Artykuły

Łódzkie historie na scenie teatralnej

- "Hotel Savoy" i "Kokolobolo" w repertuarze Teatru Nowego zaspokajają u widzów uczucie niedosytu. Łódź przecież ciągle poszukuje tożsamości, odkąd po wojnie stała się miastem jednoetnicznym - mówi ZBIGNIEW JASKUŁA, dyrektor Teatru Nowego. I zapowiada na koniec sezonu spektakl o Katarzynie Kobro

"Hotel Saroy" w reżyserii Michała Zadary i "Kokolobolo, czyli opowieść o przypadkach Ślepego Maksa" w reżyserii Jacka Głomba to przedstawienia, które pojawiły się w repertuarze Nowego podczas wrześniowego festiwalu Łódź Czterech Kultur. Scena planuje spektakle i akcje teatralne dotyczące Katarzyny Kobro, Jerzego Kosińskiego i grupy Łódź Kaliska. A w Roku Tuwima przypomni twórczość kabaretową największego łódzkiego poety.

***

ROZMOWA ZE Zdzisławem Jaskułą

Marzena Bomanowska: Czy istnieje kategoria "łódzkość" w teatrze?

Zdzisław JaskuŁa: Takiej kategorii nie ma, ale to skądinąd dziwne; skoro teatr istnieje "tu i teraz", powinien mieć swój wymiar lokalny i go uniwersalizować. Ja już w latach 90. miałem pomysł, by teatr zainteresować Łodzią. Tylko nikt o niej nie chce dla teatru pisać. Rozmawiałem o tym z różnymi twórcami, ale to było takie sianie ziarna, o którym nie wiadomo, czy kiedykolwiek wzejdzie. W Nowym powstały jednak w tym roku dwa łódzkie spektakle: "Hotel Savoy" [na zdjęciu] i "Kokolobolo1".

- Któregoś dnia zadzwonił Michał Zadara z pomysłem inscenizacji "Hotelu Savoy", ale wymyślił, żeby nie robić tego na scenie w teatrze. Zapragnął wykorzystać hotel i język tego miejsca. W tym samym mniej więcej czasie nieoczekiwanie zgłosił się Jacek Głomb, który zadeklarował, że jego interesowałaby historia Ślepego Maksa.

Czyli z pomysłami widowisk o hotelu Savoy i o Ślepym Maksie przyszli reżyserzy spoza Łodzi?

- Tak. Z nazwiskiem Jacka Głomba wiąże się ciekawy ruch w teatrze nawiązujący do lokalnych historii, legend i zdarzeń. Głomb robi to z powodzeniem w Legnicy - przypomnijmy choćby jego "Balladę o Zakaczawiu". Dla "instalacji teatralnej", jak nazwaliśmy "Hotel Savoy" Josepha Rotha grany w hotelu Savoy, Michał Zadara przygotował nowy przekład fragmentów powieści. Książka została na festiwal Łódź Czterech Kultur wznowiona, idzie jak woda, ale to jednak stare tłumaczenie, które może odstręczać dzisiejszego czytelnika przedwojenną manierą translatorską. A to jest bardzo nowocześnie napisana powieść, Roth był wspaniałym pisarzem, dzisiaj jego twórczość przeżywa wielki renesans, szczególnie w krajach anglosaskich. Trzeba by zadbać, by powstał nowy przekład. W Łodzi - poza "Ziemią obiecaną" i "Hotelem Savoy" - nie mamy już czego inscenizować?

- Trzeba dobrej literatury, którą teatr mógłby się żywić.

..Hotel Savoy" okazał się przedsięwzięciem udanym.

- Tak, chociaż jest oczywiście rozmaicie odbierany ze względu na nietypowy sposób realizacji. Dlatego posługujemy się pojęciem "instalacji teatralnej", by nie przykładać do "Hotelu Savoy" kategorii ściśle teatralnych. Chodziło także o to, by ożywić istniejące od prawie stu lat miejsce. Żeby przemówiły hotelowe duchy, trochę jak w "Dziadach".

- Doskonale wyczuł to Michał Zadara. W powieści - i spektakl jest na tym osnuty - czekają, aż przyjedzie Bloomfield i to coś odmieni. Łódź dzisiejsza też wydaje się trwać w takim stanie oczekiwania, aż zjawi się zbawca, zatrzęsie kasą i odmieni życie miasta.

Zaczynając rozmowę od "łódzkości" w teatrze, miałam także na myśli wcześniejsze realizacje, czyli najpierw Dejmkowską "Brygadę szlifierza Karhana", a następnie reaktywację tego przedstawienia, czyli "Brygadę..." Remigiusza Brzyka za dyrekcji Zbigniewa Brzozy w Nowym.

- U Brzyka to była reinterpretacja pewnego mitu, odniesienie się do Dejmka i początków Teatru Nowego. Brzyk podjął dialog z historią teatru w Łodzi, przeszłość pokazał inaczej. Wymagał od widzów pewnej wiedzy teatrologicznej. Sięgając po tradycję, chciał opowiedzieć o współczesności, bo w teatrze po to przywołuje się historię.

Drugie łódzkie przedstawienie - "Kokolobolo" - nie zostało przyjęte tak entuzjastycznie. Na scenie pojawia się przedwojenny żydowski Robin Hood, śpiewa się wesołe bałuckie kuplety, aż tu nagle nastrój się zmienia: w łódzki półświatek z całą grozą wkracza Zagłada. Spektakl rozpada się na nieprzystające do siebie części i wywołuje mieszane uczucia.

- Ja sam mam mieszane uczucia, Z jednej strony słyszę głosy, że trzeba było zatrzymać tę opowieść na wybuchu wojny, który położył kres przedwojennemu łódzkiemu podziemiu przestępczemu. Są tacy, którzy uważają, że łodzianie mają przesyt mówienia o Holocauście i dobrze już znają tę część historii. Z drugiej strony, zwłaszcza od młodych widzów, dowiaduję się, że dla nich zaskoczeniem jest realistyczny sposób pokazania tragicznych wydarzeń w teatrze. Jeszcze przed premierą reżyser usunął końcową cząstkę z powrotem Ślepego Maksa po wojnie. Później zdecydowaliśmy się zrobić przerwę w spektaklu, dzielącą sekwencję przed - i powojenną, Scena z powrotem Maksa wróciła, choć wkracza on do Łodzi, w której przepadł cały znany mu świat. Legenda Ślepego Maksa, dość szemrana, to pierwsza próba pokazania na scenie przedwojennej Łodzi. Być może ktoś jeszcze do tego tematu wróci i znajdzie na niego inny sposób. Ale chcę podkreślić, że "Kokolobolo", podobnie jak "Hotel Savoy", cieszy się ogromnym powodzeniem u publiczności. Wygląda na to, że tym spektaklem zostało zaspokój one jakieś uczucie niedosytu. Łódź przecież ciągle poszukuje swojej tożsamości, odkąd po wojnie stała się miastem jednoetnicznym. Jakie będą dalsze losy tych spektakli? "Hotel Savoy" został zawieszony na zimę, bo jest pomyślany jako widowisko na cieplejszą część roku...

- Tak, ostatnie spektakle zagraliśmy w listopadzie, wznowimy "Hotel..." najprawdopodobniej w marcu, jak się trochę ociepli. "Kokolobolo" grane na scenie jest normalną pozycją repertuarową,

A kto na te widowiska przychodzi?

- Widzowie są bardzo różni. Na "Hotel Savoy" wybiera się dużo młodzieży i - co mnie cieszy - studenci szkół artystycznych. Na "Kokolobolo" przychodzą przede wszystkim starsi widzowie. Mamy też zaproszenie na dwa festiwale, zatem pokażemy przedstawienie publiczności pozałódzkiej.

Skoro widzowie lubią oglądać na scenie łódzkie historie, może to czas na opowiadanie w teatrze biografii wyjątkowych łodzian?

- Podejmiemy taką próbę biograficzną. Na zamówienie Teatru Nowego w Łodzi Małgorzata Sikorska-Miszczuk pisze dla nas dramat o Katarzynie Kobro, który będzie reżyserować Iwona Siekierzyńska. Dzieło jest jeszcze pisane, planujemy premierę na koniec tego sezonu. W styczniu poznam konspekt dramatu, w którym znajdzie się to, co autorce w losie Kobro wydało się najciekawsze.

I znowu: to nie jest autorka z Łodzi.

- Nie. Próbowałem rozmawiać z łódzkimi pisarzami, ale okazywało się, że nie są zainteresowani łódzkimi tematami. Albo nie lubią teatru. Dlatego pomyślałem razem z Michałem Łachmanem, że przydałoby się zorganizować warsztaty dramatopisarskie, by przyciągnąć do teatru na przykład młodych poetów;jest ich w Łodzi sporo. Może znalazłby się ktoś, kto czuje miasto i umie napisać coś interesującego dla teatru.

Czyli "łódzkość" pociąga niełodzian?

- No właśnie. Mamy też drugi projekt, interesuje się nim Agnieszka Olsten, która w Teatrze Jaracza zrobiła kontrowersji ny "Korowód" według Hanocha Lewina. To będzie akcja teatralna o grupie Łódź Kaliska.

A Tuwim? 2013 będzie jego rokiem. Pojawi się na scenie?

- W Roku Tuwima zamierzamy przypomnieć jego twórczość kabaretową. Rozmawiam z panią w teatrze odbudowanym, ale to tutaj w 1915 roku grano publicznie pierwsze skecze Tuwima. Moje "Variete Tuwim" w Teatrze Studyjnym, oparte na "Balu w Operze", cieszyło się sporym powodzeniem, dostawaliśmy za nie nagrody. Jak wyjeżdżaliśmy na gościnne występy, przedstawienie też było dobrze odbierane, ale tylko w Łodzi - rewelacyjnie. Tu ten spektakl błyszczał, trafiał w poczucie humoru tutejszej publiczności. Czyli jest coś specyficznie łódzkiego. Można by też zrobić na scenie coś ciekawego o losie Tuwima, jest przecież świetna książka Piotra Matywieckiego o największym łódzkim poecie.

Inni wielcy łodzianie: Tansman, Rubinstein, Kosiński?

- Noszę się z zamiarem opowiedzenia o Kosińskim przez jego książkę "Wystarczy być11. Pracuje nad tym młoda reżyserka Katarzyna Karwat. Więc trochę tych łódzkich projektów jest, ale nie wiem, kiedy to wszystko zdążymy zrobić. Przydałaby się w teatrze konsekwencja, na przykład by raz w sezonie przypominać łódzkie postaci.

W internecie na hasło "łódzkość" wyskakują takie sformułowania jak "chory na łódzkość", "cierpiący na łódzkość". Albo cytat z Cezarego Pazury: "Łudźka".

A według pana - poety - co to jest "łódzkość"?

- Popadam w rozmaite wahania. I zauważyłem, że wielu łodzian to ma: raz miasto ich irytuje, innym razem czują, że je kochają. To, co mnie fascynowało w Łodzi i stanowi powód, dla którego nigdy z Łodzi nie wyjechałem: lubiłem smutną Łódź, jej melancholie i dekadenckość.

Czyli jednak chory na Łódź?

- Tak. Teraz Kuba Wesołowski, bohater serialu "Komisarz Aleks", mówi, że w Łodzi ludzie są tacy prawdziwi. Cudzoziemcy także to powtarzają. Ze miasto niczego nie udaje, że uderzający jest autentyzm Łodzi, a nasze ulice są prawdziwe w przeciwieństwie do sztucznych starówek innych miast. Nie wiem, czy to jest zaleta, ale ja też to w Łodzi lubię. "Łódzkość" to raczej realia Włókienniczej czy Wschodniej niż Manufaktury.

- No tak. Tłum w Manufakturze, który sam niekiedy zasilam, to tłum konsumpcyjny. A Łódź to jednak ten widok za oknem, na który teraz patrzmy.

Proszę przez chwilę nie myśleć o budżecie teatru ani czasie potrzebnym na przygotowanie spektaklu i powiedzieć o czymś, co - bez tych ograniczeń - marzyłby pan wystawić na scenie?

- Tu mnie pani zaskoczyła. Ale mam taką propozycję, może niezupełnie łódzką, raczej regionalną. I jest reżyser, który by to przygotował. Mianowicie chcę przenieść na scenę "Chłopów" Reymonta. Mogę powiedzieć, że przygotowuje się do tego Krzysztof Garbaczewski, laureat Paszportu "Polityki". Co nam z tego wyjdzie, ile by to kosztowało - nie wiem. Ale się do tego przymierzamy. Bo tu także tkwi pytanie o Łódź - miasto, gdzie wszyscy są przejezdni. Po wojnie rodowitych łodzian zostało niewielu, a miejsca po Niemcach i Żydach zajęli przybysze ze wsi. Zastanawiam się więc, jak można przeczytać Łódź przez "Chłopów".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji