Komedia w ciemnościach
Jeśli wierzyć autorowi "Czarnej komedii", znakomitemu angielskiemu dramaturgowi Peterowi Shafferowi, podczas prapremiery sztuki w londyńskim National Theatre w 1965 roku widzowie ze śmiechu spadali z krzeseł.
Niewiele brakowało, by to samo działo się podczas sobotniego przedstawienia w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu; salwy chóralnego śmiechu publiczności co chwila zagłuszały aktorów i wręcz uniemożliwiały im grę.
Wśród aktorów i reżyserów panuje niemal powszechny pogląd, że najtrudniej wystawić dobrą komedię, bo im lepszy, im śmieszniejszy tekst, tym bardziej trzeba się napracować, żeby mu sprostać. Zarówno reżyser kaliskiej inscenizacji Jan Buchwald, jak i wszyscy aktorzy stanęli w pełni na wysokości zadania. Co do tych ostatnich, to grzechem byłoby wyróżnić któregokolwiek z nich; każdy zagrał doskonale. Oby tak zawsze!
Sztuka opowiada o młodym i biednym awangardowym rzeźbiarzu Brindsleyu (gra go Michał Wierzbicki), który zaprasza do swej pracowni holenderskiego milionera i kolekcjonera sztuki Bambergera (Dariusz Sosiński), aby sprzedać mu któreś ze swoich dzieł. Wraz z nim ma przybyć stary pułkownik (Janusz Grenda) i córka rzeźbiarza Carol (Ewa Kibler)
Aby na srogim wojaku zrobić dobre wrażenie, Brindsley przynosi do swej pracowni antyczne meble z mieszkania swego sąsiada Harolda (Jarosław Witaszczyk), który wyjechał. Sprawa komplikuje się, gdy następuje awaria światła i w ciemnym mieszkaniu pojawiają się kolejno: sąsiadka Brindsleya, panna Furnival (Irena Rybicka), Harold, który niespodziewanie powrócił, elektryk Schuppanzigh (Zbigniew Antoniewicz) i była narzeczona rzeźbiarza Clea (Monika Szalaty). W ciemnościach wszyscy wpadają na siebie, biorą się za kogoś innego, stroją zabójcze miny. Intryga rozkwita...
Celem "Czarnej komedii" nie jest jednak jedynie zabawianie widza śmiechem, ma też ona głębszą treść. Ukazuje świat ludzi, którzy z oszukiwania innych i udawania kogoś, kim nie są, uczynili swój oręż w walce o realizację swoich egoistycznych interesów. Piekielne ciemności, w których pogrążyli się po awarii światła, ciemności, które cały czas głośno przeklinają, w gruncie rzeczy odpowiadają im, gdyż dopiero w nich mogą oszukiwać na całego bez obawy zdemaskowania. Tak naprawdę całe życie spędzają w ciemnościach i niczego nie boją się bardziej niż światła.
"Czarna komedia" jest niewątpliwie najlepszym przedstawieniem kaliskiego teatru w tym sezonie. Specyfika jej intrygi wymagała olbrzymiego wysiłku reżyserskiej wyobraźni oraz wielkiego nakładu pracy ze strony aktorów. Miło zapewnić, że wszyscy stanęli na wysokości zadania. Pozostaje jednak w imieniu publiczności zapytać wykonawców. Dlaczego, panie i panowie, nie jest tak zawsze...