Artykuły

Wrocław. Koniec Pantomimy Tomaszewskiego?

Słynna Pantomima Tomaszewskiego ma być przejęta przez Teatr Polski. Jednak ani dyrektor teatru, ani szef Pantomimy nie palą się do tego rozwiązania.

Połączenie to pomysł Kazimierza Budzanowskiego, dyrektora Wydziału Kultury w Urzędzie Marszałkowskim: - Ma to zalety ekonomiczne. Do tej pory mimowie występowali na wynajętych scenach, co generowało dodatkowe koszty. Pantomima po włączeniu do Polskiego dostałaby Scenę na Świebodzkim.

Budzanowski proponuje też, by zmienić nazwę grupy na np. Scenę Ruchu. Uważa, że trzeba zakończyć epokę Tomaszewskiego, bo nie da się kontynuować myśli mistrza: - Temu zespołowi potrzebny jest nowy impuls.

Budzanowskiego popiera prof. Janusz Degler, znany wrocławski teatrolog: - Kontynuacja teatru Tomaszewskiego jest niemożliwa. Przeszłość tylko ciąży zespołowi. W willi na Dębowej [tam jest siedziba Pantomimy - red.] można jedynie prowadzić próby. Włączenie do Teatru Polskiego zmotywuje zespół, pomoże w jego rozwoju.

Za tym projektem jest także Leszek Czarnota, aktor Tomaszewskiego, związany z teatrem przez 15 lat, teraz prowadzi warsztaty: - Ta zmiana jest konieczna. Teatr pogrążony jest w marazmie.

Na dowód stagnacji zespołu prof. Degler przytacza fakt, że dyrektor Panto-miny Aleksander Sobiszewski przez dwa lata przygotował tylko dwie premiery: "Małpy" i jego zdaniem słabe "Science Fiction".

Aleksander Sobiszewski mówi o projekcie sarkastycznie: - Już raz Urząd Marszałkowski miał genialny pomysł, jak zrobił panią Elżbietę Czerczuk naszym dyrektorem, co skończyło się katastrofą finansową, bo ta pani niefrasobliwie przekroczyła budżet premiery "Dziadów". Wtedy też urzędnikom doradzał prof. Degler i był bardzo za tą panią. Dlatego mam wielki dystans do jego rad.

Sobiszewski uważa, że na razie w projekcie połączenia jest za dużo niewiadomych. Chciałby poznać zasady, na których miałby współpracować z Polskim. Ceni sobie obecny komfort niezależnego teatru, boi się, że może go utracić. Zostawia sobie jednak furtkę: - Nie palę się do tego pomysłu, ale też go zupełnie nie odrzucam.

Marek Kraszewski, zastępca dyrektora Teatru Polskiego, też nie przejawia zbytniego entuzjazmu wobec projektu, ale nie mówi mu "nie": - Tu nie chodzi o budynki, ale o żywych ludzi. To byłaby operacja na żywym organizmie. Takie zmiany powinno się przeprowadzać bardzo delikatnie, by nie uronić nic z dobrej sławy firm.

Po wakacjach urzędnicy marszałka chcą rozmawiać o połączeniu teatrów z ich szefami i aktorami.

Magda Nogaj

***

By mim nie fikał

Kiepska sytuacja mimów leży na sercu urzędnikom. A może bardziej na urzędniczej wątrobie? Bo przecież niepoprawny politycznie "Science Fiction", jednoznacznie kojarzący się ze śmiercią papieża, oburzył prawicę rządzącą Urzędem Marszałkowskim. Nic dziwnego, że wymyślono podporządkowanie ich Teatrowi Polskiemu. Tam nie będą już zbytnio fikać, bo od odejścia Pawła Miśkiewicza nie wydarzyło się w Polskim nic artystycznie niepokojącego. Będzie spokój, a to urzędnicy lubią najbardziej.

Agata Saraczyńska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji