Artykuły

Przebudzenie jest także bólem

"Przebudzenie" w reż. Pawła Szumca w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Łukasz Maciejewski w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Dobra, mieszczańska rodzina. Pewnego dnia znika syn kochającej się pary. Pojawiają się pytania, na które nie znajdziemy odpowiedzi. Punkt wyjścia "Przebudzenia" Shelagh Stephenson znamionuje ckliwy wyciskacz łez, szantażujący emocje widzów. Na szczęście wyczuciu reżysera Pawła Szumca oraz jego umiejętnej pracy z aktorami zawdzięczamy, że "Przebudzenie" w Teatrze im.}. Słowackiego nawet na moment nie staje się sentymentalnym wypracowaniem na temat.

Stephenson przewrotnie gra z naszymi przyzwyczajeniami. "Przebudzenie" oscyluje między dusznym dramatem obyczajowym, thrillerem, chwilami staje się nawet horrorem. Lia (Hanna Bieluszko) i Nick (Maciej Jackowski) zmagają się z utratą syna. Kiedy w ich życiu pojawi się uzurpator, który w niezrozumiałych okolicznościach wszedł w posiadanie osobistych rzeczy Adama (Marcin Sianko), małżeństwo przyjmie chłopca pod swój dach. Rozpoczyna się perwersyjna, podstępna gra, rozpięta pomiędzy czułością i nienawiścią. Kim naprawdę jest młody mężczyzna, który zamiast Adama trafił do domu Lii i Nicka, dlaczego ich okłamuje? Tekst dramatu, który przy pierwszym czytaniu wydaje się zręcznym produkcyjniakiem, okazuje się błyskotliwy i podstępny. Pierwszy akt powtarza sprawdzone schematy literackie. Pogrążona w żalu rodzina nie radzi sobie z utratą najbliższej osoby, sięgając po pomoc w farmakologii, parapsychologii itd. Część druga, to narracyjna przewrotka - pojawia się thriller rozsadzający ramę opowieści. Stephenson wykorzystała bowiem schemat sensacyjnej kliszy związanej z zaginięciem dziecka, żeby obdarzyć każdego z bohaterów rodzajem skazy ujawniającej się w momencie pojawienia się alter ego Adama. Chodzi nie tylko o rysę na wydawałoby się idealnym związku Lii i Nicka, ale także ambiwalencję w psychologicznym rysunku pozostałych bohaterów. Bo co naprawdę myśli skarykaturowana dziennikarka Joanna (Agnieszka Judycka)? Jaki cel ma wymykająca się łatwej definicji wróżbitka Joyce (Ewa Worytkiewicz)? Czy ich pojawienie się w życiu Lii było naprawdę dziełem przypadku? Oglądając klasycznie skonstruowane przedstawienie poddajemy się stopniowo atmosferze niedopowiedzeń. Im więcej pytań, tym mniejsze szanse na oczywistą puentę.

Tytułowe "Przebudzenie" ma przede wszystkim znaczenie metaforyczne

W zręcznie poprowadzonym i wyreżyserowanym spektaklu Szumca wszystkie elementy pracują na pożądany efekt obcości. Scenografia Marka Brauna ogranicza się do dwóch, trzech barw, kolorystyczną gamę rozsadza natomiast światło. Od pełnej jasności po wyciemnienie. Integralnie z fabułą łączą się kostiumy Jolanty Łagowskiej. Sterylna elegancja Lii, nieskazitelna figura Joanny, kiczowata przesada Joyce, bezosobowość Nicka, nonszalancja Adama. Stroje dopowiadają emocje. Wreszcie aktorstwo: Hanna Bieluszko, od dawna nie-oglądana w głównej roli na macierzystej scenie, w roli Lii przykuwa uwagę od pierwszego do ostatniego momentu, interesująco akompaniuje jej Maciej Jackowski - Nick. Ewa Worytkiewicz jest charakterystyczna, Agnieszka Judycka nadpobudliwa, Feliks Szajnert (Gordon) zdystansowany, a Marcin Sianko wygrywa aktorskie starcie urodą i wdziękiem.

Tytułowe "Przebudzenie" ma przede wszystkim znaczenie metaforyczne. Wszyscy budzą się z długiego letargu. Nie tylko Lia, która uświadamia sobie wygodną fikcję, w której funkcjonowała. Każdy z bohaterów na swój sposób przegrywa i wygrywa jednocześnie. Po zbyt długim śnie mamy szansę przejrzeć na oczy. Nie wszystko, co ujrzymy, będzie wspaniałe. Pobudka to także ból.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji