Włos Julietty
W teatrze może czasem zdarzyć się coś co zaskakuje, chociaż wczoraj jeszcze było oczywistością. A jutro... Cóż, czy jutro poeci jeszcze będą pisać wiersze? Póki więc są wśród nas nadwrażliwcy, sprawiedliwi sędziowie świata, zagubieni introwertycy - niech mówią.
"Słuchajcie głosu poety, choćby ten jego głos był cienki jak włos, jak jeden włos Julietty". Tę strofę z Różewicza pamięć podsuwa mi ilekroć zbyt głośno grają w lunaparku życia. Wówczas też pojawia się sto procent pewności, że zaraz, gdzieś z boku rozlegnie się szept. Może to będzie uliczny grajek, może ktoś komu śni się Nobel, albo przeciwnie - balladzista rockowy czy zagubiony aktor.
Andrzej Ozga jest z tej rodziny. Absolwent warszawskiej PWST, nie wyszedł właściwie poza przyjacielską grupę Pracowni "Teatr". Za to na wielkie sceny trafił ze swoimi tekstami dla Bajora, Edyty Geppert, dla Jerzego Satanowskiego ("Decadance"). Czasem przecież dzieje się tak jakby im wszystkim pozazdrościł: sam staje przed mikrofonem. Wrażliwy, nieupozowany, co wszystkim nam powie prawdę w oczy. Raz będzie sarkastyczny jak Młynarski, kiedy indziej zapędzi się w publicystykę, ułoży żarcik na zadany temat albo w rymy ubierze zdziwienie. O tym wszystkim będzie śpiewał.
I tak właśnie jest w wieczorze ,,bardzo smutnych piosenek" ułożonych w spektakl ,,Do Arkadii". Premiera tego kameralnego drobiazgu miała miejsce - gdzieżby jak nie we Wrocławiu - podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Wtedy rzecz się stała z udziałem Agnieszki Matysiak. I dziś ta wszechstronna, aktorka (święcąca właśnie sukces w roli Piaf w Operetce) gra z Ozgą na Szwedzkiej. Tam, jest nasz off-off Broadway. Tak samo ciemno i straszno jak w przedsionku Harlemu w Nowym Jorku. Jeszcze raz okazuje się, że każdy ma taką Arkadię, na jaką zasługuje, niekoniecznie tak piękną, jak chciał Wergiliusz.
Chodzą słuchy, że "Szwedzka 2/4" kiedyś tam przemieści się na Marszałkowską do ,,Rozmaitości". Ale czy wówczas poeci będą jeszcze śpiewać swoje wiersze?