Wampir musi mieć długie kły
"Konsultant ds. wampiryzmu - Tomasz Kalinowski." Taki zapis figuruje w programie wydanym na czerwonym kartoniku przez łódzki Teatr Studyjny z okazji premiery "Drakuli".
Jak to się stało, iż został pan konsultantem do spraw wampiryzmu? - pytam 33-letniego Tomasza Kalinowskiego, mgr inż. włókiennika, absolwenta PŁ.
- O tym, iż Teatr Studyjny zamierza wystawić "Drakulę" dowiedziałem się z "Expressu". Zaintrygowany niecodziennym przedsięwzięciem, zgodnym z moimi wieloletnimi zainteresowaniami, skontaktowałem się z Markiem Mokrowieckim, autorem przekładu, adaptacji i zarazem reżyserem spektaklu. Tenże przystał na to abym pomagał w charakterze doradcy...
Ale skąd u pana kwalifikacje dotyczące wielce osobliwej profesji?
- Już od wczesnej młodości gromadzę literaturę dotyczącą dosyć wąskiej specjalności to znaczy wampiryzmu w literaturze, filmie i sztuce, a także w życiu codziennym... Zaglądam do antykwariatów, na giełdy, korzystam z księgozbiorów uniwersyteckich i PAN gdyż tylko te ośrodki dysponują rzadkimi publikacjami głównie zagranicznymi. I uzbierało się tego sporo...
Słowo wampiryzm nie figuruje w słownikach ani w encyklopediach. Używane jest tylko w potocznym języku...
- W tym względzie nastąpił już wyłom. Autor znanej książki "Seks nietypowy", dr Zbigniew Lew-Starowicz pośród około 50 dewiacji seksualnych umieścił właśnie wampiryzm. O tym, że fetyszem może być krew wiemy nie od dziś, ale przedstawiciele medycyny i psychologii dopiero od niedawna sprzyjają poglądowi, iż wampiryzm jest formą współżycia seksualnego. Może to wielu ludzi drażnić, bulwersować...
Czy pan wierzy w istnienie tego zjawiska uznawanego za paranormalne?
- Już w Biblii jest napisane: "Przetom rzekł synom Izraelowym i krwie wszelkiego ciała jeść nie będziecie, bo dusza ciała we krwi jest, a ktokolwiek by ją jadł zginie". Jeśli dobrze się wczytać w ten fragment, to znajdzie się genezę wampiryzmu, która towarzyszy ludzkości od zarania po dzień dzisiejszy. Tylko że przybiera on coraz różniejsze formy niestety coraz okrutniejsze. Dowodów można zebrać bez liku studiując np. doniesienia na temat przerażających morderstw, gdzie roi się od "wampirów" ...
Proponuję jednak wrócić na kanwę literacko-teatralną i ustalić rodowód łódzkiego "Drakuli"...
- W 1897 roku ukazała się książka 50-letniego Irlandczyka Brama Stockera, który akcję powieści umieścił w Londynie w roku 1890. W jej tytule został wymieniony Drakula, uznawany przez jednych za władcę rzeczywistego, przez innych za legendarnego. Jego protoplastą był żyjący w XV stuleciu okrutnik, który wyspecjalizował się m.in. we wbijaniu ludzi na pal. Wyczyny wojewody wołoskiego przyczyniły się m.in. do rozkwitu wampiryzmu w XVIII stuleciu i nieprzypadkowo zlokalizowały się w Siedmiogrodzie, Serbii i Grecji, gdzie wystąpiło wyjątkowe rozmnożenie wampirów. Tego rodzaju wieści łatwo przenikają granice, przeto i u nas pojawiły się strzygonie, wilkołaki, "żywe trupy". Adaptacja "Drakuli" nie należy do przedsięwzięć łatwych. Próby odbywały się w dzień i w nocy, aktorzy padali na nosy, uczestnicząc w nich kreśliłem na marginesie scenariusza swoje uwagi...
Czego dotyczyły?
- Spór z reżyserem szedł o długość zębów i szponów. Wampir musi mieć długie zęby, a właściwie, kły, dysponować także odpowiednio długimi, zaostrzonymi paznokciami. Tymczasem p. Mokrowiecki wykazał w tym względzie duże umiarkowanie, tuszując elementy grozy. Były też dysputy na temat wycia wilków rozmiarów kołka i młota, a także nietoperza i psa. W oryginale jest nietoperz, w Łodzi na scenie pojawia się czarny pies. Mnie się bardziej podobał Drakula z gabinetu figur woskowych, który gościł w Łodzi. Spektakl chwilami przechodzi w groteskę, co pozwala na odprężenie..
Ale w końcowej scenie dowiadujemy się, iż Drakuli nie można unicestwić, co może napawać lękiem...
- Istotnie, profesor, który miał być pogromcą Drakuli przeistoczył się w wampira, który symbolizuje zło. A zła powinniśmy się bać.
Czy z tego wynika, iż nie możemy się obyć bez wampirów?
- Człowiekowi często towarzyszy strach. Aktor Max Schreck był odtwórcą głównej roli w pierwszym filmie grozy "Nosferatu - symfonia grozy" nakręconym w 1922 t. przez Murnau'a. Słowo Schreck oznacza po niemiecku - strach. Kiedy później historycy filmu zaczęli szukać w rejestrze aktorów zaangażowanych do tego filmu nazwiska głównego wampira, okazało się, iż na liście nie ma nazwiska Schreck. Zadziwiająca sprawa...
Pan Tomasz Kalinowski pokazuje długą listę ze spisem filmów grozy, fotosy z ulubionego filmu "Dom wampirów" katalogi z wystaw artystów plastyków gustujących w wampirzycach. Pokaźnie prezentuje się zestaw folderów reklamujących wideokasety produkcji zachodniej. Przeważają tu jednak filmy o podtekstach zdecydowanie erotycznych nie pozbawione sado- i masochizmu A to nie są już zjawiska nadprzyrodzone. To realny świat, w którym przyszło nam żyć.