiego, będącego specem od wystawiania komedii Fredry (jeszcze są w repertuarze Teatru Polskiego bardzo udane "Śluby panieńskie" w jego reżyserii), że ignoruje uwagi wytrawnego znawcy i wielbiciela twórczości Aleksandra Fredry, jakim był Tadeusz Żeleński-Boy.

Nie ignoruje ich. Jednak tym razem w 160 rocznicę prapremiery wolał komedię przyprawić raczej na słodko niż na gorzko. Bo gorzko i bez tego. Mamy więc urocze cacko fredrowskie, pokazane prawie jak bajka. A w bajce - wiadomo - nic nie dzieje się naprawdę, więc choć po drodze roi się od niebezpieczeństw, zakończenie musi być pogodne, a strachy zapadają w niebyt.

Tylko ta Zofia - niby łagodna, niewinna dziewczyna, a tak skwapliwie wysłuchiwała instrukcji matczynej pod tytułem: jak męża szybko i sprawnie wziąć pod obcas. Kłamie bez mrugnięcia okiem i chyba się trochę bawi zakłopotaniem Majora (idealny kandydat na pantoflarza, potulny i wystraszony przy siostrzyczce - w tej roli Mariusz Dmochowski). Podejrzewać nawet można, że nauka mateczki nie poszła w las.

Jeszcze bardziej wystraszony od Majora jest Kapelan (Andrzej Szczepkowski), spoglądający na ostre poczynania dam z zakłopotaniem i dezaprobatą. Rotmistrz (Jan Matyjaszkiewicz) bez oporów daje się podbić Pannie Anieli, bardzo, bardzo sexy (Kalina Jędrusik-Dygat). Dużo radości daje widzom Wiesław Gołas jako rozanielony Grzegorz, który najchętniej

poślubiłby i Józię, i Zuzię, i Fruzię. Z trudem, ale skutecznie i przekonywająco walczy o ocalenie rozsądku swego towarzysza Bogdan Baer jako Rembo.

I na koniec wszyscy tak pięknie tańczą mazura, że widownia domaga się bisów!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji