Czy Brecht się zestarzał?
Mieliśmy w sobotę 15 czerwca kolejną, ostatnią już w tym sezonie, premierę w kaliskim teatrze. Na dużej scenie wystawiono "Operę za trzy grosze" musical Bertolda Brechta z graną na żywo muzyką Kurta Weilla. Spektakl wyreżyserował Jan Buchwald. I pozostawił widzów z wątpliwościami. Czy zestarzał się Brecht ze swoją "Operą za trzy grosze", czy postarzyła go ostatnia inscenizacja?
Od prapremiery w 1928 roku w Berlinie musical cieszy się powodzeniem, grany do dziś, teatr Bogusławskiego w swojej powojennej historii wystawia operę po raz trzeci. A czasy dla przypomnienia tematu wydają się być sprzyjające, mamy gangsterów włamywaczy, mamy skorumpowaną policję, domy schadzek, żebraków. Natura ludzka pozostała niezmienna, chciwość, podłość, zakłamanie - jak u Brechta. Może i nawet jesteśmy tymi samymi mieszczuchami, do których i o których mówi Brecht. Jesteśmy na pewno mniej sentymentalni. I inaczej trzeba do nas mówić. Bardziej drapieżnie. Bo stary Brecht nas chyba nie zaszokuje, niczego nam w twarz nie wykrzyczy, jeżeli nie dodamy mu "przypraw".
Spektakl kaliski jest zbyt statyczny. Momenty, kiedy aktor stoi przed czarną kurtyną i śpiewa swój song wydają się najbardziej nużące. Więcej ekspresji, więcej ruchu. Tego było trzeba, żeby treść i muzyka mogły przekonać.
Kilka scen było naprawdę ciekawych - pierwsza, kiedy wyłania się cały zespół, wśród interesującej scenografii Wiesława Olki, przedstawiającej londyńskie Soho, śpiewając o bandycie Mackie, co niejedno straszne przestępstwo ma na sumieniu, budzącym lęk ale i podziw. Scena w salonie żebraczym Peachuma. Scena, w której Polly i Lilly walczą o swego mężczyznę przed kratami ceii. I najciekawsza kreacja spektaklu - Jerzego Górnego, który wcielił się w Peachuma, opiekuna żebraków. Kreacja, która na publiczności większe wrażenie zrobiła niż Mackie Majcher grany przez warszawskiego aktora Wojciecha Wysockiego.
"Opera za trzy grosze" przedstawienie, które wymaga wielkiej sprawności aktorskiej i wokalnej zespołu. Tego nie zabrakło. Kilka songów było odśpiewanych doskonale. Czegoś było za mało - może dynamizmu. I czegoś za dużo - "należałoby skrócić tekst, pozbyć się paru songów" - może rację miał ten, kto to powiedział? A publiczność? Oklaskiwała spektakl długo, choć bez większego entuzjazmu. Najwięcej braw zebrał Jerzy Górny. Nikt nie powiedział, że było wspaniale. "Owszem niezłe", "dobre", takich głosów było najwięcej.