Artykuły

Krwawiące plecy Joko

Twórczość dramaturgiczna Rolanda Topora nie jest jeszcze w Polsce tak dobrze znana, jak jego dokonania plastyczne. Dzięki inscenizacji Piotra Cieślaka, który w warszawskim Teatrze Dramatycznym wystawił "Joko świętuje rocznicę", możemy tę zaległość nadrobić. Namawiam, bo warto.

Zmarły rok temu francuski twórca kreśli w swoim dramacie wizję świata podobną do tej, jaką znamy z jego rysunków czy z powieści "Chimeryczny lokator" (sfilmowanej przez Romana Polańskiego jako "Lokator"). Apokalipsy, kresu doczesnego świata, dehumanizacji... Przesłanie, Topora nie ma jednak nic z taniego moralizatorstwa. Jest natomiast głęboko ironiczne. Topor umie wyraziście pokazać podszewkę "osiągnięć" cywilizacji, która w owczym pędzie służenia ludzkości zapomina... o człowieku.

W każdej scenie, w każdym niemalże dialogu sztuki "Joko świętuje rocznicę", słychać przenikliwy chichot Topora. Bo jedynie śmiech może nas jeszcze oczyścić i uwolnić od obłędu. Uczynić choć na moment wolnymi. Humor u tego artysty jest więc nierozerwalnie związany z makabrą.

Roland Topor przemawia do nas zdecydowanymi, ostrymi środkami. Nie waha się posłużyć estetycznym wstrząsem. I jest to w pełni uzasadnione, bo nie zajmuje się drobiazgami. Spod efektownej, groteskowej warstwy wierzchniej utworu wyziera brutalna prawda o egzystencji. Toporowi chodzi zawsze o to, co najważniejsze.

Z głównym bohaterem jego sztuki "Joko świętuje rocznicę" łatwo nam się utożsamić. Każdy z nas ma dziś kogoś takiego, kto bez cienia racji usiłuje nam wskoczyć na plecy. Możemy się buntować. Jak Joko (Waldemar Barwiński). Niestety, nie na długo. Warunki życia w każdej społeczności zmuszają, jednak, do ustępstw.

Joko, dzięki swojej pracy przy cysternie, może utrzymać rodzinę: matkę, ojca, ułomną siostrę. Nie musi się upokarzać i nosić na plecach obcych Uczestników Zjazdu, choćby kusili sowitymi stawkami. Szef (Antoni Ostrouch) i koledzy nie rozumieją jego skrupułów, ciesząc się dodatkowym zarobkiem. Nie sposób nie ulec presji otoczenia. Zwłaszcza że pryncypał nie lubi odstępców. Zwłaszcza że za dodatkowe pieniądze mogłaby się udać operacja siostry Joko, Arniki (Agnieszka Kotlarska).

Bohater ustępuje. Wkrótce jako chłopak do noszenia Uczestników Zjazdu dozna zaskakujących upokorzeń. Jego plecy pokryją się ranami, a choroba rozwinie się w nieoczekiwanym kierunku. Wszyscy, którzy się zetkną z chłopcem, nie będą się mogli odeń oderwać. Do ciała Joko przylgnie gigantyczna "narośl" sześciorga Uczestników Zjazdu, którzy bezceremonialnie zaczną pasożytować na organizmie chłopaka. Nie pomoże interwencja z zewnątrz. Tasak, puszczony w ruch przez Matkę Joko (Jadwiga Jankowska-Cieślak), zlikwiduje jedynie cielesne powłoki Uczestników Zjazdu. Ich ciemne dusze znajdą sobie szybko mieszkanie - wnętrze Joko.

Piotr Cieślak wyreżyserował sztukę Topora bez specjalnych udziwnień, co oczywiście wyszło jej na dobre. Pomysłowo wykorzystał przestrzeń w Sali im. Haliny Mikołajskiej. W kręgu areny rozgrywały się sceny domowe i uliczne - np. gromady wymijających się ludzi, pędzących z butlami po wodę, lub z wodą (fenomenalny pomysł zadomowienia akcji w naszej rzeczywistości!). Drugim miejscem akcji były dobrze widoczne pomosty dla elektryków, gdzie odgrywane były epizody pracy "przy cysternie".

Znakomicie wywiązali się ze swoich zadań aktorzy. Waldemar Barwiński konsekwentnie pokazał drogę swego Joko - od początkowego buntu do ostatecznej rezygnacji, bez cienia uległości! Spośród Uczestników Zjazdu najbardziej zindywidualizowane postacie wykreowali Aleksandra Konieczna w roli Dr Fersen i Sławomir Orzechowski jako Profesor Kranfc Nastrój widowiska współtworzyła organicznie wpisana weń muzyka Pawła Mykietyna. Udane przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji